Duniaszka
Trzy dni, a raczej trzy noce temu, około wpół do pierwszej, na chwilę poszłam do łazienki. Po powrocie do sypialni okazało się, że moją poduszkę zajęła Dunia, zwinęła się w kłębek, i zasnęła.
Dunieczka, ustawicznie zmieniająca miejsca, ostatnio nocowała na szafce, na dole w przedpokoju, rozkładając się na futrzanej czapie i polarowych rękawicach, które mój mąż wkłada co rano, kiedy idzie odśnieżać.
Reszta kociarni rozlokowana jest całkiem wygodnie w naszych sypialniach, a ja przed położeniem się spać robię obchód; każdego zwierzaka pogłaszczę, poprawię mu posłanie i coś zagadam. Taki rytuał.
Tylko Bura (jeden z pseudonimów Duni) zawsze była niezadowolona wielce, że w ogóle się do niej podchodzi, bo przecież ona śpi. Więc przestałam zwracać na nią uwagę, trochę zła, że odrzuca moje czułości, a trochę po to, aby jej nie denerwować.
Okazuje się jednak, że to niezadowolenie udawane było tylko a kocica postanowiła upomnieć się o moje zainteresowanie.
Od dawna, bo od czasu zaginięcia naszej nieodżałowanej Maliny, w moim łóżku sypia Lolita. A i z przerwami Filipek, zwłaszcza kiedy przytrafią mu się jakieś kocie nieszczęścia, co jest na porządku dziennym, przychodzi się „wypłakać” i przytulić. Kiedy Lolita zobaczy wieczorem Filipka w „swoich” betach każdorazowo zastanawia się przez dłuższą chwilę, czy obrazić się i pójść gdzie indziej, czy uznać, że wszystko w porządku, i wskoczyć, ale już z drugiej strony, jak najdalej od Filipa. A następnego wieczora usiłuje ubiec go i wcześniej zająć swoje miejsce. Wtedy Filipek, zjawiający się jako drugi, obserwuje kotkę i stara się przewidzieć jej reakcję, bo kiedy sam zdecyduje się wejść do łóżka łagodna Lola potrafi ciężką łapą boleśnie przygrzmocić.
Ale łóżko dość obszerne jest, więc dwa koty, nawet w poprzek się układające, każdy ze swoim kocykiem, jeszcze kapkę miejsca na moje kości zostawiały. Tym bardziej, że oba raczej w „nogach” łóżka i najlepiej na moich własnych
kończynach rozkładać się lubią.
No, ale poduszki nikt mi raczej nie zajmował. Więc Dunia oceniła, że to właściwe miejsce, aby się na trzeciego wepchać i bezkolizyjnie przespać.
I co miałam zrobić? Przecież zawsze się tak rozżalałam, że Buraszka miejsca swojego noclegowego nie ma, wszystkie możliwe kąty już w domu zaliczyła i żadnego na stałe nie zaakceptowała.
Oczywiście wzięłam mały jasieczek, podłożyłam pod spód jakąś twardawą poduszeczkę i do rana przewracałam się, w dodatku nie po swojej ulubionej stronie łóżka, co tym bardziej nie pozwalało mi spokojnie usnąć.
W nocy kilka razy opatulałam rozkopujące się koty, a one odpowiadały cichutkim mruknięciem.
Rano Duniaszka obudziła się bardzo późno, zadowolona i wypoczęta, i ostatnia wyszła z domu na przedpołudniowy spacerek.
Wieczorem, przekonana, że Dunia wróci na szafkę do przedpokoju, spokojnie zajęłam swoje miejsce w łóżku i wyłączyłam światło. Po 10 minutach zobaczyłam przemykający cień i nagle… skok. Powyżej mojej głowy, na poduszce miejsce zajęła Duniacha. Historia z poprzedniej nocy się powtórzyła.
Trzeciego wieczora, całkowicie pewna, że tym razem Dunia będzie spała na rękawicach do odśnieżania, bo już się właśnie na nich ulokowała, położyłam się spać. W nocy zbudziło mnie bolesne szarpanie za włosy. To Dunia, leżąc na mojej poduszce, mając za mało miejsca, wierciła się i spychała mnie niżej, aby wygodniej się ułożyć.
