30 sierpnia 2007

Wojna trwa

Fela

Jakieś złe fluidy unoszą się chyba nad nami wszystkimi bo sytuacja wcale się nie stabilizuje, a wręcz przeciwnie: Kocie niesnaski, które nie są już mało szkodliwymi przepychankami, ale otwartą wojną - przybrały na sile.
Kocica Fela wcale nie przystosowała się do nowej rodziny. Ustawicznie wywołuje konflikty, które są po prostu ordynarnym kocim mordobiciem. I to nie tyle wymierzonym w nasze dwa kocury (byłe zresztą), ile eskalacja chuligańskich zachowań Feli nakierowana jest na kociczki, a już szczególnie na Lolitkę.

Podczas kiedy my staramy się przywrócić Loli równowagę psychiczną po jej blisko miesięcznej nieobecności w domu, Felka niszczy nasze wysiłki. Goni, straszy, syczy, bije - czyli usilnie stara się znów wypędzić Lolitę z domu.

Niemal tak samo Fela zachowuje się wobec Duni, ale ponieważ Dunia jest dużo większa i silniejsza niż Fela, nie ulega jej tak łatwo. Jednak i ona woli ostatnio przebywać poza domem.

Nie mogę pozwolić, aby historia się powtórzyła i teraz aby Dunia została z własnego domu przez Felę wypędzona.
Także Lolita nie może przecież reszty życia spędzić na szafie, którą obrała za swoją twierdzę. Dunia zaś nie może bez przerwy przebywać na dworze, tym bardziej, że zbliżają się jesienne chłody.

W tej sytuacji koniecznym staje się odizolowanie wojowniczej Feli od naszych kotów. Powstaje więc problem umieszczenia Feli w rodzinie zastępczej.

Dzieci Feli, choć powoli, to jednak systematycznie znajdują przyjaciół i domy, które staną się ich rodzinnymi domami.

Felę można oglądać w mojej galerii:
http://picasaweb.google.pl/manetka07
Kto chciałby i może przyjąć Felę pod swoj dach proszony jest o kontakt e-mailowy.

26 sierpnia 2007

Dziura w dachu

Lolita

Wiadomym jest ogólnie, że wszyscy rzemieślnicy, w tym dekarze, jakiś czas temu wyjechali na wyspy, aby tam zapewnić ludności anglojęzycznej usługi na dobrym poziomie.
Więc u nas w kraju ci, którzy musieli zostać winni sobie sami radzić jak potrafią. W związku z tym mój mąż, człowiek niemłody a co gorsza nierzemieślnik, po bezskutecznym, wielomiesięcznym poszukiwaniu fachowca, postanowił wczoraj wybrać się na dach. Wytaszczył tam z sobą rolkę papy i wiadro lepiku i rozpoczął wielogodzinne roboty naprawcze.
Kiedy w którymś momencie z wysokości komina popatrzył w dół, zauważył naszą Lolitę przemykającą właśnie ulicą. Lolitę, poszukiwaną przez nas od 29 lipca, czyli niemal od miesiąca, zaczęliśmy już opłakiwać, oskarżając się wzajemnie o zawinienie tego nieszczęścia. A tu nagle szczęście - jest Lolita!

Oczywiście sprowadzenie kotki do domu wcale nie było łatwe. Zwierzak niby chciał się dać złapać, ale przy każdej próbie wzięcia na ręce wymykał się i uciekał przez coraz inny płot. W końcu udało się wziąć ją za pomocą miski z jedzeniem, postawionej na trawniku, w sąsiednim ogródku. Było przeciąganie kota przez pręty ogrodzenia. I poranienie rąk. Puściłam ją dopiero w domu, po pozamykaniu wszystkich okien i drzwi. Kot był zupełnie roztrzęsiony, przestraszony, zagubiony, chudy, głodny i jak się później okazało, także zapchlony.
Przez całe popołudnie, wieczór i pół nocy odbywało się karmienie, uspakajanie, głaskanie, przytulanie, mówienie czułych słówek, trzymanie na kolanach i dogadzanie na wszekie możliwe sposoby.
Ta koteczka, przez 4 lata swojego życia rozpieszczana przez nas i przez pozostałe koty, które tylko w stosunku do niej nie były nigdy wrogie ani zazdrosne, okazała się zwierzęciem bardzo słabym psychicznie. Jest całkiem rozbita, nie może się pozbierać, bez przerwy mruczy, trzyma mnie pazurkami, chce być blisko. Przeżyła naprawdę groźne 4 tygodnie poza swoim rodzinnym domem.
Gdzie była, kto ją przetrzymywał, tego się nie dowiemy. Co gorsze, jest to kot wychodzący, więc nie wyobrażam sobie, aby przez resztę życia mogła być trzymana w domu, byłaby na pewno bardzo nieszczęśliwa. Natomiast wypuszczenie jej z domu grozić może powtórnym zaginięciem. Są to sytuacje trudne, w których nie wiadomo co robić, i co lepsze będzie dla zwierzęcia. Na razie postanowiliśmy nie wypuszczać jej samej a jedynie wywozić gdzieś na łąki i tam pozwolić się wyhasać.

