Dunia |
Duniaszka |
Dunieczka |
Duniulka nasza biedna, w tej pozycji ostatnio trwa |
Duniaszka, nasza najstarsza kociczka, w tym roku kończy 14 lat. Jednak źle się czuje. Chyba nie z powodu lat. Bo co to jest za wiek dla kota; przecież w dobrych, domowych warunkach powinien do dwudziestki lekko dociągnąć.
No właśnie, ale co to są te dobre warunki: sztuczna karma, antybiotyki i co 6 tygodni trucizny na odrobaczanie i odpchlanie, które to środki są dla kota bezpieczne. Rzekomo.
Co do karmy, to chyba nie mamy złudzeń, że naprawdę i zgodnie z oznaczeniem na opakowaniu, składa się ona z najlepszych, wysokowartościowych, zbilansowanych składników. Właściwie wszystkie te przymiotniki powinny być w cudzysłowie. Zresztą co jakiś czas prasę obiegają informacje, że zwierzęta ciężko się pochorowały, a nawet poumierały, właśnie z powodu karmy.
A same zwierzęta nierzadko zdecydowanie odmawiają zjedzenia, a nawet spróbowania dania z puszki czy torebki. O czym to świadczy? Że do produkcji dodano spleśniałe, zgniłe, a co najmniej dobrze nieświeże produkty. Ale wytwórca, wiadomo, stracić nie może, traci za to zwierzę.
Zgadzam się, że to moja wina: powinnam kotom sama przygotowywać jedzenie, zamiast różnych frontline-ów stosować rozmaryn i cytryny, szerokim łukiem omijać gabinety weterynaryjne, a przynajmniej większość z nich.
Jest to możliwe, oczywiście. I tak było, kiedy mieliśmy tylko Murkę. Po jej śmierci do domu przybywały nowe zwierzęta, bezdomne albo najzwyczajniej wyrzucone przez 'dobrych' ludzi. Plus Małpiatka: ona nie była wyrzucona, po prostu się do nas wprowadziła, i już;)
Przy tym stadku kotów, już byłam przez nie zatrudniona na pełnym etacie: wyczesz, wymyj łapy, wyczyść uszka i nosek, wypuść, wpuść, pilnuj, wołaj, szukaj zagubionych, podaj śniadanko, obiadek i kolacyjkę (oczywiście, że nie wszystkim naraz, bo przecież różnie do domu się schodzą), czyść kuwety, szykuj posłanka, a więc szyj kołderki (plus powłoczki), wycinaj i obrębiaj kocyki, piernaciki, przesypuj poduszeczki, itepe, itede.
To wszystko? Pewnie, że nie: a kto poprzytula, pobawi się, piłeczki będzie podawał, na kolankach potrzyma, obrażalskich przekona, że nie ma się co gniewać, zazdrośników utuli, a skrzywdzonych pocieszy? Kto po raz siedemnasty będzie usiłował do jednego pyszczka tę samą, wymamlaną, tabletkę podać? I wreszcie kto będzie monitorował wszystkie kupy, no kto?
W tej sytuacji gotowanie kotom wymagałoby zatrudnienia kucharza. Być może, że tu organizacja pracy woła, ale ja nie dałam rady zajmować się jeszcze tym; więc skończyło się na karmie gotowej.
Pewnie, że człowiek stara się urozmaicić ją 'czystym, żywym mięsem' (nie dosłownie żywym) albo rybą, ale tu znów bariera...finansowa. Kilo, półtora kilo kurzyny, (15-16 PLN/kg), idzie na śniadanie. A i tak te oczy zawiedzione znad misek się w człowieka wpatrują: 'tak mało, dlaczego'...
Jasne, że Duni daje się (po kryjomu) kotleciki z indyka. Ale na ile to pomoże i odroczy rozstanie, nie wiadomo:(
Przesyłam gorące całusy dla Dunieczki. I całe wiadra zdrowia też przesyłam. Ciężko się czyta o kocich chorobach... A jeszcze ciężej jest się w centrum całej sytuacji. Z żarciem dla kotów jak się ma duże stado to faktycznie nie jest łatwo. U nas też każdy lubi co innego. A do tego Minia często trzeba karmić widelcem. A całe zamieszanie wokół kotów to znam z autopsji i łącze się z Tobą w "bólu obsługi" jaśnie wielmożnych państwa;)
OdpowiedzUsuńoj, masz z nimi, wierzę.
OdpowiedzUsuńNasza Punia też się tak zawiesza, jak jest zakłaczona.
Ostatnio koty bardzo często na nerki chorują, kiedyś tego nie było- oczywiście kwestia żywienia. A z tym nie jest łatwo, gotowane też nie znaczy zdrowe, jak jest to mięso przemysłowe. Niestety koty są na mieso skazane, nic tu nie zamienisz.
