Fela |
Pojawiła się w styczniu 2007 roku i odtąd biwakuje na naszym progu. Nie mogliśmy jej przyjąć do domu, bo nasze własne cztery koty strasznie się denerwowały. Są bardzo, bardzo zazdrosne.
Byliśmy w tym czasie świeżo po kociej tragedii: 28 pażdziernika 2006 r. wyszła z domu i więcej nie wróciła nasza ukochana kotka Malina. Łzy po jej stracie jeszcze nie wyschły, więc postanowiliśmy, że dopóki przybłęda trzyma się naszego ogródka będzie przynajmniej dożywiana.
A ja miałam wielką nadzieję, że jeśli Malina żyje, a tylko zgubiła drogę do domu, to ktoś ją przygarnął i będzie dla niej dobry, tak, jak my będziemy dobrzy dla tej kociny.
Daliśmy jej na imię Fela.
Ale Fela nie była jedyną przybłąkaną. Oprócz niej, mniej więcej od tego samego momentu opiekujemy się także innym chodzącym nieszczęściem: czarnym kotem z białym fontaziem pod szyjką, którego ochrzciliśmy imieniem Leon.
Jest to zwierzak wymizerowany, brudny, z obszarpanym futrem, ranami po stoczonych walkach, pokiereszowany przez psy lub złych ludzi. W każdym razie jest to istota biedna, przeganiana z miejsca na miejsce przez nasze zwierzęta i obce koty, grasujące po ogrodzie. Ale zdaje się, że zaczyna wierzyć w swój lepszy los.
Kotka Fela znikała na kilka lub kilkanaście godzin, jednak zawsze wracała na próg. Przeżyła na nim mrozy, zawieje, wichry i deszcze. Na stryszku komórki, w której przechowuje się narzędzia ogrodnicze miała ciepło wymoszczone pudełko. Nie chciała z niego korzystać. Wolała marznąć na progu. Co prawda na progu położyliśmy dywanik, a nad progiem wisi daszek; zanim znajdzie się klucze od domu ochroni głowę przed deszczem, no ale to żadne schronienie dla kota.
Tak więc Fela pasła się na tym progu, aż któregoś dnia okazało się, że to wcale nie z tego dobrobytu jest taka tłuściutka.
Powód był zupełnie inny: 29 czerwca urodziła sześć dorodnych kociaków. Gdzie? Na naszym progu. Z kartonowego pudła obitego grubą folią zrobiliśmy domek i umieścili na tym jej ulubionym miejscu. Porządnego kosza wiklinowego w kształcie budki wcale nie chciała zaakceptować. Może był zanadto przewiewny, a może utrzymywały się na nim zapachy innych zwierząt. Dość, że w tym właśnie pudle jej dzieci przyszły na świat.
Jak taka mikruska urodziła tak liczne potomstwo - pozostanie tajemnicą natury.
A dzieci są piękne, wielkie, bajkowo umaszczone.
Teraz musimy znaleźć dla nich domy, i to nie żadne zastępcze, ale prawdziwe rodzinne domy, w których będą zdrowe, szczęśliwe i rozpieszczane.
Nie chcę i nie mogę usypiać tych kociąt. W końcu człowiek nie jest Panem Bogiem. Zresztą Fela z taką ufnością patrzy nam w oczy.
Kto może wziąć jedno z tych kociąt pod własny dach i obdarzyć je miłością i troską?
Kotkę Felę i jej dzieci można oglądać w mojej Galerii:
http://picasaweb.google.pl/manetka07
Byliśmy w tym czasie świeżo po kociej tragedii: 28 pażdziernika 2006 r. wyszła z domu i więcej nie wróciła nasza ukochana kotka Malina. Łzy po jej stracie jeszcze nie wyschły, więc postanowiliśmy, że dopóki przybłęda trzyma się naszego ogródka będzie przynajmniej dożywiana.
A ja miałam wielką nadzieję, że jeśli Malina żyje, a tylko zgubiła drogę do domu, to ktoś ją przygarnął i będzie dla niej dobry, tak, jak my będziemy dobrzy dla tej kociny.
Daliśmy jej na imię Fela.
Ale Fela nie była jedyną przybłąkaną. Oprócz niej, mniej więcej od tego samego momentu opiekujemy się także innym chodzącym nieszczęściem: czarnym kotem z białym fontaziem pod szyjką, którego ochrzciliśmy imieniem Leon.
Jest to zwierzak wymizerowany, brudny, z obszarpanym futrem, ranami po stoczonych walkach, pokiereszowany przez psy lub złych ludzi. W każdym razie jest to istota biedna, przeganiana z miejsca na miejsce przez nasze zwierzęta i obce koty, grasujące po ogrodzie. Ale zdaje się, że zaczyna wierzyć w swój lepszy los.
Kotka Fela znikała na kilka lub kilkanaście godzin, jednak zawsze wracała na próg. Przeżyła na nim mrozy, zawieje, wichry i deszcze. Na stryszku komórki, w której przechowuje się narzędzia ogrodnicze miała ciepło wymoszczone pudełko. Nie chciała z niego korzystać. Wolała marznąć na progu. Co prawda na progu położyliśmy dywanik, a nad progiem wisi daszek; zanim znajdzie się klucze od domu ochroni głowę przed deszczem, no ale to żadne schronienie dla kota.
Tak więc Fela pasła się na tym progu, aż któregoś dnia okazało się, że to wcale nie z tego dobrobytu jest taka tłuściutka.
Powód był zupełnie inny: 29 czerwca urodziła sześć dorodnych kociaków. Gdzie? Na naszym progu. Z kartonowego pudła obitego grubą folią zrobiliśmy domek i umieścili na tym jej ulubionym miejscu. Porządnego kosza wiklinowego w kształcie budki wcale nie chciała zaakceptować. Może był zanadto przewiewny, a może utrzymywały się na nim zapachy innych zwierząt. Dość, że w tym właśnie pudle jej dzieci przyszły na świat.
Jak taka mikruska urodziła tak liczne potomstwo - pozostanie tajemnicą natury.
A dzieci są piękne, wielkie, bajkowo umaszczone.
Teraz musimy znaleźć dla nich domy, i to nie żadne zastępcze, ale prawdziwe rodzinne domy, w których będą zdrowe, szczęśliwe i rozpieszczane.
Nie chcę i nie mogę usypiać tych kociąt. W końcu człowiek nie jest Panem Bogiem. Zresztą Fela z taką ufnością patrzy nam w oczy.
Kto może wziąć jedno z tych kociąt pod własny dach i obdarzyć je miłością i troską?
Kotkę Felę i jej dzieci można oglądać w mojej Galerii:
http://picasaweb.google.pl/manetka07
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę;)