Od wielu tygodni obiecywaliśmy sobie wycieczkę w sudeckie Góry Bystrzyckie, parogodziną rzecz jasna, bo nie można na dłużej zostawić zwierząt samych. Ostatecznie wybraliśmy się w dzień moich urodzin.
Potraktowałam to jako podarunek i rzeczywiście było warto jechać. Przez Duszniki Zdrój i Zieleniec dotarliśmy aż do Lasówki i Mostowic, na samej polsko-czeskiej granicy.
Jest to całkiem inny świat; piękny krajobraz, wsie spokojne, zdrowe lasy, stosunkowo mało turystów. Droga sudecka całkiem dobra. Mieszkańcy żyją głównie z agroturystyki, prawie w każdym domostwie są pokoje do wynajęcia i dodatkowo jakieś usługi gastronomiczne.
Widzi się też sporo domów letnich, w większości pięknie odremontowanych, przystosowanych do potrzeb wakacyjnych nowych właścicieli.
Oglądaliśmy jeden z takich domów, urządzony w siermiężnym, ludowym stylu, z tradycyjnym kominkiem z otwartym paleniskiem, ale właściciele nie odmówili sobie kuchenki mikrofalowej czy satelitarnej anteny.
Tak więc mieszkańcy miast, spragnieni tzw. łona przyrody, wypoczywają w warunkach zbliżonych, a może i takich samych jak w miejskim domu, tyle, że krajobraz za oknem inny. No i trzeba co weekend jechać 100, 200 czy może nawet więcej kilometrów.
Od lat marzymy o domu na wsi, ale chcielibyśmy znaleźć taki dom i taką wieś, w której moglibyśmy zamieszkać na stałe. Czy to jest jeszcze do spełnienia, czy już na zawsze pozostanie marzeniem, trudno odpowiedzieć.
Zrobiło się już bardzo późno, na ganku zostały kociaki z Felą, no i nasze, na pewno głodne już koty. Trochę zmartwieni, czy to towarzystwo nie rozpierzchło się gdzieś po krzakach i pokrzywach, których nie brakuje w naszym ogrodzie, wracaliśmy już szybko, zatrzymując się tylko po zapas kociego jedzonka.
A w domu, przy furtce czekał Rudolf ze Szkaradziejem i Felą. I o dziwo, wszystkie kociaki karnie siedziały w koszu. Tylko kocic ani śladu. Lolitę prawdopodobnie straciliśmy na zawsze.
Każdy dostał coś pysznego i po chwili słychać było tylko mlaskanie i siorbanie z kocich misek. Maluchy właziły całe do jedzenia na talerzach, wybierały kęsy i mlaskały tak samo głośno jak dorosłe.
A my byliśmy już zbyt zmęczeni aby coś ugotować, więc otworzyliśmy buteleczkę i powoli sączyli czerwone wino w tym wieczornym cieple.
Dzieci Feli szukają dla siebie domów rodzinnych. Kto zapragnie podzielić się z kotem tym co ma, proszony jest o kontakt mailowy. Kociaki można oglądać w Galerii w Google:http://pisacaweb.google.pl/manetka07
Potraktowałam to jako podarunek i rzeczywiście było warto jechać. Przez Duszniki Zdrój i Zieleniec dotarliśmy aż do Lasówki i Mostowic, na samej polsko-czeskiej granicy.
Jest to całkiem inny świat; piękny krajobraz, wsie spokojne, zdrowe lasy, stosunkowo mało turystów. Droga sudecka całkiem dobra. Mieszkańcy żyją głównie z agroturystyki, prawie w każdym domostwie są pokoje do wynajęcia i dodatkowo jakieś usługi gastronomiczne.
Widzi się też sporo domów letnich, w większości pięknie odremontowanych, przystosowanych do potrzeb wakacyjnych nowych właścicieli.
Oglądaliśmy jeden z takich domów, urządzony w siermiężnym, ludowym stylu, z tradycyjnym kominkiem z otwartym paleniskiem, ale właściciele nie odmówili sobie kuchenki mikrofalowej czy satelitarnej anteny.
Tak więc mieszkańcy miast, spragnieni tzw. łona przyrody, wypoczywają w warunkach zbliżonych, a może i takich samych jak w miejskim domu, tyle, że krajobraz za oknem inny. No i trzeba co weekend jechać 100, 200 czy może nawet więcej kilometrów.
Od lat marzymy o domu na wsi, ale chcielibyśmy znaleźć taki dom i taką wieś, w której moglibyśmy zamieszkać na stałe. Czy to jest jeszcze do spełnienia, czy już na zawsze pozostanie marzeniem, trudno odpowiedzieć.
Zrobiło się już bardzo późno, na ganku zostały kociaki z Felą, no i nasze, na pewno głodne już koty. Trochę zmartwieni, czy to towarzystwo nie rozpierzchło się gdzieś po krzakach i pokrzywach, których nie brakuje w naszym ogrodzie, wracaliśmy już szybko, zatrzymując się tylko po zapas kociego jedzonka.
A w domu, przy furtce czekał Rudolf ze Szkaradziejem i Felą. I o dziwo, wszystkie kociaki karnie siedziały w koszu. Tylko kocic ani śladu. Lolitę prawdopodobnie straciliśmy na zawsze.
Każdy dostał coś pysznego i po chwili słychać było tylko mlaskanie i siorbanie z kocich misek. Maluchy właziły całe do jedzenia na talerzach, wybierały kęsy i mlaskały tak samo głośno jak dorosłe.
A my byliśmy już zbyt zmęczeni aby coś ugotować, więc otworzyliśmy buteleczkę i powoli sączyli czerwone wino w tym wieczornym cieple.
Dzieci Feli szukają dla siebie domów rodzinnych. Kto zapragnie podzielić się z kotem tym co ma, proszony jest o kontakt mailowy. Kociaki można oglądać w Galerii w Google:http://pisacaweb.google.pl/manetka07
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę;)