Filip
Oj, coś nie zanosi się na wysoką frekwencję w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Właśnie wróciliśmy z naszego lokalu wyborczego, a tam na listach uprawnionych do głosowania same puste miejsca. Co prawda jest dopiero pora obiadowa, ale zwykle pierwsza większa grupa wyborców meldowała się zaraz "po kościele".
Głupio, naprawdę głupio będzie, kiedy się okaże, że my, Polacy to faktycznie w nosie mamy tę całą Unię. Że potrzebna nam jest przy wyjazdach na wakacje, albo na saksy. Że ją uznajemy przy korzystaniu ze środków pomocowych. I tyle. Reszta - nie nasza sprawa.
Głosuję, choć zdaję sobie sprawę, że mój wpływ na skład naszej reprezentacji jest minimalny. Byłby znacznie większy, gdybyśmy rzeczywiście mogli wybierać wśród najlepszych. A to z kolei byłoby możliwe, gdyby partie rekomendowały ludzi godnych, o wysokiej osobistej kulturze, odpowiednio wykształconych. I obowiązkowo z dobrą znajomością choć jednego z oficjalnych języków Parlamentu. Tzw. pi-dżi English, czy dukanie po francusku może być pomocne na urlopie, ale nie w pracy, w dodatku parlamentarnej. Ale cóż. Dopóki o tę funkcję ubiegać się będą kandydaci oczekujący jedynie doskonale płatnej posady w zamian za zasługi (usługi) dla swoich partii, dopóty nie mamy co marzyć, aby nasz skład stanowiły same Danuty Huebner i Jackowie Saryusz-Wolscy.
Zahaczyłam trochę o wyborczy temat, wbrew własnemu postanowieniu, że na tym blogu żadnych politycznych wątków nie będę wprowadzała; opowiadam przecież tylko o naszych kotach i o zwykłych, codziennych sprawach. Choć, jak się mówi, nie samym chlebem człowiek żyje, czymś tam się przecież jeszcze interesuje.
Ale wracam do kotów. I jest do czego. Filipek, moja ustawiczna, od dwóch lat, troska, zaczął nam ujawniać prawdziwy swój charakter. Od przeszło tygodnia wszystkie, dosłownie wszystkie noce spędza pod gołym niebiem, i dopiero przed południem przychodzi do domu, a właściwie zakrada się do niego, tak jakby chciał być przeźroczysty. Cichcem, cichcem, i na górę, do sypialni, gdzie zakopuje się w betach.
Przypomina to całkiem zachowanie nastolatka (choć właściwie to faceta w każdym wieku), który wie, że przeskrobał, balując poza domem całą noc. Nie wiem, gdzie on łazikuje, co robi po nocy, kiedy tak zimno albo leje. Czyżby miał, jak to w męskim jest zwyczaju, jakieś dodatkowe przytulne gniazdko?
W każdym razie kiedy mnie zobaczy natychmiast chowa się pod łóżko. Dobrze wie, że zawinił. Ale i tak dostaje ostrą reprymendę; wypominam mu ile to razy schodziłam i bezskutecznie go wołałam. Potem naturalnie "przebaczam" Filipkowi i podsuwam miskę, a on wygłodniały, dosłownie rzuca się na jedzenie. Jeśli nie jest zbytnio usmarowany to idzie zaraz spać. I śpi jak zabity do późnego popołudnia, a nierzadko i do wieczora. Następnie wyspany, awanturuje się pod drzwiami, aby go na dwór wypuścić.
Pewnie, nie będę więzić kota w domu, wbrew jego woli, więc wypuszczam, łudząc się, że tym razem pobiega i do domu na noc wróci. Ale gdzie tam. Przez jakiś czas jest w zasięgu wzroku. Potem jednak gdzieś przepada. Mój mąż wiadomo, stronę Filipa bierze, i w kółko tłumaczy, że kot taką naturę ma; w nocy poluje, w dzień się wyleguje.
Ciekawa jestem jednak dlaczego to ta natura dopiero teraz na wierzch wypływa. No, i dlaczego pozostałe nasze kociska wolą jednak w domu nocować, choć oczywiście każdemu się "skok w bok" przytrafia.
Mam tylko nadzieję, że ta paskudna pogoda, jaką od całych tygodni mamy, i która na myśl przywodzi raczej powrót do epoki lodowcowej, niż groźbę ocieplenia klimatu, nareszcie się poprawi, jak na czerwcową aurę przystało.
Przestanę się wtedy martwić, że Filipek tak przemaka i przemarza, i że na starość to na pewno będzie miał reumatyzm.
Głupio, naprawdę głupio będzie, kiedy się okaże, że my, Polacy to faktycznie w nosie mamy tę całą Unię. Że potrzebna nam jest przy wyjazdach na wakacje, albo na saksy. Że ją uznajemy przy korzystaniu ze środków pomocowych. I tyle. Reszta - nie nasza sprawa.
