Kiedy się wprowadziła trzy lata temu nic nie wskazywało na problemy. Mieliśmy osobne wejścia, więc sobie wzajemnie nie przeszkadzaliśmy. No i oczywiście lokum oddzielne. Ona zamieszkała nad nami. Nasze współistnienie układało się normalnie.
Ale po pewnym czasie zaczęły się perturbacje. Wracała do domu bardzo późno w nocy, właściwie nad ranem. I zachowywała się niezwykle głośno, budząc wszystkich. Hałasy ustawały dopiero po jakiś 2-3 kwadransach, jednak wybici ze snu, rano wstawaliśmy zmęczeni, z kwaśnymi minami.
Potem było tylko gorzej. Nocne hulanki się nasilały. Dobrze, że niemuzykalna jest, więc przynajmniej tego nam oszczędziła. Kiedy jednak zaczęła nam demolować dom byliśmy bardzo oburzeni i już, już zamierzaliśmy wymówić jej mieszkanie.
Spokój mieliśmy jedynie wówczas, gdy znikała i wcale nie pojawiała się na noc, dwie albo i trzy. Ostatnio to nawet całe tygodnie potrafiła przebywać poza domem. Ale wczoraj niespodziewanie wróciła. I znowu zachowywała się skandalicznie. Przez pół nocy nad naszymi głowami wyczyniała straszne brewerie.
Rano powiedziałam do męża: - Musisz pójść na strych i ocenić wszystkie szkody. I w ogóle to coś trzeba zrobić.
Ale co? - opowiedział. - Zastanów się, przecież nie wyrzucisz kamionki z jej własnego domu, bo za taki go na pewno uważa.
Słusznie, nie wyrzucę. Bo nawet gdybym się zdecydowała to jak to zrobić? Wypowiedzieć jej umowę najmu na piśmie? Czy jak? P.S. Bez foto (ochrona wizerunku;)
Ale po pewnym czasie zaczęły się perturbacje. Wracała do domu bardzo późno w nocy, właściwie nad ranem. I zachowywała się niezwykle głośno, budząc wszystkich. Hałasy ustawały dopiero po jakiś 2-3 kwadransach, jednak wybici ze snu, rano wstawaliśmy zmęczeni, z kwaśnymi minami.
Potem było tylko gorzej. Nocne hulanki się nasilały. Dobrze, że niemuzykalna jest, więc przynajmniej tego nam oszczędziła. Kiedy jednak zaczęła nam demolować dom byliśmy bardzo oburzeni i już, już zamierzaliśmy wymówić jej mieszkanie.
Spokój mieliśmy jedynie wówczas, gdy znikała i wcale nie pojawiała się na noc, dwie albo i trzy. Ostatnio to nawet całe tygodnie potrafiła przebywać poza domem. Ale wczoraj niespodziewanie wróciła. I znowu zachowywała się skandalicznie. Przez pół nocy nad naszymi głowami wyczyniała straszne brewerie.
Rano powiedziałam do męża: - Musisz pójść na strych i ocenić wszystkie szkody. I w ogóle to coś trzeba zrobić.
Ale co? - opowiedział. - Zastanów się, przecież nie wyrzucisz kamionki z jej własnego domu, bo za taki go na pewno uważa.
Słusznie, nie wyrzucę. Bo nawet gdybym się zdecydowała to jak to zrobić? Wypowiedzieć jej umowę najmu na piśmie? Czy jak? P.S. Bez foto (ochrona wizerunku;)
Niestety kuna robi straszne spustoszenie na poddaszu. W ubiegłym roku się o tym przekonałam, gdy podczas remontu zdjęliśmy jedną płytę gipsowo-kartonową. Wełna mineralna w strzępach, a oprócz tego mnóstwo odchodów :( Straty dość dotkliwe, bo wiadomo, że takie poszarpane ocieplenie dachu nie jest za wiele warte. Założyliśmy dźwiękowy odstraszacz kun - jest ich do wyboru bardzo wiele, nie wiem czy wszystkie są skuteczne. Ale chyba tak.
OdpowiedzUsuńNo to nie zazdroszczę takiego gościa ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę Wam spokojnych nocy :)
Powiem tak: umarłam ze śmiechu i nie wiem czy się z tego podniosę:))) Kiedy pierwszy raz przeczytałam tego posta myślałam, że wynajęliście komuś poddasze. Serio. Nie wiedziałam, że kamionka to kuna. Więc teraz mam ubaw po same pachy:)))))))))))) Z posta i z siebie:)))))))))))))
OdpowiedzUsuńAnonimko, dzięki za poradę, ale my mamy kilka zwierzątek domowych, więc absolutnie nie mogę stosować żadnych dźwiękowych odstraszaczy;) Bo mi się koty wyprowadzą;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasiu, ale zwierzątko jest cudne!
OdpowiedzUsuńPewnie, że po nocach jestem zła na nie, i to piekielnie;)
Pozdrawiam Cię
Ashko, no to ja Ci powiem, że też się uśmiałam. Z Twojej reakcji;)
OdpowiedzUsuńA co do wynajmu poddasza to pewnie, że wynajęliśmy; a niech sobie tam już zwierzak siedzi, skoro i tak 'zeżarł' całe ocieplenie.
Pozdrówka