Jakiś czas temu obchodziłam urodziny. Mniejsza z tym, które. Przyjaciele z Nadrenii przysłali prezent. Bardzo fajny.
A od pana, który ze mną mieszka dostałam bukiet. Z jednej złożony stokrotki. Nawet mnie rozczulił ten kwiatuszek, tak pięknie prezentujący się w dziewiętnastowiecznym kryształowym wazoniku.
Kiedyś, to ho, ho! Na urodziny dostawałam od męża dwadzieścia, trzydzieści, i w końcu pięćdziesiąt róż. To było co prawda już dosyć dawno.
A potem kwiatów zaczęło ubywać.
I proszę, skończyło się na jednej, jedynej stokrotce! Postanowiłam zatem, że bukiet ten już własnym sumptem wzbogacę. Zrobiłam parę zdjęć, niektóre zmieniłam w ‘malarskie’ dzieła ( w PhotoScape, rzecz jasna), następnie dodałam do nich moje ulubione dźwięki barokowe. Czyje? Oczywiście Vivaldiego.
Tak mój kwiatek zyskał na urodzie:
I proszę, skończyło się na jednej, jedynej stokrotce! Postanowiłam zatem, że bukiet ten już własnym sumptem wzbogacę. Zrobiłam parę zdjęć, niektóre zmieniłam w ‘malarskie’ dzieła ( w PhotoScape, rzecz jasna), następnie dodałam do nich moje ulubione dźwięki barokowe. Czyje? Oczywiście Vivaldiego.
Tak mój kwiatek zyskał na urodzie:
To chyba jakaś alegoria. I to tak niechcący powstała!