Papryczki ozdobne |
Pelargonie na ganku |
Dunia |
Szkaradziej |
Dzień rozpoczął się niezbyt przyjemnie. O wpół do dziewiątej, kiedy zwierzaki już dawno były na dworze, z piwnicy jakieś wrzaski zaczęły dochodzić. Serce momentalnie skoczyło mi do gardła. - Co się znów dzieje? - myślałam. Gubiąc nogi po schodach popędziłam na dól, szarpnęłam drzwi do piwnicy, a stamtąd, jak z procy, Felusia wyskoczyła.
Po Felę dwa razy w nocy schodziłam, bo zimno było i przez parę godzin padało, więc szkoda mi było, aby mokła na dworze. Tym bardziej, że wszyscy pozostali z kociej ferajny zameldowali się wieczorem w domu. Ale Felki ani śladu. Jasne, skoro w piwnicy siedziała!
Ale jak to możliwe, jeśli kocica do piwnicy nigdy nie chodzi? Doszliśmy do wniosku, że musiała wejść przez jedno z piwnicznych okienek, które mój mąż w ciągu dnia otworzył, a potem, wieczorem zamknął, nie wiedząc, że kotka w jakimś kącie siedzi.
- Za dużo tych kotów jest, nic dziwnego, że wszystkich dopilnować nie sposób - stwierdził mąż filozoficznie, gdy już szykowałam się do nie za krótkiej tyrady na tematy związane z brakiem odpowiedzialności, wyobraźni, etc.
- Biedna Bela (ksywka Feli), ale musiała zmarznąć, ale się wybrudzić - użalałam się nad kotem, nie chcąc pamiętać o tym, ile to razy tego roku "biedna Belunia" nocami po dworze się szwendała, nie wiedzieć gdzie, z kim i po co.
A na dworze cieplutko, 21 stopni, choć niebo lekko zachmurzone się robi, więc pewnie znowu padać będzie. Pelargonie, papryczki i agawa na ganku w całej krasie jeszcze stoją, brzozy wciąż zielone,no może takie żółtozielone, i tylko na południowej ścianie dzikie wino powoli zaczyna się przebarwiać.
Ławeczkę Rudolf ze Szkaradziejem okupują, więc nie ma co na trzeciego, z komputerem w dodatku, się pchać. A niech sobie siedzą starzyki, niech drzemią.
Wczoraj jeszcze wisielczy miałam nastrój, po części pewnie tym zimnem i deszczem spowodowany, i czarne myśli w głowie.
A dziś proszę; słupek rtęci w górę, kilka promyków słoneczka, i człowiek już, jak ten kot, miejsca zacisznego sobie szuka, oczy przymyka, minę błogą robi, i absolutnie nie przejmuje się tymi okrzykami, dobiegającymi od strony drabiny opartej o daszek komórki: - Popatrz, popatrz, znów te wstrętne ptaszyska wszystkie winogrona mi zeżarły!
Po Felę dwa razy w nocy schodziłam, bo zimno było i przez parę godzin padało, więc szkoda mi było, aby mokła na dworze. Tym bardziej, że wszyscy pozostali z kociej ferajny zameldowali się wieczorem w domu. Ale Felki ani śladu. Jasne, skoro w piwnicy siedziała!
Ale jak to możliwe, jeśli kocica do piwnicy nigdy nie chodzi? Doszliśmy do wniosku, że musiała wejść przez jedno z piwnicznych okienek, które mój mąż w ciągu dnia otworzył, a potem, wieczorem zamknął, nie wiedząc, że kotka w jakimś kącie siedzi.
- Za dużo tych kotów jest, nic dziwnego, że wszystkich dopilnować nie sposób - stwierdził mąż filozoficznie, gdy już szykowałam się do nie za krótkiej tyrady na tematy związane z brakiem odpowiedzialności, wyobraźni, etc.
