Bardo Śląskie, fot. Internet |
W Palmową Niedzielę pojechałam do Barda. Tam, tradycyjnie od lat, w murach i na dziedzińcu klasztoru przy Bazylice NMP, urządzany jest jarmark wielkanocny. Obszerne, pięknie sklepione korytarze klasztoru, liczne eksponaty muzealne, sąsiadująca światynia, wytwarzają świąteczny nastrój, sprzyjający wystawiennictwu, głównie zresztą nastawionemu na wyroby i rękodzieło regionalne.
Byłam bardzo zadowolona ze spotkania, ale fatalna pogoda, zimno i porywiste wiatry, a głównie chyba duże skupisko ludzi, przewijających się wśród stoisk, zrobiły swoje. Do domu wróciłam z wysoką gorączką. Tak, grypa. A w domu kichający na 1,5 metra i kaszlący Filipek. Więc zapakowałam nas oboje do łóżka. Do tego termofory, gorąca herbata z cytryną i przyprawami, aspiryna, a dla Filipka sinupret. Podawałam mu po ⅓ tabletki trzy razy dziennie. Zamierzałam leżeć przez trzy doby, niestety, skończyło się na trzech tygodniach.
I wątpię, czy bym wstała, ale z łóżka siła wyższa mnie wygnała.
Okazało się, że Dunieczka, która i tak ledwo życia się trzyma, sika na czerwono. No, to już alarm na całego i przymusowy wyjazd do weterynarza. A doktorów nasze koty mają w Dzierżoniowie, więc kawałek podjechać trzeba. I 20 kwietnia pojechałyśmy z Dunią i Felą, która też nie bardzo się czuła, szukać pilnej pomocy. Okazało się, że Duniulka ma klasyczne zapalenie pęcherza, a Felutka, niestety, zapalenie płuc. Oczywiście kroplówki dla obu, antybiotyki obowiązkowo. I jeżdżenie przez trzy kolejne dni na kontynuowanie kuracji. W międzyczasie Bazyl nabawił się zapalenia gardła, po swoim półtoradobowym ‘gigancie’, przy okropnej pogodzie. Oczywiście on także wylądował u weta i do dziś zażywa leki.
Tak więc człowiek obarczony obowiązkiem opieki nad zwierzakami absolutnie nie może pozwolić sobie na swobodne leżakowanie, zajmowanie się sobą i swoim samopoczuciem, bo wtedy wszystko zaczyna się wymykać spod kontroli.
No, ale idzie ku lepszemu. Duni choroba opanowana, Fela czuje się lepiej, bo apetyt powrócił, Bazyl nie płacze z powodu bólu gardła, a Filipek co prawda jeszcze kicha, ale teraz najwyżej na pół metra. Przedwczoraj wszystkie miśki cały dzień na słoneczku się wygrzewały, i oprócz Duni, na noc nie stawiły się w domu. Wczoraj, za karę, miały areszt domowy; spanie i jedzenie, jedzenie i spanie. Ale i tak nie rwały się na dwór, bo padało. A dziś znów od rana na słońcu.
I jeszcze podjęłam ważną decyzję. Właściwie wbrew nakazowi jednego z wetów, aby Dunia przez co najmniej 3 miesiące była na diecie Royal Canin urinary, podaję jej (i wszystkim) surowe mięso, trochę masła, śmietanki i twarogu. Po prostu przechodzę na dietę BARF. To znaczy dla zwierząt. Bo sama nie jadam zwierząt;)
Byłam bardzo zadowolona ze spotkania, ale fatalna pogoda, zimno i porywiste wiatry, a głównie chyba duże skupisko ludzi, przewijających się wśród stoisk, zrobiły swoje. Do domu wróciłam z wysoką gorączką. Tak, grypa. A w domu kichający na 1,5 metra i kaszlący Filipek. Więc zapakowałam nas oboje do łóżka. Do tego termofory, gorąca herbata z cytryną i przyprawami, aspiryna, a dla Filipka sinupret. Podawałam mu po ⅓ tabletki trzy razy dziennie. Zamierzałam leżeć przez trzy doby, niestety, skończyło się na trzech tygodniach.
I wątpię, czy bym wstała, ale z łóżka siła wyższa mnie wygnała.
Okazało się, że Dunieczka, która i tak ledwo życia się trzyma, sika na czerwono. No, to już alarm na całego i przymusowy wyjazd do weterynarza. A doktorów nasze koty mają w Dzierżoniowie, więc kawałek podjechać trzeba. I 20 kwietnia pojechałyśmy z Dunią i Felą, która też nie bardzo się czuła, szukać pilnej pomocy. Okazało się, że Duniulka ma klasyczne zapalenie pęcherza, a Felutka, niestety, zapalenie płuc. Oczywiście kroplówki dla obu, antybiotyki obowiązkowo. I jeżdżenie przez trzy kolejne dni na kontynuowanie kuracji. W międzyczasie Bazyl nabawił się zapalenia gardła, po swoim półtoradobowym ‘gigancie’, przy okropnej pogodzie. Oczywiście on także wylądował u weta i do dziś zażywa leki.
Tak więc człowiek obarczony obowiązkiem opieki nad zwierzakami absolutnie nie może pozwolić sobie na swobodne leżakowanie, zajmowanie się sobą i swoim samopoczuciem, bo wtedy wszystko zaczyna się wymykać spod kontroli.