W taki oto sposób dziura w dachu, sama w sobie nienawistna, walnie przyczyniła się do odzyskania kota i pełnego szczęścia w domu.

Kotkę Felę i kociaki, dla których poszukujemy domów szczęśliwych, rodzinnych, można oglądać w mojej Galerii:
http://picasaweb.google.pl/manetka07
Zainteresowanych proszę o kontakt e-mailowy.

19 sierpnia 2007

Babie lato




Dni są pogodne, ale poranki i wieczory zupełnie chłodne. Kociaki Feli rosną tak szybko, że aż szkoda, miło byłoby, gdyby długo były takie małe i takie rozkoszne.
Właśnie teraz wchodzą w wiek totalnego niszczenia: kwiaty w donicach przed wejściem są całkowicie zadeptane, duże pęki paproci leśnych naprzeciw ganku kompletnie połamane, zostało tylko pobojowisko.
W domu mniej więcej to samo. Sześć razy 4 nóżki plus pazurki i ząbki równa się całkowita demolka!
Jedyne chwile wytchnienia dla nas, to okresy snu tych małych barbarzyńców. Po godzinie szaleństwa padają właściwie tam, gdzie zmęczenie i sen je zmorzy i śpią, wyglądając przy tym na anielskie istoty, jakąś godzinkę lub półtorej. I wszystko zaczyna się od początku: gonitwy szalone, podchody, walki, a wszystko to całkiem na serio.

Ta horda dzika przenosi się z szybkością światła z ogrodu na ganek, a z ganku do salonu. Tu jest najprzyjemniej gryźć, rwać i szarpać. Wszystko przecież miękkie, nie ma kamieni, o które można się boleśnie uderzyć, ani twardych pni czy patyków, które tak trudno przegryzać. Tu upadki z kanapy są przyjemnie mięciutkie, bo ląduje się na dywan, ten z kolei przyjemnie jest szarpać, turlać się po nim i przewracać. Ale najprzyjemniej jest wspiąć się pędem na firankę, kto najwyżej? I wisieć sobie tak, dopóki paskudny człowiek, nie znający się w ogóle na fajnej zabawie, stąd nas nie ściągnie. Czasem nawet i chciałoby się już puścić, ale w pazurki tak się zaplączą te
głupie nitki, że można tylko krzyczeć o pomoc. A te krzyki to są na razie tylko cieniutkie popiskiwania, wszak w dalszym ciągu jesteśmy niemowlakami. Mamy po 7 tygodni.

Na na świecie już babie lato. I rozpoczynają się powoli przygotowania do chłodów oraz przetrwania zimy. Kto może szykuje sobie domek w dzikim winie, osy mieszkają pod dachówkami a jeż przezimuje w okolicy świerków. Tylko kociaki wcale a wcale się nie przejmują, od tego mają nas, swoich opiekunów.

Zwierzaki można oglądać w Galerii:
http://picasaweb.google.pl/manetka07.
Kto chciałby aby jeden z kociaków go pokochał, proszony jest o kontakt e-mailowy.

8 sierpnia 2007

Dzień urodzin


Od wielu tygodni obiecywaliśmy sobie wycieczkę w sudeckie Góry Bystrzyckie, parogodziną rzecz jasna, bo nie można na dłużej zostawić zwierząt samych. Ostatecznie wybraliśmy się w dzień moich urodzin.
Potraktowałam to jako podarunek i rzeczywiście było warto jechać. Przez Duszniki Zdrój i Zieleniec dotarliśmy aż do Lasówki i Mostowic, na samej polsko-czeskiej granicy.

Jest to całkiem inny świat; piękny krajobraz, wsie spokojne, zdrowe lasy, stosunkowo mało turystów. Droga sudecka całkiem dobra. Mieszkańcy żyją głównie z agroturystyki, prawie w każdym domostwie są pokoje do wynajęcia i dodatkowo jakieś usługi gastronomiczne.

