W Wielką Sobotę ostatnie zwykle przygotowania do święta Wielkiej Nocy czynimy: okna są już pomyte, dywany odkurzone, meble odświeżone, pranie wysuszone, a my - w kuchni szalejemy.
Pewnie są jeszcze domy, w których ogromne ilości jadła się przygotowuje, w moim jednak to szaleństwo raczej w cudzysłowie występuje. Umiar, i jeszcze raz umiar, ot, aby tradycji zadość się stało: Są więc kraszanki, w łuskach cebuli malowane, trochę wędlin, wypieki. Nacisk zaś głównie na wystrój stołu niż jego obfitość się kładzie.
W Polsce od wieków utarło się święta te traktować bardziej jako ucztę dla żołądka niż dla ducha. Świadectwo temu dają rozliczne opisy kulinarnego rozpasania, od magnackich domów poczynając, na najskromniejszych, kmiecich, kończąc.
W mojej ulubionej książce kucharskiej p.t. W staropolskiej Kuchni, Marii Lemnis i Henryka Vitry (Interpress, W-wa 1986), autorzy tak polski stół opisują:
„…W ciągu Wielkiego Tygodnia największy ruch panował w kuchni, z której dolatywały smakowite zapachy przygotowywanych na święta potraw. Podniecały one apetyty poszczególnych domowników, oczekujących z utęsknieniem rezurekcji, która oznaczała zakończenie postu i rozpoczęcie wielkanocnej batalii kulinarnej.
Tak zwane święcone ustawiano na wielkim stole, w jadalni. Składały się na nie szynki, kiełbasy, salcesony, ryby w galarecie, pieczone w całości prosię oraz wielkanocne ciasta: mazurki, torty, przekładańce i słynne, staropolskie baby. Nie zapominano oczywiście o wódkach, miodach pitnych, piwie i winie. Nad wszystkim górował wielkanocny baranek uformowany z masła lub cukru. Cały stół, mieniący się bogatą gamą barw i kuszący uwodzicielskimi zapachami, ozdabiano zielonym barwinkiem oraz kolorowymi pisankami…”
No, proszę – a dziś „święconki” tyle, ile w dziecinnym koszyczku się zmieści, symboliczne ilości, święconą wodą zwykle przemoczone.
Baranka cukrowego, z roku na rok przechowywanego, zastąpił u nas zając z materiału, a potem kwoka, z rafii wyplatana. Po prostu ładniejsza była. I teraz to ona, w otoczeniu żółtych kurcząt z waty, symbolizuje Wielkanoc. Oczywiście barwinek jest konieczny, i choć małe bukieciki wiosennych kwiatuszków, aby stołowi świeżości przydawały.
A jeśliby Zającowi na dnie jego koszyczka, jakiś skromny prezencik dla nas przewidziany, się zaplątał, to jasne, że z wdzięcznością przyjęty będzie.
Czego wszystkim, zaprzyjaźnionym z „Dwunastoma kotami” szczerze życzę. I o przyjęcie powyższego, wiosennego bukieciku, proszę.
Witaj świątecznie
OdpowiedzUsuńu nas dzisiaj troszkę skromniej niż w każde święta
bo nie będę potem wykańczać jedzonka ''ja''
a po drugie też będzie jedna osóbka mniej bo w pracy
życzę pogodnych i zdrowych Świąt
buziaczki świąteczne
a miałam dużo nie jeść ;-( ...ech
OdpowiedzUsuńbuziaczki
Donata,
OdpowiedzUsuńChyba w Święta nie będziesz się katować?!
Jedz, jak masz ochotę!Od wtorku zaczniesz biegać więcej ze swoimi zwierzakami, to i po kaloriach nadprogramowych nawet ślad nie pozostanie.
Pozdrawiam
czekoladki szybko zjadam;-)
OdpowiedzUsuńpozdrowionka
nie chodzi tu już o katowanie;-)
OdpowiedzUsuńtylko, że jak sobie pozwolę za dużo
to źle się czuję
nie wspominając o wstrętnym bekaniu
itp....
a calorie jakoś już mi w tym wieku nie szkodzą;-)...
czy zjem czy nie wag stoi w miejscu
chyba, że się zacieła;-))
Już poświątecznie, ale całej rodzinie "Dwunastu Kotów" jak zawsze, niezmiennie życzę dużo zdrowia i samych radości. :)
OdpowiedzUsuńBłękitna!
OdpowiedzUsuńDziękujemy, dziękujemy. Dobre słowo i po świętach wartości nie zmienia. Twojemu domowi także dużo dobrego wszyscy przekazujemy.
słoneczko świeci ale jest zimny wiatr brrr
OdpowiedzUsuńmiłej niedzieli