Dunia |
Dokładnie nie da się określić kiedy Dunia po raz pierwszy miała atak padaczki. Dostrzeżone przez nas objawy miały miejsce w lipcu.
To dla zwierzątka rzecz straszna. Chyba dla kota szczególnie. Dla Duni, która w skokach i podchodach była mistrzynią, a w precyzji umieszczania swego ciałka dokładnie tam, gdzie chciała, w czym nie miała równych, to wręcz tragedia.
Dunia już nie wchodzi po schodach, tylko się na nie wdrapuje, czepiając się pazurkami. Nie schodzi, tylko się stacza. A z łóżek po prostu spada. Nie potrafi wskoczyć na krzesło w kuchni, na którym przyzwyczaiła się jadać od malucha.
Jej ataki to były kilkusekundowe drgawki i skurcze; gwałtowne przebieranie wszystkimi łapkami, wykręcenie tułowia, dzikie oczy i niekontrolowane oddawanie moczu. Występowały raz w tygodniu, a nawet raz na dwa tygodnie. Nie uznawaliśmy ich za groźne do tego stopnia, aby zamknąć ją w domu, tym bardziej, że areszt taki to dla niej straszliwa kara, którą przeżywała niepokojąco tracąc chęć do życia.
Niestety, z upływem tygodni ataki nasilały się, a w tej chwili są już codzienne. Wczoraj miała ich aż siedem, nie licząc nocy, kiedy nie jest monitorowana. Po kilkunastosekundowym ataku, całkowicie zdezorientowana, zaczyna wariackie mycie całego ciała, trwające bardzo długo, nawet godzinę. Jest bardzo pobudzona, zdenerwowana, kompletnie nie wie, co się dzieje. Pilnujemy tylko, aby się nie poraniła, nie uderzyła, nie spadła z jakiegoś mebla.
Tymczasem cały dom cuchnie moczem, mimo natychmiastowego mycia i sprzątania. To dla nas niesamowicie uciążliwe. Ale nie da się wyprać wszystkich dywanów, tapicerki, materaców, koszyków, i tym podobnych miejsc, narażonych na te ataki.
A nie chcemy jej zamykać w osobnym pomieszczeniu, ogołoconym ze sprzętów, zresztą nie za bardzo mamy gdzie; to mały dom. Ponadto w zamknięciu musiałaby większość czasu spędzać sama, a to z kolei wywołałoby jeszcze większą jej frustrację.
Nie mamy w tym zakresie planu na przyszłość. Czekamy, jak będzie się choroba rozwijać. Na razie nie przewiduję podawania jej leków, gdyż specyfiki te choroby w ogóle nie leczą, za to mają fatalne skutki uboczne.
Nasze pozostałe zwierzaki obserwują ataki Duni jakby ukradkiem. Ale najczęściej udają, że wcale tego nie widzą.
A sama Duniulka lubi sobie dobrze zjeść; dostaje codziennie jedno żółtko, trochę masełka, kurczaka, schab lub szynkę (dieta a la Barf), ale jest coraz chudsza, niestety, i coraz niespokojniejsza. Najulubieńsze jej miejsca to ciała opiekunów, możliwie jak najbliżej twarzy. Niestety, nie można jej tego zapewnić non stop;).
Martwimy się. Przeżywamy. Duniusia dopiero niedawno rozpoczęła szesnasty roczek swego pobytu na ziemi. Więc co to za wiek dla kotki, która u nas się urodziła, była odpowiednio, mam nadzieję, pielęgnowana, karmiona i obdarzana uwagą przez wszystkie te lata.
I stale zastanawiamy się, co poszło nie tak; skąd uszkodzenie mózgu?, guz?, czy inna przyczyna tak dolegliwego schorzenia.
Któregoś dnia zwierzałam się doktorowi Duni, jak bardzo chciałabym, aby dane jej było przeżyć jeszcze choć rok, a najlepiej dwa. Bo spotkałam tam kotkę 21-letnią. I była w niezłym stanie.
A to absolutnie nie rekord wśród znanych mi przypadków; kotka jednej pani (weterynarz) właśnie ma teraz 25 lat! Z tym, że nigdy nie jadła 'torebek czy puszek' ani nie brała antybiotyków. I co powiecie?