Tak sobie postanowiłam dzisiaj przed południem, że zamiast 1. czy 2. stycznia nadchodzącego roku 2010 narzekać na to, że oto właśnie znów roczek minął, że starsza o dwanaście miesięcy jestem, a zmarszczek to już całkiem doliczyć się nie mogę, co innego, całkiem co innego, zrobię.
A co? Właśnie już dziś utyskiwać zacznę, że 365 dni znów za nami. Bo to akurat przed rokiem święto Młodego Bożole obchodziliśmy. A ponieważ trzeci czwartek listopada od rana nam nastał, postanowiliśmy skosztować, co też tego roku z naszych własnych gron winnych, ogrodowych, się nam urodziło.
Otóż mąż mój już od tygodnia w małym gąsiorku (ale nie takim znowu całkiem malutkim), sezonował w salonie, za kominkiem, wino młode, młodziutkie zupełnie, mając nadzieję, że smak tego napitku, zwykle "sikaczem" zwanego, na tyle się poprawi, że będziemy mogli zbiory świętować.
Ja oczywiście sceptycznie, jak zwykle, do tego się odniosłam. Więc tym większe i przyjemniejsze było moje zdziwienie, że trunek całkiem, całkiem do picia się nadaje, i miło dosyć przez gardło przechodzi.
Po drugiej szklaneczce (Rosjanie to naczynie dobitniej - stakan - nazywają) nasze zmartwienie rokiem upływającym zmniejszyło się do tego stopnia, że wzajemnie zaczęliśmy się przekonywać o walorach wieku naszego, co tu ukrywać, z wiekiem Beaujolais Nouveau niewiele, a prawdę mówiąc, kompletnie nic wspólnego nie mającym.
W nastrojach całkiem sympatycznych do tej wieczornej chwili dotrwaliśmy, z silnym postanowieniem, że jutro dopiero zaczniemy się przejmować spustoszeniami, jakie czas upływający powoduje, i jak paskudnie na nas sobie używa.
Oczywiście trudne to zadanie wcale nie będzie, bo nasza jutrzejsza kondycja fizyczna, po dzisiejszym święcie, odpowiednia do takich rozważań, a nawet idealna po prostu będzie.
Ale, nie przesadzajmy: żebyśmy tylko zdrowi byli . Czego sobie i gościom swoim serdecznie życzę.
O, widzę, że załapałam się na pierwszy kieliszek;-)))Życzę zdrowia i dobrego humoru i obfitości wszelakiej przez caly rok i następne! Twja całkiem trzeźwiutka Ori:-)
OdpowiedzUsuńTy, droga Ori, nie wiesz ile tracisz!
OdpowiedzUsuńTy, Ty...abstynentko jedna!
A jak było rano?;-)))
OdpowiedzUsuńmiłego week-endu
OdpowiedzUsuńcmokasy
takie lubię;-)
OdpowiedzUsuńOri, rano to nie wiem, bo do południa spałam. Ale potem pojechałam (jednak) po jedzonko dla kotów!
OdpowiedzUsuńDonata, ja, prawdę mówiąc, wolę takie, które dłużej leżakowało. Ale jak nouveau ma być, to co począć, świętować, i tyle!
OdpowiedzUsuńUściski i pogody dobrej, weekendowej
Pozdrawiam ciepło i dziękuję za piękny komentarz. Pozwól, że dzis ja wypiję lampkę za Twoje i kociąt zdrowie;)Najlepszego;)
OdpowiedzUsuńI ja też młode lubię, szczególnie białe. Niestety w tym roku wina tylko porzeczkowe i wiśniowe, bo winogrona były wyjątkowo pyszne i zjedliśmy. :)
OdpowiedzUsuńSpać do 12? To dopiero rozpusta! :)
nasze osiedlowe wcale nie polują;-)
OdpowiedzUsuńsą regularnie dokarmiane;-) i pulchniutkie;-)
buziaki nockowe
Wasze zdrówko Kochana i całej Waszej gromadki! :)
OdpowiedzUsuńOoo, widzę, że w najlepszym momencie na blog weszłam.Wnuczki, które w odwiedzinach u babci były już odjechały i poucztować sobie u Ciebie mogę.
OdpowiedzUsuńWyśmienite !
Pozdrawiam cieplutko:))
Małgosiu, no to ja "odpijam", bo jeszcze trochę tego beaujolais zostało; zdrówko Twoje i Twoich panów!
OdpowiedzUsuńBłękitna, porzeczkowe to ja uwielbiam po prostu.Ale u nas jakoś nie za bardzo się udaje, nie wiedzieć czemu.
OdpowiedzUsuńA do południa czasem się sypia, zwłaszcza gdy, jak dziś znowu, po tę szlaję Lolisię, siedem razy schodziłam w nocy. W końcu o wpół do czwartej (nad ranem) raczyła ściągnąć do domu.
Jolu, więc teraz oczekujemy obszernej relacji z wnucząt wizyty. Tak zmęczeniem straszliwym straszyłaś, ale dzieciątka to chyba tylko ze trzy dni dziadków swą obecnością cieszyły?
OdpowiedzUsuńz zakupami
OdpowiedzUsuńmiło pozdrawiam
kupuj bilet
OdpowiedzUsuńkoty do plecaka;-)
buzial
witaj nockowo;-)
OdpowiedzUsuńnie miałam cierpliwości do pieczenia chleba
syn kupił wypiekacz do chleba i dzisiaj go upiekl
chlebuś ze słonecznikiem
chleb ważył 400g i całego go wrąbaliśmy przed chwilką
był pycha!
od jutra chleba już nie kupuję;-)
buziaki nockowe
Donata, to podwójnie dobra wiadomość; nowy sprzęt AGD to raz, i dwa, że chlebek taki pyszny, z własnego wypieku.
OdpowiedzUsuńTylko się nam zanadto teraz nie roztyjcie! (powiedział kocioł garnkowi)
no nie wiem;-)))
OdpowiedzUsuńchlebuś jem bez opamiętania;-)
a taki cieplutki z chrupiącą skórką uwielbiam
maluchy to teraz u nas rzadkość
OdpowiedzUsuńa ten stoi na miejscu dla inwalidów i nie dało się go uniknąć
buziaki
miłego dzioneczka
OdpowiedzUsuńbuziorki poranne
...........
u nas dzisiaj pogoda minusowa;-(
No, przyznam się, że wprawiacie mnie obie z Donią w niezły nastrój. Z jednej strony ochotę mam na upieczenie sobie chlebka, z drugiej boję się, że jak kupię tę piekielną maszynerię to dostanę co najmniej małpiego rozumu i waga pode mną padnie. A ja zaraz po niej.
OdpowiedzUsuńI dalej nie wiem co mam robić?
Kupić - nie kupić
Chciałabym i boję się...ech...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pozdrawiam cieplutko:))
Uprzejmie donoszę, że ja poezję niekiedy tworzę. Zapraszam na Alfabet kielecki, mojego autorstwa, oczywiście,he,he...
OdpowiedzUsuń~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pozdrawiam bardzo cieplutko:))
Wino, chleb, oliwa... Narobiłaś mi smaka ;) Ola - Bobe Majse
OdpowiedzUsuń