Troszkę większy
Wyrostek
Dorosły całkiem
Elżbieta wróciła z żagli na Mazurach, jak co roku zachwycona pięknem tej ziemi i pełna wrażeń. Byli na jeziorach ze swoim psem, a na zaprzyjaźnionym jachcie pływała kotka. I właśnie to zwierzątko, jego zachowanie tak mnie zaintrygowało; kotka ta była dzielnym członkiem załogi, na postojach harcowała po przybrzeżnych zaroślach, a kiedy podejmowano rejs, wzywana do powrotu, bez ociągania stawiała się na łódce. Otóż to: bez ociagania!
Dlaczego zawsze tak jest, że tylko obce koty wykazują różne cechy, które z wielkim zadowoleniem obserwowałabym u naszych zwierząt, zwłaszcza tę natychmiastową reakcję na wołanie. Nasze, niestety, wołane czy nie wołane, wracają do domu kiedy chcą.
Nawet te codzienne burze i ulewy, co tam ulewy, potopy po prostu, nie skłaniają kotów do siedzenia w domu. Nie mam pojęcia gdzie one się kryją, bo przy tak intensywnych opadach żadne krzaki, nawet taki busz, jak w naszym ogrodzie, nikomu schronienia nie zapewni.
Najlepszym tego dowodem są jeże, które wyglądają każdego promyka słońca i przed swoim domkiem rozkładają te przemoczone liście, trawę, jakieś łodyżki, i suszą je sobie na posłania. Szukając w nocy pożywienia, nieźle się namokną, jako że po nocach właśnie najczęściej leje, nic więc dziwnego, że łapią te pogodne godziny, aby się wysuszyć i rozgrzać.
A najgorzej jest wszelkim żuczkom, biedronkom, pajączkom, które na ziemi, wśród roślin swoje miejsca mają; domki potraciły, a same, jeżeli, to pewnie ledwo z życiem uszły.
Żal mi też ptaków. Kiedy widzę te ociekające piórka, zafrasowane miny, to myślę, że też się martwią tą aurą zwariowaną.
Chociaż, co do hodowlanych gołębi, muszę samokrytycznie przyznać, że moje odczucia tak do końca za bardzo przyjazne nie są. Ptaszyska codziennie, od lat, w liczbie od kilkunastu do kilkudziesięciu lądują niczym jambojety na daszkach nad lukarnami, tymi co to są newralgicznymi punktami naszego dachu; najbardziej, jako papą kryte, narażone na wszelkie uszkodzenia skutkujące nieszczelnością, wiadomo do czego prowadzącą.
Gołębie włażą do rynien, w których kąpią się, i z których piją, gadają, debatują, pokrzykują, tupią tak głośno, że od wczesnego ranka spać nie można.
Więc wstałam wcześnie, tym bardziej, że Filipka znów w domu nie było. Zawsze martwię się o tego chudzinę. Weszłam do salonu, aby otworzyć okna, bo oczywiście przy tych burzach trzeba wszystko na noc zamykać, a tu Filip jak z procy, z kanapy wyskoczył! Na kanapie leżały świeżo wyprane i wyprasowane firanki i zasłony, czekające na powieszenie. Nie muszę chyba wspominać, w jakim stanie je zastałam. To wczoraj wieczorem mąż przez nieuwagę zamknął tam Filipa.
Ale, że ten mały awanturnik nie miauczał, nie dobijał się do drzwi? Widać zadowolony był bardzo, że cały salon miał wyłącznie dla siebie, i cała kanapa była tylko dla niego. A firanki, no cóż. Filipek niewinny. Dostało się mężowi.
Elżbieta wróciła z żagli na Mazurach, jak co roku zachwycona pięknem tej ziemi i pełna wrażeń. Byli na jeziorach ze swoim psem, a na zaprzyjaźnionym jachcie pływała kotka. I właśnie to zwierzątko, jego zachowanie tak mnie zaintrygowało; kotka ta była dzielnym członkiem załogi, na postojach harcowała po przybrzeżnych zaroślach, a kiedy podejmowano rejs, wzywana do powrotu, bez ociągania stawiała się na łódce. Otóż to: bez ociagania!
