7 sierpnia 2016

Urodziny, ale smutne


Wczoraj były moje urodziny. Ale smutne bardzo, bardzo.
Przyjaciel dobry odszedł. Tuż  po własnych urodzinach.  Nad Renem mieszkał.
Pięknie, po polsku, składał mi życzenia, abym zdrowa była, szczęśliwa, pogodna. Zawsze, od lat.

 A teraz  już nigdy Go nie usłyszę. Nie ucieszę się na Jego widok. Nie pomacham na pożegnanie, z nadzieją, że za pewien czas znów się spotkamy.  Nie zmartwię się więcej Jego niedyspozycją. Nie roześmieję się z Jego żartu.  Wszystko, o czym pomyślę, będzie na nie.

Był Lwem. Jak ja. Ale cóż; nawet Lwy słabną i pewnego dnia nie potrafią już dalej stawiać czoła życiu. Wtedy kapitulują.  A czas zaczyna  się  toczyć  bez nich.

Ale pamięć pozostaje. Dopóki sama nie odejdę będę Go wspominać serdecznie.
I może kiedyś, znów… wszyscy się spotkamy. Kto to wie…