- Biedna Bela (ksywka Feli), ale musiała zmarznąć, ale się wybrudzić - użalałam się nad kotem, nie chcąc pamiętać o tym, ile to razy tego roku "biedna Belunia" nocami po dworze się szwendała, nie wiedzieć gdzie, z kim i po co.
A na dworze cieplutko, 21 stopni, choć niebo lekko zachmurzone się robi, więc pewnie znowu padać będzie. Pelargonie, papryczki i agawa na ganku w całej krasie jeszcze stoją, brzozy wciąż zielone,no może takie żółtozielone, i tylko na południowej ścianie dzikie wino powoli zaczyna się przebarwiać.
Ławeczkę Rudolf ze Szkaradziejem okupują, więc nie ma co na trzeciego, z komputerem w dodatku, się pchać. A niech sobie siedzą starzyki, niech drzemią.
Wczoraj jeszcze wisielczy miałam nastrój, po części pewnie tym zimnem i deszczem spowodowany, i czarne myśli w głowie.
A dziś proszę; słupek rtęci w górę, kilka promyków słoneczka, i człowiek już, jak ten kot, miejsca zacisznego sobie szuka, oczy przymyka, minę błogą robi, i absolutnie nie przejmuje się tymi okrzykami, dobiegającymi od strony drabiny opartej o daszek komórki: - Popatrz, popatrz, znów te wstrętne ptaszyska wszystkie winogrona mi zeżarły!
Na Mazowszu też ładnie dzisiaj, a słonce podgrzało i moje smuteczki.
OdpowiedzUsuńA ciasto jogurtowe, które jeszcze się studzi, też powinno trochę pomóc, prawda? Pozdrawiamy ciepło i leniwie
Pozwól, że jeszcze interesik załatwię, bo na pewno tu zajrzy Alexa. Alexo, nie da się wpisać komentarza u Ciebie, zrób coś!
OdpowiedzUsuńkochana, proszę Ty uważaj na tych schodach, nie pędź tak, bo to się może skończyć złamaną n... Tfu, tfu!!!
OdpowiedzUsuńTwoje przylepki nie pozwolą Ci się zbytnio nudzić :)
U mnie, na Opolszczyźnie też dzisiaj było pięknie. Ale pomimo pogody siedziałam zamknięta cały dzień w czterech ścianach i "odwalałam" swoją robotę. To nie to samo co swoje podwórko przy domku na wsi :(
Oj, jak zazdroszczę tej sielskiej swobody.
Pozdrawiam :)
Więcej zdjęć milusińskich!!!
OdpowiedzUsuń:)
Kotki są milutkie. Z drabina trzeba faktycznie uważać! Dzis jadac na rowerze zlał mnie deszcz poranny, ale potem obezchłem! ;)
OdpowiedzUsuńOri, prywata? Bardzo proszę. Toż po to są nasze blogi!
OdpowiedzUsuńA jogurtowego ciasta w tymiankowej kuchni się spodziewamy.
Alexo, ażebyś wiedziała! Dwanaście lat temu na tych schodach nadgarstek złamałam. Do dziś mam krzywy, takich 'specjalistów' w naszej wsi mamy. To raczej taka spora wiocha jest. Siedemnaście tysięcy pięćdziesiąt głów. Jak dla mnie, o te siedemnaście tysięcy za dużo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Slavko, i dobrze, że obeschłeś. Bo inaczej katarku mogłeś dostać.
OdpowiedzUsuńAle rowerowej pasji Ci zazdroszczę. Ostatni raz siodełko czułam (wiadomo gdzie) jakieś 30 lat temu. No, może trochę więcej.
Pozdrawiam
oj masz się z tymi kociakami masz;-)
OdpowiedzUsuńa ja z psinkami
pozdrowionka
Ależ się uśmiałam z tych siedemnastu tysięcy za dużo :))
OdpowiedzUsuńTa Wasza wieś, to jak małe miasteczko! Nawet nie wiem, czy osobiście znam tak dużą wieś? Pewnie ma to swoje plusy i minusy. W moim przypadku, to zapewne więcej znalazłoby się tych minusów... Bo ja taki "dzik" jestem, i najchętniej zamieszkałabym w buszu :))
Spokojnej nocy :)
teraz wycieczka za wycieczką
OdpowiedzUsuńdzieciaczki ze szkół jeżdżą;-)
mają radochę bo uśmiechy na twarzach
pozdro poranne
Donata, żeby zwierzaki tylko zdrowe były, a ja, żebym dla nich zawsze na miskę, jakąś niezłą, miała! Reszta to betka.
