Jakieś 100 lat temu, kiedy byłam dziewczynką tak malutką, że nawet jeszcze do szkoły nie chodziłam, byłam z moją matką w jednej
z karkonoskich miejscowości na krótkich wywczasach. W parterze domu, w którym mieszkałyśmy znajdował się nieczynny już sklep, w którym wolno było mi się bawić.
A w tym sklepie były dziesiątki, setki pudełek, szkatułek, pojemników, szufladek i szufladeczek wypełnionych po brzegi przeróżnymi świecidełkami; bransoletkami, naszyjnikami, pierścionkami, wisiorkami. Jednak na mnie największe wrażenie zrobiły te pudełeczka,
w których przesypywały się koraliki. To były szklane kulki, walce, sześciany i inne kształty, we wszystkich kolorach tęczy i wielkościach.
Na odjezdnym pozwolono mi zabrać kilka garstek tych skarbów. Czułam się po królewsku obdarowana.
Kiedy po latach przeczytałam opowiadanie mistrza F.S. Fitzgeralda p.t. Diament wielki jak góra, skojarzenie z tym wydarzeniem z dzieciństwa było oczywiste. I choć w obu przypadkach - realu i fikcji literackiej - te ‘skarby’ okazywały się zwykłymi szkiełkami, to jednak czar chwili ich posiadania był przemożny;)
I tak samo, no, prawie tak samo poczułam się, kiedy rozpakowywałam paczuszkę z koralikami, jakie zamówiłam w jednym ze sklepów internetowych; Te kuleczki maleńkie, tak uroczo żywe, rozsypujące się przy lada ruchu, mieniące wspaniałymi barwami, zachwyciły mnie, zaczarowały.
Zaczęłam szyć z nich kolczyki i bransoletki. Po prostu wróciłam w krainę dzieciństwa.
Jasne, wiem; niektórzy powiedzą - ot, zdziecinnienie. Ale co tam - lubię dziecinnieć:)
A swoją drogą Japończycy to nawet koraliki lubią mieć najlepsze. Na świecie.
Na odjezdnym pozwolono mi zabrać kilka garstek tych skarbów. Czułam się po królewsku obdarowana.
Kiedy po latach przeczytałam opowiadanie mistrza F.S. Fitzgeralda p.t. Diament wielki jak góra, skojarzenie z tym wydarzeniem z dzieciństwa było oczywiste. I choć w obu przypadkach - realu i fikcji literackiej - te ‘skarby’ okazywały się zwykłymi szkiełkami, to jednak czar chwili ich posiadania był przemożny;)
I tak samo, no, prawie tak samo poczułam się, kiedy rozpakowywałam paczuszkę z koralikami, jakie zamówiłam w jednym ze sklepów internetowych; Te kuleczki maleńkie, tak uroczo żywe, rozsypujące się przy lada ruchu, mieniące wspaniałymi barwami, zachwyciły mnie, zaczarowały.
Zaczęłam szyć z nich kolczyki i bransoletki. Po prostu wróciłam w krainę dzieciństwa.
Jasne, wiem; niektórzy powiedzą - ot, zdziecinnienie. Ale co tam - lubię dziecinnieć:)
A swoją drogą Japończycy to nawet koraliki lubią mieć najlepsze. Na świecie.