Telefon to jednak świetne urządzenie. Zwłaszcza do kontaktu z bliskimi osobami. Zwykle w sobotnie lub niedzielne przedpołudnie rozmawiam przez telefon z naszą przyjaciółką, mieszkającą nad Renem.
Z Schatz (jak niezmiennie od lat zwraca się do niej mąż) osobiście widujemy się niezbyt często. Dzieli nas tysiąckilometrowa odległość, co nawet jak na dzisiejsze możliwości komunikacyjne wcale blisko nie jest. Ale przy pomocy tego fenomenalnego wynalazku pana Bella wiemy na bieżąco co się u nas dzieje; jaka jest pogoda, co czytamy, co oglądamy, co jemy, dokąd jeździmy, a nawet co nam dolega czy na sercu leży.
Parę lat temu, po najdłuższym i najszczęśliwszym życiu opuściła ich cudna, kudłata, ciemno podpalana suczka Tina. Była wspaniałą przedstawicielką rasy yorkshier terrier. Tineczka, wiadomo, jak to ukochane zwierzątko, była psem jedynym i wyjątkowym.
To tragiczna i serdeczna strata, z którą długo nie mogli się uporać. Przywiązani byli do Tiny bardzo i wiele jej poświęcili. Ich życie, jak teraz nasze kotom, podporządkowane było temu zwierzęciu. Z ilu wyjazdów musieli zrezygnować, ile razy zostać w domu z psem, i dla niego, wiedzą tylko oni.
Część, niemała zresztą uczucia, jakim Tinę darzyli, przeszła na nasze koty. Prawdę mówiąc sprawa wygląda tak, że dopomagają nam w utrzymaniu naszej gromadki. Systematycznie robią naszym kotom prezenty w postaci wartościowej karmy, zresztą nie tylko, którą kupują u siebie i kurierem ślą naszym zwierzakom.
A te tak się już rozbestwiły, że żadnego Kitekata nie tkną, a i na inne konserwy z „niższej półki” plują po prostu. Jeśli w misce jest coś, co na przykład Filipkowi nie smakuje, to podchodzi, wącha, wstrząsa z obrzydzeniem prawą łapą, i odchodzi a właściwie odbiega i z odległości kilku kroków wymownie patrzy mi w oczy. Czy zrozumiałam? Pewnie!
Z suchej karmy może być Royal Canin, najlepiej w wersji dla wybrednych kotów. Że drogi? No, to nie ich problem przecież! Mogą sprawić nam przyjemność i ten produkt na swój stół dopuścić.
Wiem, wiem. Takie rozpuszczanie kotów nie jest w porządku. Wiem, że jeśli sytuacja by się zmieniła, to znaczy pogorszyła, zwierzaki będą nieszczęśliwe. Ale jakoś nie potrafię, nie mogę odmówić im dobrego pokarmu.
Lubię myśleć o tym, wiedzieć o tym, że przynajmniej one żyją na tym świecie wyłącznie dla własnej przyjemności.
Schatz zadzwoniła dzisiaj: - Zapakowałam kotom dziewięćdziesiąt konserw, są z drobiem, z wołowiną, z pstrągiem, z rybami morskimi i krabami. Będziesz miała na jakiś czas.
- Bardzo ci dziękuję, cieszyłam się. One tak lubią kraby. Na to usłyszałam w słuchawce: - Ty mi tak nie dziękuj, przecież my także je kochamy.
I w tym momencie całkiem się rozkleiłam. Uczucia dobre są. Lepsze nawet niż telefony.
Bo są tacy ludzie, którzy na prawdę kochają zwierzęta, bo traktują je jak "braci mniejszych" (swoją drogą piękne określenie). Mają być szczęśliwe, dla nas też...
OdpowiedzUsuńPrawda, i chwała, że są.
OdpowiedzUsuńA kiedy doczekamy się foto z Waszego rancza? Najbardziej ciekawa jestem tego domostwa z bali (fragmentu chociaż), i tej strzechy. Czy autentyczna?