Więc co zrobiłam? Wzięłam mały jasieczek…
Rano Buraszka, bardzo zadowolona, pozwoliła się wziąć na ręce, i dała się trochę potarmosić, wygłaskać i wycałować, czego zwykle nie znosi.
Kolejną noc przespała na czapce w przedpokoju, choć moje łóżko staranie tym razem przygotowane było do noclegu dla trzech kotów i jednego człowieka.
A ja analizowałam najpierw dogłębnie kocie ego. I czy różni się od naszego?
Następnie długo rozpatrywałam ludzki (czyli swój) brak przezorności, kompletne fiasko jeśli chodzi o umiejętność przewidywania, lekceważenie wniosków wynikających z własnego doświadczenia i wypływającą stąd życiową (nocną)niewygodę.
„Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”? No, pewnie. W tym przypadku to nawet całkowicie dosłownie.
Trzy dni, a raczej trzy noce temu, około wpół do pierwszej, na chwilę poszłam do łazienki. Po powrocie do sypialni okazało się, że moją poduszkę zajęła Dunia, zwinęła się w kłębek, i zasnęła.
Dunieczka, ustawicznie zmieniająca miejsca, ostatnio nocowała na szafce, na dole w przedpokoju, rozkładając się na futrzanej czapie i polarowych rękawicach, które mój mąż wkłada co rano, kiedy idzie odśnieżać.
Reszta kociarni rozlokowana jest całkiem wygodnie w naszych sypialniach, a ja przed położeniem się spać robię obchód; każdego zwierzaka pogłaszczę, poprawię mu posłanie i coś zagadam. Taki rytuał.
Tylko Bura (jeden z pseudonimów Duni) zawsze była niezadowolona wielce, że w ogóle się do niej podchodzi, bo przecież ona śpi. Więc przestałam zwracać na nią uwagę, trochę zła, że odrzuca moje czułości, a trochę po to, aby jej nie denerwować.
Okazuje się jednak, że to niezadowolenie udawane było tylko a kocica postanowiła upomnieć się o moje zainteresowanie.
Od dawna, bo od czasu zaginięcia naszej nieodżałowanej Maliny, w moim łóżku sypia Lolita. A i z przerwami Filipek, zwłaszcza kiedy przytrafią mu się jakieś kocie nieszczęścia, co jest na porządku dziennym, przychodzi się „wypłakać” i przytulić. Kiedy Lolita zobaczy wieczorem Filipka w „swoich” betach każdorazowo zastanawia się przez dłuższą chwilę, czy obrazić się i pójść gdzie indziej, czy uznać, że wszystko w porządku, i wskoczyć, ale już z drugiej strony, jak najdalej od Filipa. A następnego wieczora usiłuje ubiec go i wcześniej zająć swoje miejsce. Wtedy Filipek, zjawiający się jako drugi, obserwuje kotkę i stara się przewidzieć jej reakcję, bo kiedy sam zdecyduje się wejść do łóżka łagodna Lola potrafi ciężką łapą boleśnie przygrzmocić.
Ale łóżko dość obszerne jest, więc dwa koty, nawet w poprzek się układające, każdy ze swoim kocykiem, jeszcze kapkę miejsca na moje kości zostawiały. Tym bardziej, że oba raczej w „nogach” łóżka i najlepiej na moich własnych
kończynach rozkładać się lubią.
No, ale poduszki nikt mi raczej nie zajmował. Więc Dunia oceniła, że to właściwe miejsce, aby się na trzeciego wepchać i bezkolizyjnie przespać.
I co miałam zrobić? Przecież zawsze się tak rozżalałam, że Buraszka miejsca swojego noclegowego nie ma, wszystkie możliwe kąty już w domu zaliczyła i żadnego na stałe nie zaakceptowała.
Oczywiście wzięłam mały jasieczek, podłożyłam pod spód jakąś twardawą poduszeczkę i do rana przewracałam się, w dodatku nie po swojej ulubionej stronie łóżka, co tym bardziej nie pozwalało mi spokojnie usnąć.
W nocy kilka razy opatulałam rozkopujące się koty, a one odpowiadały cichutkim mruknięciem.
