7 marca 2009

Kwiatek dla pani



Naprawdę zabawne kartki znaleźć można w serwisach oferujących nam ich wysyłanie z różnych okazji. Aktualnie z okazji Dnia Kobiet.

Najbardziej spodobały mi się te nawiązujące w sposób humorystyczny do obchodów tego święta w czasach PRL i jeszcze trochę później (bo dopiero Hanna Suchocka je zlikwidowała). Właściwie to nie za bardzo wiem, czym się kierowano, przy jego kasowaniu. Chyba jednak względami politycznymi, bo przez jego przeciwników było uważane za „komunistyczne”.

Czyżby jednak kobiety miały za dużo swoich dni, swoich świąt?
Podobno wśród samych pań zdania są podzielone; większość osób młodych, w wieku do 25 lat w zdecydowanej większości opowiada się za tym świętem. Natomiast prawie połowa kobiet 50+ twierdzi, że go nie chce.

Nie wiem, na ile można wierzyć takim sondażom, bo osobiście nie znam żadnej kobiety, która by odrzucała życzenia, prezenty czy kwiatki, nawet gdy był to przysłowiowy jeden „zdechły” goździk, czy też poważnie już zmaltretowany tulipanik, który w dodatku nierzadko należało pokwitować.

Pamiętam za to dobrze, że wszystkie panie - pracownice, niezależnie od stanowiska, wykształcenia czy wieku, nawet jeśli troszeczkę zaprzeczały, jednak starannie przygotowywały się do tego dnia; zakłady fryzjerskie (które jeszcze wówczas nazwy salonów nie nosiły) w przeddzień święta okupowane były od rana do wieczora, stoiska z kosmetykami notowały wzmożony ruch, a w sklepach z damska konfekcją można było spotkać wiele znajomych.
Żadna nie chciała wypaść gorzej od koleżanek. Od rana, 8 marca, zapachy „Być może” i „Pani Walewska” krzyżowały się z wodą kwiatową „Konwalia”.

Trochę inaczej panowie. Ci z kierownictwa przedsiębiorstwa i rad zakładowych, organizatorzy święta, musieli trzymać fason co najmniej do uroczystej akademii.
I rozdania „drogim koleżankom” tych przywiędłych kwiatków.
Potem atmosfera stawała się coraz mniej oficjalna, aby późnym popołudniem, trwającym nierzadko do późnego wieczora, przemienić się w zwykłą popijawę. We własnym gronie. Bowiem panie już dawno były w domu, wszak miały rodzinne obowiązki.

W miarę upływu lat święto nabierało pewnego wyrafinowania; tulipana zastąpił bukiecik frezji, a parę stylonów bon towarowy do PDT. Za późnego Gierka mógł to być nawet bon do księgarni, albo bilet do teatru.

Więc jestem zdania szanowni panowie, że mężczyzna elegancki o święcie swojej kobiety nie zapomina, nawet jeśli kiedyś (1993) niekomunistyczny rząd to komunistyczne święto zlikwidował.

3 marca 2009

Śnieżyczki zakwitły



Już przedwiośnie. Po wielu tygodniach zimy prawdziwej, jak dawniejsze, z dużymi mrozami i śnieżnymi zaspami, kiedy zaczyna się nam wydawać, że zawsze tak już będzie, raptem jakby, z dnia na dzień, przyjemnie ciepło się zrobiło.

W ogródku niespodzianka: pomiędzy łatami topiącego się, zalegającego jeszcze tu i ówdzie śniegu, wystrzeliły liczne kępki przebiśniegów, wczoraj jeszcze w pączkach były, a dziś już kwiatuszki mają śliczne, rozwinięte, białe. Na tych swoich łodyżkach zielonych, wyglądają tak świeżo i wdzięcznie.

W południe słonko grzeje a nasze wszystkie koty wyłącznie na dworze chcą przesiadywać. Filipek wrócił do swoich przyzwyczajeń i o piątej rano, kiedy całkiem ciemno przecież, pod drzwiami pokrzykuje, aby wypuścić go na dwór. Ponieważ już mrozów nie ma, wstaję i wypuszczam go; a niech idzie. Po pół godzinie Lolita decyduje się na wyjście. No, to schodzę.

Potem, z częstotliwością co kwadrans, kolejne nasze kociska budzą się i domagają tego samego.
Po 2-3 godzinach łazikowania, zaglądania we wszystkie dziury, zwiedzania przyległych ogrodów, zaczajania się na sąsiedzkie gołębie i dzikie ptaki, głodne i z zimnymi uszkami, wracają do domu w odwrotnej kolejności.

Teraz czas na śniadanko; Animonda, nietania wcale, - tuńczyk w łososiowym sosie - danie smakowicie wielce wyglądające, z dużymi kawałkami ryby, pachnące kusząco, w ząbki kole to kocie „jaśnie państwo”. Nie zamierzam się tym razem przejmować. Kto nad miską wybrzydza, głodny idzie drzemać, i tyle. A właśnie przyszła pora na zdrowy sen, najlepiej blisko kominka.
„Cug” jest, przewodom dymowym sprawność przywrócono, to i pali się świetnie, wszędzie cieplutko. Więc żyć, nie umierać.

A że ja mam trochę gorzej? Że czuję się, jakbym do roboty w jakiej fabryce, w piątek i świątek na szóstą leciała? A co to koty nasze odchodzi! One mają wygodę mieć, i tyle. Do zażywania przyjemności są przecież stworzone.
Naprawdę, człowiek własnym kotem chciałby być, i to nie raz.