Widzi się też sporo domów letnich, w większości pięknie odremontowanych, przystosowanych do potrzeb wakacyjnych nowych właścicieli.
Oglądaliśmy jeden z takich domów, urządzony w siermiężnym, ludowym stylu, z tradycyjnym kominkiem z otwartym paleniskiem, ale właściciele nie odmówili sobie kuchenki mikrofalowej czy satelitarnej anteny.
Tak więc mieszkańcy miast, spragnieni tzw. łona przyrody, wypoczywają w warunkach zbliżonych, a może i takich samych jak w miejskim domu, tyle, że krajobraz za oknem inny. No i trzeba co weekend jechać 100, 200 czy może nawet więcej kilometrów.

Od lat marzymy o domu na wsi, ale chcielibyśmy znaleźć taki dom i taką wieś, w której moglibyśmy zamieszkać na stałe. Czy to jest jeszcze do spełnienia, czy już na zawsze pozostanie marzeniem, trudno odpowiedzieć.

Zrobiło się już bardzo późno, na ganku zostały kociaki z Felą, no i nasze, na pewno głodne już koty. Trochę zmartwieni, czy to towarzystwo nie rozpierzchło się gdzieś po krzakach i pokrzywach, których nie brakuje w naszym ogrodzie, wracaliśmy już szybko, zatrzymując się tylko po zapas kociego jedzonka.
A w domu, przy furtce czekał Rudolf ze Szkaradziejem i Felą. I o dziwo, wszystkie kociaki karnie siedziały w koszu. Tylko kocic ani śladu. Lolitę prawdopodobnie straciliśmy na zawsze.

Każdy dostał coś pysznego i po chwili słychać było tylko mlaskanie i siorbanie z kocich misek. Maluchy właziły całe do jedzenia na talerzach, wybierały kęsy i mlaskały tak samo głośno jak dorosłe.
A my byliśmy już zbyt zmęczeni aby coś ugotować, więc otworzyliśmy buteleczkę i powoli sączyli czerwone wino w tym wieczornym cieple.

Dzieci Feli szukają dla siebie domów rodzinnych. Kto zapragnie podzielić się z kotem tym co ma, proszony jest o kontakt mailowy. Kociaki można oglądać w Galerii w Google:
http://pisacaweb.google.pl/manetka07

2 sierpnia 2007

Mali drapieżcy



Po tych paru dość paskudnych dniach dziś znów zaświeciło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Nie praży tak, ale jest cieplutko.
Ganek jest terenem coraz bardziej zwariowanych zabaw sześcioraczków Feli. Wolę nie myśleć co będzie, kiedy te maluchy zaczną wybierać się gdzieś dalej i rozbiegać po ogrodzie. Jak je upilnujemy? Fela już zachowuje się, jakby dała za wygraną. Wcale sobie nie radzi z tą kocią rodzinką.
Kociaki były przez kilka dni dokarmiane kaszką dla niemowląt z marchewką i zmiksowanym mięsem. Ale dziś wprawiły mnie w osłupienie: Wystawiłam dla Feli miskę z dość sporymi kawałkami mięsa drobiowego. I co się okazało? Natychmiast wszystkie dobrały się do jedzenia i tymi swoimi mlecznymi ząbkami wprost rozdzierały całkiem pokaźne kęsy tak skutecznie, że miska została na błysk wyczyszczona. Jednak drapieżniki! Mam nadzieję, że im nie zaszkodzi.

Sami w końcu nabraliśmy apetytu na coś dobrego. Podałam schab zawijany z serem, który robię tak:
Rozbijam kotlety schabowe (po jednym na osobę) bardzo cienko, przyprawiam solą, pieprzem, ostrą papryką, układam plaster żółtego sera tostowego, na to plasterek albo dwa salami, zawijam, spinam szpilką do szaszłyczków i opiekam na patelni, na dobrze rozgrzanej oliwie albo oleju rzepakowym. Porcje muszą być rumiane z każdej strony.
Do tego ziemniaczki i kabaczek pokrojony w półplastry, uduszony z cebulą, czerwoną papryką i pomidorami. I dużo koperku.
Jeżeli jest wolne miejsce na patelni to można dodać ćwiartki czy ósemki jabłka (ze skórką, żeby się nie rozpadły), lekko posolone i posypane majerankiem.

Ponieważ nie udała mi się konfitura wiśniowa (wyszła zbyt rzadka: za dużo owoców, za mało cukru żelującego), postanowiłam wykorzystać ją do deseru.
Upiekłam najprostszy biszkopt w długiej foremce, pokroiłam w grubsze plastry i każdy polałam tym sosem wiśniowym. Było dobre.

Kociaki można oglądać w Galerii:
http://picasaweb.google.pl/manetka07 . Może ktoś zapragnie zaopiekować się jednym z nich.