No, ale idzie ku lepszemu. Duni choroba opanowana, Fela czuje się lepiej, bo apetyt powrócił, Bazyl nie płacze z powodu bólu gardła, a Filipek co prawda jeszcze kicha, ale teraz najwyżej na pół metra. Przedwczoraj wszystkie miśki cały dzień na słoneczku się wygrzewały, i oprócz Duni, na noc nie stawiły się w domu. Wczoraj, za karę, miały areszt domowy; spanie i jedzenie, jedzenie i spanie. Ale i tak nie rwały się na dwór, bo padało. A dziś znów od rana na słońcu.
I jeszcze podjęłam ważną decyzję. Właściwie wbrew nakazowi jednego z wetów, aby Dunia przez co najmniej 3 miesiące była na diecie Royal Canin urinary, podaję jej (i wszystkim) surowe mięso, trochę masła, śmietanki i twarogu. Po prostu przechodzę na dietę BARF. To znaczy dla zwierząt. Bo sama nie jadam zwierząt;)
lek.wet.Andrzej Bugaj |
lek.wet.Aleksander Wróblewski |
Dzierżoniów, ul. Brzegowa 81 d |
u mnie stado zdrowe poza świerzbem w uchach, który wciąż wraca...
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam...sama ledwo chodzę(chyba naciągnięte ścięgno), ale zwierzakom trzeba dać jeść i wypuścić je na dwór. To idę...trochę jak pingwin ale trudno..
OdpowiedzUsuńA u weta też średnio co 2 tygodnie bo niestety mam kocie stado białaczkowe. Pozdrawiam. Mirela
Stosujemy dietę Barf u naszych pięciu kotów (i u psów) od ok.3 może 4 lat i jest super. Przestały polować na ptaki i są w bardzo dobrej kondycji :) Weterynarka odradzała nam taki sposób karmienia, proponując oczywiście Royal. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie tylko kocie stado czuje się już dużo lepiej (co bardzo mnie cieszy) ale że i Ty mimo kłopotów wydobrzałaś i doszłaś do siebie po grypie.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Was wszystkich, niech chróbska idą precz a co do diety ciekawa jestem efektów, sporo czytałam i ciągle się nad nią zastanawiam.
Agato, tak świerzb to może być utrapieniem; wiem, bo nasz Rudolf także na to cierpiał, zwłaszcza latem, gdy uwielbiał się w tropikalnym słońcu przypiekać;)
OdpowiedzUsuńMirelo, to Cię wielce podziwiam, bo chore zwierzaki to podwójny, potrójny obowiązek.
OdpowiedzUsuńI sama się wylecz prędko; przecież od Ciebie te kocie istoty są uzależnione;)
Zielony Płocie, właśnie żałuję, że dotąd jedynie elementy BARF-u stosowałam, a nie konsekwentnie całość. Przekonana jestem, że to zdrowiej dla zwierząt i taniej(!) dla mnie.
OdpowiedzUsuńBasiku, tak, dzięki; zwierzaki jakby lepiej, a opiekunka znów się przyziębiła. Wczoraj do Kłodzka (też ładnie tam jest) jeździłam, pogoda fatalna, więc objawy znów grypowe;(
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że kotowate wcinają równo mięcho, i choć na razie tylko kurze filety, to nie zauważyłam, aby grymasiły czy wybrzydzały, jak dotąd, po puszkowym żarciu:) Tylko Filip zdecydowanie odmawia spróbowania twarogu;)
niedobrze, że wszyscy się pochorowali...
OdpowiedzUsuńdlatego Małgoś swoje kociaki każdego dnia nie wypuszczam tylko wtedy kiedy naprawdę jest ciepło !
buziaczki i pozdrawiam serdecznie
Joasiu, zgoda, ale Twoje koty grzeczne są, dobrze ułożone i Ciebie słuchają. A moje to zwykła chuliganeria jest; rozwydrzone towarzystwo, robi co chce, jak chce i kiedy chce. I tak się cieszę, że w ogóle nas tolerują;)
OdpowiedzUsuńAle już lepiej się czują.
Pozdrawiam Cię.
Cieszę się, że idzie ku lepszemu. Nieszczęścia chodzą parami. U Was jak widać lubią łazić gromadą. Nie wiem czy znasz tę stronę: http://www.barfnyswiat.org/index.php
OdpowiedzUsuńChyba najlepsze miejsce o barfie. Nasza Kasieńka też miała pęcherzowe problemy. Na stałe stosowałam u niej urinodol. Przesyłam gorące całusy dla całej gromady:)
Ashko, gdzieś się zawieruszyła moja odpowiedź; pisałam Ci, że ta właśnie strona walnie przyczyniła się do decyzji o przejściu na dietę Barf.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że efekty będą zadawalające. Chociaż jak dotąd moje koty nie chcą słyszeć o żadnych wątróbkach, mielonych kościach czy skorupkach jaj:( Tylko mięsko, i absolutnie nie mielone. Ma być pokrojone;)
Pozdrawiam Was serdecznie
U nas mielone to jada tylko Pinio. Reszcie też muszę kroić. A czasami to i karmić z ręki po kawałeczku;)
OdpowiedzUsuń