Głosuję, choć zdaję sobie sprawę, że mój wpływ na skład naszej reprezentacji jest minimalny. Byłby znacznie większy, gdybyśmy rzeczywiście mogli wybierać wśród najlepszych. A to z kolei byłoby możliwe, gdyby partie rekomendowały ludzi godnych, o wysokiej osobistej kulturze, odpowiednio wykształconych. I obowiązkowo z dobrą znajomością choć jednego z oficjalnych języków Parlamentu. Tzw. pi-dżi English, czy dukanie po francusku może być pomocne na urlopie, ale nie w pracy, w dodatku parlamentarnej. Ale cóż. Dopóki o tę funkcję ubiegać się będą kandydaci oczekujący jedynie doskonale płatnej posady w zamian za zasługi (usługi) dla swoich partii, dopóty nie mamy co marzyć, aby nasz skład stanowiły same Danuty Huebner i Jackowie Saryusz-Wolscy.
Zahaczyłam trochę o wyborczy temat, wbrew własnemu postanowieniu, że na tym blogu żadnych politycznych wątków nie będę wprowadzała; opowiadam przecież tylko o naszych kotach i o zwykłych, codziennych sprawach. Choć, jak się mówi, nie samym chlebem człowiek żyje, czymś tam się przecież jeszcze interesuje.
Ale wracam do kotów. I jest do czego. Filipek, moja ustawiczna, od dwóch lat, troska, zaczął nam ujawniać prawdziwy swój charakter. Od przeszło tygodnia wszystkie, dosłownie wszystkie noce spędza pod gołym niebiem, i dopiero przed południem przychodzi do domu, a właściwie zakrada się do niego, tak jakby chciał być przeźroczysty. Cichcem, cichcem, i na górę, do sypialni, gdzie zakopuje się w betach.
Przypomina to całkiem zachowanie nastolatka (choć właściwie to faceta w każdym wieku), który wie, że przeskrobał, balując poza domem całą noc. Nie wiem, gdzie on łazikuje, co robi po nocy, kiedy tak zimno albo leje. Czyżby miał, jak to w męskim jest zwyczaju, jakieś dodatkowe przytulne gniazdko?
W każdym razie kiedy mnie zobaczy natychmiast chowa się pod łóżko. Dobrze wie, że zawinił. Ale i tak dostaje ostrą reprymendę; wypominam mu ile to razy schodziłam i bezskutecznie go wołałam. Potem naturalnie "przebaczam" Filipkowi i podsuwam miskę, a on wygłodniały, dosłownie rzuca się na jedzenie. Jeśli nie jest zbytnio usmarowany to idzie zaraz spać. I śpi jak zabity do późnego popołudnia, a nierzadko i do wieczora. Następnie wyspany, awanturuje się pod drzwiami, aby go na dwór wypuścić.
Pewnie, nie będę więzić kota w domu, wbrew jego woli, więc wypuszczam, łudząc się, że tym razem pobiega i do domu na noc wróci. Ale gdzie tam. Przez jakiś czas jest w zasięgu wzroku. Potem jednak gdzieś przepada. Mój mąż wiadomo, stronę Filipa bierze, i w kółko tłumaczy, że kot taką naturę ma; w nocy poluje, w dzień się wyleguje.
Ciekawa jestem jednak dlaczego to ta natura dopiero teraz na wierzch wypływa. No, i dlaczego pozostałe nasze kociska wolą jednak w domu nocować, choć oczywiście każdemu się "skok w bok" przytrafia.
Mam tylko nadzieję, że ta paskudna pogoda, jaką od całych tygodni mamy, i która na myśl przywodzi raczej powrót do epoki lodowcowej, niż groźbę ocieplenia klimatu, nareszcie się poprawi, jak na czerwcową aurę przystało.
Przestanę się wtedy martwić, że Filipek tak przemaka i przemarza, i że na starość to na pewno będzie miał reumatyzm.
pogoda wstrętna
OdpowiedzUsuńmomentami tylko słonko wyjrzy zza chmur;-(
czy w ogóle będzie lato???
oto jest pytanie
bo ja już bardzo wątpię
buziorki
Donata, popatrz na mapy pogody; my, po zachodniej stronie kraju jeszcze nie mamy chyba najgorzej, choć - co to za pocieszenie?!
OdpowiedzUsuńFilipek jest cudowny i...ma prawdziwie koci charakter.Ja też mam kota i przez większość swojego jedenastoletniego życia noce były jego.Wracał rankiem, zakopywał się w łóżku i spał. Około 22.00 robił bardzo dokładną toaletę i...w plener. Teraz się zestarzał, ale natura ta sama. Po nocy chodzi, a w dzień śpi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:))
Jolanto, Filipek to straszne chuchro, lania od obcych kocurów są na porządku, ale do włóczenia się po okolicy - pierwszy.
OdpowiedzUsuńPonieważ to jest kot kastrowany (jak zresztą nasze wszystkie zwierzaki), dlatego dziwi mnie niepomiernie ta jego nagle objawiona natura "prawdziwego" kocura.
Pozdrawiam
A to ciekawe. :) Nie boi się?
OdpowiedzUsuńMoje kotony nie raz wracały o północy, ale tfu! nigdy na całonocną wyprawę się nie odważyły... Zawsze pełna miska na kolację i spanie w pościeli. ;)
Błekitna, Twoje koty to są wielkie rozpieszczochy.
OdpowiedzUsuńPoza tym może pochodzą z "dobrej rodziny"?
Bo przecie Filipuś to bastard jest, z niewiadomego związku!