OdpowiedzUsuńKolejka to zdaje się w sąsiedztwie Twojej działki przebiega?
Pozdrowienia dla wszystkich
Alexiu, to JEST małe miasteczko(powiatowe). Tak sobie, jak i Ty wcześniej, zażartowałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię i Ogonka
No biedna Fela:{ My kiedyś zamknęlismy Vingę w garażu, po wypuszczeniu pyskowała jeszcze ze trzy godziny...co prawda chodząc po domu nauczyłam się zamykać wszystkie drzwi i patrzeć czy aby coś się nie wślizgnęło do pokoju w celu konsumpcji innego domownika...niekiedy czuję się u siebie jak w domu wariatów, kiedyś mieliśmy drzwi bez klamek, dzisiaj dorobiłam się zasuwek:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również słonecznie:)
Elisse, podoba mi się bardzo, że tak często wspominasz zwierzęta swoje,te, co to już do własnego nieba odeszły.
OdpowiedzUsuńChoć ja wierzę, że ich i nasze, to to samo Niebo jest. I że kiedyś wszyscy się spotkamy.
Pozdrawiam Cię
Na Mazowszu też ładnie było, ciepło, tylko słonka mało. W piątek za to miałam wycieczkę służbową do Poznania i tam słonko piękne świeciło. Z Wielkopolski potem do Kujawsko-Pomorskiego, a tam już ziąb, deszcz i wiatr...
OdpowiedzUsuńMoje koty nadal na letnisku. Siedzą głównie w domu. Wychodzą tylko na siusiu (lub coś grubszego), czasem jakąś ryjówkę czy nornika przyniosą albo zjedzą "na miejscu". :) Za zimno na całodzienne eskapady czy spanie w krzakach.
Tylko raz zdarzyło mi się "zapomnieć" o jednym z kotów. Przesiedział całą noc pod drzwiami, na klatce schodowej. Nawet w nocy się obudziłam, a było to przedwiośnie, i pomyślałam - już się zaczynają kocie arie... No cóż, takie arie mój Marceli wyśpiewywał. Sąsiedzi nie byli zbyt zadowoleni. Ale żeby ktoś zapukał?
Błękitna, rozumiem, że służbowo podróżowałaś służbowym autem (z kierowcą),jak się należy?
OdpowiedzUsuńTrochę to nawet Ci zazdroszczę, bo sama gdzieś dalej to wyjeżdżam raz na parę lat.
Wasze letnisko to jest coś fantastycznego dla zwierząt. Nasze kociska (to znaczy kotki, bo kocury, gdzie tam, gapy straszne, i lenie okropne) także na ryjówki polują, tyle że tylko zamęczą i porzucają. Nigdy ich nie zjadają, dlatego to takie paskudne jest. Ale nie zmienię przecież kotu natury!
Pozdrawiam
O nie, tym razem przemieszczałam się koleją i, łomatkoicórko, PKSem. :)
OdpowiedzUsuńTrochę mnie cieszą takie podróże. Zawsze to jakieś oderwanie od codziennych tras. Coś człowiek w przelocie zobaczy.
Tak, letnisko to fantastyczna sprawa. Dla wszystkich. Koty czują się tam doskonale. Niestety część swych ofiar zjadają lub nadjadają. Taka natura, też nic z tym nie zrobię. :)
Błękitna, oczywiście: Letnisko 3 x TAK.
OdpowiedzUsuńAle utrzymaj tu dwa domy, jak my nawet jednego nie możemy.
Wy, bogacze, to klawe życie macie.