Głaski dla Dunieczki przesyłam i dla wszystkich pozostałych kotełków też, co by nie trzeba było łagodzić złości z zazdrości. Mam nadzieję, że to tylko spadek formy i wszystko wróci do normy. Jednak wiem jak to jestz tym martwieniem się, ostatnio Bunia (lat 12 skończone 1 września) ma zdecydowanie gorsze dni i za każdym razem myśl, że jeśli nasze wspólne życie biegnie ku końcowi, wywołuje krzyk: ja nie jestem na to gotowa - nigdy nie będę. Trzymajcie się!
OdpowiedzUsuńWspółczuję. :(
OdpowiedzUsuńA może to nie starość, tylko zakłaczenie? albo inny problem zdrowotny, z którego da się Ją wyprowadzić?
Współczuję. :(
OdpowiedzUsuńA może to nie starość, tylko zakłaczenie? albo inny problem zdrowotny, z którego da się Ją wyprowadzić?
Aż serducho ściska widok biedactwa :(
OdpowiedzUsuńMałgoniu, wiem, że to nie żadna pociecha, ale mój Ramziu, 11-latek był całkiem nie tak dawno na wykończeniu a teraz szaleje jak małolat ;)
Trzymam mocno kciuki i wierzę, że będzie dobrze.
Uściski :*
Ashko, dzięki za dobre słowa. Faktycznie, największe problemy są z jedzonkiem dla zwierząt, bo od jego jakości w główniej mierze zdrowie zależy.
OdpowiedzUsuńDobrze to tałatajstwo nazwałaś: jaśnie wielmożni państwo!
Megi, nie uwierzysz: kiedy jeszcze mieszkałam pod poprzednim adresem (ha,ha) i miałam swoją fryzjerkę (he,he), to ona, ta fryzjerka, miała kota, już dorosłego, który był wegetarianinem! To jest autentyczne:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie Basiku: z jednej strony człowiek chce, żeby jego zwierzęta umarły przed nim, aby nie musiały się tułać po tym nieprzyjaznym dla nich świecie, gdy opiekuna zabranie.
OdpowiedzUsuńA z drugiej strony tak jak piszesz; nigdy nie jest się gotowym na utratę któregoś z członków rodziny.
Bethany, to nie zakłaczenie, bo apetyt to Dunia ma koński. Ale z każdym dniem mizerniejsza i nieobecna jakby.
OdpowiedzUsuńMój dylemat jest taki: czy stresować zwierzę przeokropnie tymi wszelkimi procedurami weterynaryjnymi, czy pozwolić mu odejść we względnym spokoju?
Alicjo, dziękuję za podtrzymywanie na duchu:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ramzes wydobrzał, a nawet odmłodniał;)
Oh, mas seus gatinhos são lindos!!
OdpowiedzUsuńAmo muito!
beijinhos,
Lígia e =ˆ,ˆ= Brasil.
Ligia, meu gato Dunia não estava se sentindo bem:(
OdpowiedzUsuńCom os melhores cumprimentos
Biedny kociak,ślemy jej nasze pozdrowienia! Jest bardzo podobna do naszego najpierwszego kota Puszka, który dożył 19 lat. Pozdrawiamy,pozdrawiamy! :)
OdpowiedzUsuńBiedna Dunieczka, ostatnia fota strasznie łapie za serce... :( Czy robiliście jej jakieś badania? nic z nich nie wynika?
OdpowiedzUsuńkot moich rodziców z dnia na dzień zaczął niknąć w oczach... dopiero po zrobieniu testu FELV okazało się, że ma białaczkę... kociak przygarnięty, nie wiadomo czy urodził się z tą chorobą, czy zaraził od innego kota - bo to bardzo zaraźliwie jest... Najtrudniej patrzeć, gdy człowiek nie wie jak pomóc... :(
nie przekreślałabym tak całkowicie wszystkich gotowych karm. Wiadomo - są lepsze, są też gorsze. Ja kupuję u weta. Na jedzeniu gotowanym wyniki mojego psa, który ma niewydolne nerki - drastycznie się pogorszyły. Na suchej jest ok. Trzeba walczyć, do końca... Życzę zdrówka dla Dunieczki i całej pozostałej gromadki. Trzymam kciuki, żeby się poprawiło.
Małgoniu, co z Dunieczką?
OdpowiedzUsuńTobie i Twoim bliskim życzę Wesołych Świąt :)
Ma.Ol.Su kochana, wracam do blogowego świata, a tu takie nieciekawe wieści u Ciebie :( Napisz kochana, proszę, co z Dunią..... Ściskam mocno
OdpowiedzUsuńA DUNIECZKA TRWA!
OdpowiedzUsuńZ uporem godnym naśladownictwa.
Z apetytem niezgorszym.
ALE BEZ HUMORU, BEZ:(
Ja ten dylemat rozumiem...
OdpowiedzUsuńAle ja bym ją zabrała do lekarza, żeby chociaż przebadać i wiedzieć, co jej dolega, żeby wiedzieć czy warto leczyć, czy lepiej zostawić w spokoju, podjąć świadomą decyzję...
Bo jeśli ona potrzebuje pomocy i da się jej pomóc, to byłoby przykro...