Dlaczego zawsze tak jest, że tylko obce koty wykazują różne cechy, które z wielkim zadowoleniem obserwowałabym u naszych zwierząt, zwłaszcza tę natychmiastową reakcję na wołanie. Nasze, niestety, wołane czy nie wołane, wracają do domu kiedy chcą.
Nawet te codzienne burze i ulewy, co tam ulewy, potopy po prostu, nie skłaniają kotów do siedzenia w domu. Nie mam pojęcia gdzie one się kryją, bo przy tak intensywnych opadach żadne krzaki, nawet taki busz, jak w naszym ogrodzie, nikomu schronienia nie zapewni.
Najlepszym tego dowodem są jeże, które wyglądają każdego promyka słońca i przed swoim domkiem rozkładają te przemoczone liście, trawę, jakieś łodyżki, i suszą je sobie na posłania. Szukając w nocy pożywienia, nieźle się namokną, jako że po nocach właśnie najczęściej leje, nic więc dziwnego, że łapią te pogodne godziny, aby się wysuszyć i rozgrzać.
A najgorzej jest wszelkim żuczkom, biedronkom, pajączkom, które na ziemi, wśród roślin swoje miejsca mają; domki potraciły, a same, jeżeli, to pewnie ledwo z życiem uszły.
Żal mi też ptaków. Kiedy widzę te ociekające piórka, zafrasowane miny, to myślę, że też się martwią tą aurą zwariowaną.
Chociaż, co do hodowlanych gołębi, muszę samokrytycznie przyznać, że moje odczucia tak do końca za bardzo przyjazne nie są. Ptaszyska codziennie, od lat, w liczbie od kilkunastu do kilkudziesięciu lądują niczym jambojety na daszkach nad lukarnami, tymi co to są newralgicznymi punktami naszego dachu; najbardziej, jako papą kryte, narażone na wszelkie uszkodzenia skutkujące nieszczelnością, wiadomo do czego prowadzącą.
Gołębie włażą do rynien, w których kąpią się, i z których piją, gadają, debatują, pokrzykują, tupią tak głośno, że od wczesnego ranka spać nie można.
Więc wstałam wcześnie, tym bardziej, że Filipka znów w domu nie było. Zawsze martwię się o tego chudzinę. Weszłam do salonu, aby otworzyć okna, bo oczywiście przy tych burzach trzeba wszystko na noc zamykać, a tu Filip jak z procy, z kanapy wyskoczył! Na kanapie leżały świeżo wyprane i wyprasowane firanki i zasłony, czekające na powieszenie. Nie muszę chyba wspominać, w jakim stanie je zastałam. To wczoraj wieczorem mąż przez nieuwagę zamknął tam Filipa.
Ale, że ten mały awanturnik nie miauczał, nie dobijał się do drzwi? Widać zadowolony był bardzo, że cały salon miał wyłącznie dla siebie, i cała kanapa była tylko dla niego. A firanki, no cóż. Filipek niewinny. Dostało się mężowi.
Tak się składa, że przedstawiam moim zwierzętom dziesiątki swietlanych przykładów poprawnych kocich i psich manier, które z zazdrością obserwuje u cudzych zwierząt i - nic! Niepoprawne, rozpieszczone bachory. Tyle mojego, że po ostatniej nocnej burzy, gdy koty po kolei wyskakiwały z krzaków z płaczem i chroniły się pod kołdrą, na razie siedzą w domu:-) A Filipek cudny!
OdpowiedzUsuńOri,racje masz całkowitą: nasze zwierzaki to bachory niedobre. Ale... czyż nie jest naszym celem szczęście tym czworonogów? No to muszą być rozpieszczone, a nawet gorzej, powiedziałabym, że moje to nawet rozwydrzone są. Samolubne.
OdpowiedzUsuńA jednak, jakie kochane!
