Koty zbudziły mnie o wpół do szóstej. Ciemno, zimno - tylko 1 oC, więc chciałam szybko wrócić do łóżka, ale się nie dało; Bazyl wrzeszczał pod drzwiami, żeby go wypuścić, Dunia przymilała się jak mogła, bo głodna, a Felutka zwymiotowała na parapet w salonie. Reszta dalej spała.
Więc kiedy już posprzątałam po Feli, nakarmiłam głodnych i odmroziłam chleb na śniadanie (bo dziś mój mąż miał rano inne zajęcie i nie mógł iść po świeże pieczywo), doszłam do wniosku, że nie ma co kłaść się znowu, tylko do ogarnięcia domu się zabierać. Ale na biurku leżały jeszcze nie zapakowane ostatnie upominki świąteczne do wysłania. Pomyślałam, że wydrukuję adresy, wypełnię dowody nadania, a przedtem przeczytam wiadomości. No i tak czytałam gdzieś do dziewiątej, potem śniadanie, potem pakowanie i doczekałam się powrotu męża, który zaoferował, że pójdzie na pocztę. Oczywiście z bliźniakami. Filip z Bazylem zawsze z nim chodzą. A kiedy czekają pod sklepem czy pocztą zbyt długo, to gorzkie wymówki mu potem robią. Co prawda to jest spacer zaledwie kilkusetmetrowy, ale koty na skróty nigdy nie chodzą. Przeciwnie, wybierają jak najdłuższą drogę, więc kiedy nareszcie do furtki docierają, całkiem są wykończone. I długo odpoczywają.
Teraz, kiedy opuścił nas Łaciak, nasz długoletni stołownik, który co najmniej trzy razy dziennie o jedzenie się upominał i tak zhardział, że byle czego (to znaczy tego, czego nie lubił) nie zjadł, nasze zwierzaki, nie przeganiane, spokojnie na ganku, a najlepiej na dywanikach, na samym progu sobie wysiadują.
Pewnie, że niekastrowane kocury różne z bliższego i dalszego sąsiedztwa także potrafią nasze nieźle nastraszyć, a nawet przepędzić, ale to raczej nieczęsto się zdarza.
A Łaciak, który nie pokazuje się od 15 stycznia, najpewniej swój koci żywot gdzieś zakończył, biedak. Raczej nie sądzimy, że jakiś dom sobie znalazł.
Brakuje Łaciaka. Człowiek przywiązał się do tego zwierzęcia, jego charakteru, humorów, ba, do jego pcheł nawet. Bo panicznie bał się odpchlania. Uciekał jak opętany na widok pojemnika z Frontlinem.
Tak, tak. Koty mają tak samo jak ludzie. Większości źle i z trudem się żyje. Chyba niewiele jest takich, które na zabytkowych kanapach się wysypiają i w brylantowych chadzają obróżkach:)
A ja ostatnie upominki wysłałam i od jutra za dom się zabieram. Dziś całkiem nie jestem w nastroju.
Jak papierowe kwiaty samodzielnie zrobić można podejrzeć tutaj