Rano Duniaszka obudziła się bardzo późno, zadowolona i wypoczęta, i ostatnia wyszła z domu na przedpołudniowy spacerek.
Wieczorem, przekonana, że Dunia wróci na szafkę do przedpokoju, spokojnie zajęłam swoje miejsce w łóżku i wyłączyłam światło. Po 10 minutach zobaczyłam przemykający cień i nagle… skok. Powyżej mojej głowy, na poduszce miejsce zajęła Duniacha. Historia z poprzedniej nocy się powtórzyła.
Trzeciego wieczora, całkowicie pewna, że tym razem Dunia będzie spała na rękawicach do odśnieżania, bo już się właśnie na nich ulokowała, położyłam się spać. W nocy zbudziło mnie bolesne szarpanie za włosy. To Dunia, leżąc na mojej poduszce, mając za mało miejsca, wierciła się i spychała mnie niżej, aby wygodniej się ułożyć.
Więc co zrobiłam? Wzięłam mały jasieczek…
Rano Buraszka, bardzo zadowolona, pozwoliła się wziąć na ręce, i dała się trochę potarmosić, wygłaskać i wycałować, czego zwykle nie znosi.
Kolejną noc przespała na czapce w przedpokoju, choć moje łóżko staranie tym razem przygotowane było do noclegu dla trzech kotów i jednego człowieka.
A ja analizowałam najpierw dogłębnie kocie ego. I czy różni się od naszego?
Następnie długo rozpatrywałam ludzki (czyli swój) brak przezorności, kompletne fiasko jeśli chodzi o umiejętność przewidywania, lekceważenie wniosków wynikających z własnego doświadczenia i wypływającą stąd życiową (nocną)niewygodę.
„Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”? No, pewnie. W tym przypadku to nawet całkowicie dosłownie.
no tak;-)
OdpowiedzUsuńu mnie śpi Beladonna
Altair na piernaciku pod stołem
ale gdy ja schodzę z wersalki to on już zajmuje moje miejsce
a ja czekam z posłaniem swojego wyrka;-)))
reszta śpi w drugim pokoju z synem ;-)
buzialki walentynkowe
Uwielbiam takie opowieści.
OdpowiedzUsuńDla zaszczytu kociej obecności jesteśmy w stanie wiele znieść. :)
Donata, buzialki walentynkowe odwzajemniam.
OdpowiedzUsuńA sypianie ze zwierzakami podobno zbawienne jest dla naszego zdrowia, nie mówiąc już o usposobieniu; w każdym razie ja zawsze łagodnieję na widok moich kotów.
Tak jest, Błękitna; one (koty) po prostu "zaszczycają" nas samą swoją obecnością, a już zwracanie na nas uwagi, to doprawdy wyraz ich nadzwyczajnej dla nas łaskawości. Przynajmniej moje takie są.
OdpowiedzUsuńChoć czasem i ze swoimi uczuciami do nas także się zdradzą.
dzisiaj byłam u koleżanki i robiłam fotki kociowi
OdpowiedzUsuńnigdy tego nie lubił
uciekał sprzed aparatu
dzisiaj pozwolił się sfocić ;-)
U mnie z tym zaszczytem, to rożnie bywa. Kocia obecność jest okresowa, czasem opędzić się nie można (tak, mój Marceli jak tylko usłyszy, że siadam na toalecie, to leci żeby na kolankach posiedzieć ;)), a czasem doprosić się nie można żeby jakieś futerko zaszczyciło swoją obecnością.
OdpowiedzUsuńMaxio to kocurek moich przyjaciół
OdpowiedzUsuńnawet mnie lubi gdy jestem bez psa;-))
buzial
my też czekamy aż przestanie padac
OdpowiedzUsuńwoda już jest
OdpowiedzUsuńchyba z 3 godziny tylko nie było
ale zawsze wtedy najbardziej potrzebna
buziale
niestety to widok z mojego balkonu;-(
OdpowiedzUsuńale wśród tych garaży jest i garaz mojego syna
dobranocka
tylko żebym wiedziała jeszcze w kim ;-))
OdpowiedzUsuńdobranocka
OdpowiedzUsuńdzięki za odwiedzinki
OdpowiedzUsuńbuzialki