No jest to nasz cel, jest!Stopień rozpuszczenia tych bachorów świadczy o tym najlepiej!Kiedyś zatrudniłam trenera do moich dobrze wyrośnietych żywiołowych szczeniąt. Popatrzył na nie i na mnie i powiedział: Psy wychowam, ale pani jest przypadkiem beznadziejnym! I miał rację;-)
OdpowiedzUsuńJa mam tylko jednego kota, ale samokrytycznie stwierdzam, że gdyby zjawił się u mnie jakiś trener to diagnoza byłaby dokładnie taka sama jak u Ori.
OdpowiedzUsuńDziecko dorosłe jakoś wychowałam na porządnego człowieka,ale kot mój rozbestwiony jest do granic nieprzyzwoitości.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:))
wina czyjaś musi być ;-)))
OdpowiedzUsuńprzecież nie kota
on sam sobie drzwi nie otworzy;-)
buziaki
no to i ja tu dodam swoje zdanie
OdpowiedzUsuńmama wychowała nas nie rozpieszczając
za to jej kot rozpuszczony do granic możliwości
robi co chce
wszystko mu wolno itp. itd.
a spróbuj coś złego powiedzieć na Fredka
OdpowiedzUsuńto masz przechlapane!
ja się chyba zakochałam w niebie
OdpowiedzUsuńbo wciąż na nie zerkam;-)
Jolu, ale Twój "rozbestwiony do granic" kot też jest przecież "porządnym kotem"? Kochać zwierzęta, nawet po wariacku, po prostu fajnie jest.
OdpowiedzUsuńOri, no i co, no i co? Po tych trenerskich naukach Twoje piesy się ustatkowały?
OdpowiedzUsuńDonata, z tym otwieraniem drzwi przez koty, to różnie jest:
OdpowiedzUsuń-np. Murka Pierwsza kiedy chciała wyjść, a nikt z otwieraniem się nie kwapił, wskakiwała na klamkę, która pod jej ciężarem się opuszczała, i kotka sobie szła,
-z obecnych naszych kocich domowników żaden z klamki otworzyć nie umie, ALE jeżeli jest w drzwiach tylko szparka, a jesteś w pobliżu, żaden kot łapą drzwi nie odciągnie, chociaż wszystkie to potrafią. Czekają, aż im usłużysz, a jeśli to nie dość prędko robisz, to cię odpowiednim miau poganiają.
Takie są koty.
Donata, i widzisz, że mama Twoja rację miała stosują swoje metody wychowawcze, inne do Was, dzieci, a inne do kota: wszyscy wyszliście na ludzi! Nie tylko Fredek.
OdpowiedzUsuńDonata, co Ty nam tu o niebie? Ja już od dawna podejrzewam, że zakochana jesteś, a niebo to ten Twój obiekt w oczach ma chyba?
OdpowiedzUsuńHej! Muszę się odnieść do Twojego komentarza w kuchni Tymianka (bo u mnie sie nie da): to nie Tymianek robi przetwory, tylko jego siostra Bianka! Bianka jest oburzona, że ciągle ktos ją myli z Tymiankiem:-)
OdpowiedzUsuńTymianek jest panisko i w kuchni leży na blacie i macha ogonkiem, a Bianka jest bardzo pracowita.
Stara ksiega jest rzeczywiście użyteczna i śmieszna, ale pzrede wszystkim lubiana przez koty, bo gruba i miękka. Serdecznie pozdrawiam i glaski dla wszytstkich!
mam paluszki jeszcze całe;-) chociaż teraz bardziej spracowane pracą na działce
OdpowiedzUsuńOri, kajałam się w 'Kuchni' za tę omyłkę fatalną!
OdpowiedzUsuńkazali mi się zarejestrować w katalogu z fotkami nieba;-)
OdpowiedzUsuńbuziaczki wieczorne
chyba nie bardzo
OdpowiedzUsuńbo jeszcze nie są słodkie
Całe szczęście, że moje koty na gromki okrzyk: Kooootyyyy! Jeeedzeeeenieee! popylają do domu aż się za nimi kurzy! Bo hubabym na zawał zeszła jakby mi włóczykije na noc się nie odmeldowały!
OdpowiedzUsuń