31 grudnia 2015

Na Nowy Rok 2016






Oby Nowy 2016 Rok
    nie szczędził nam darów najważniejszych: zdrowia, powodzenia, miłości, tolerancji
i dobroci, zwłaszcza dla zwierząt!


życzy wszystkim szczerze
z polecenia naszych kotów
ma.ol.su

29 grudnia 2015

Dziesiątka jest fajna

Windows 10

Kilka miesięcy temu zamówiłam w Microsofcie uaktualnienie systemu operacyjnego. I w połowie grudnia dostałam zawiadomienie, że ‘dziesiątka’ dla mnie jest gotowa. Więc nie zwlekając zgodziłam się na tę zamianę. Co prawda mając w pamięci naprawdę okropne perturbacje z przechodzeniem do Windows 8.1, a przedtem jeszcze ucząc się ‘ósemki’, na którą wyzywałam strasznie, liczyłam się z tym, że i tym razem mogą wystąpić problemy. Ale z drugiej strony naczytałam się tylu zachwytów dotyczących najnowszych ‘okien’, że miałam na nie chęć wielką.

I okazało się, że warto było. Teraz bardzo przyjemnie jest poruszać się w systemie. I łatwo.
Rzeczywiście wszystko jest pod ręką, dostęp do funkcji intuicyjny, co dla niefachowca jest szalenie ważne; właściwie komputer sam robi co trzeba.
A już szczytem uprzejmości mojego komputera była kilka dni temu instalacja nowej drukarki. Stary Epson się przez dziewięć długich lat wysłużył. I zasłużył sobie na moją wdzięczność. Nowa drukarka sama się z laptopem porozumiała, w dodatku bez pomocy kabla:) To wszystko mnie zachwyca.

Chociaż człowiek niby zdaje sobie sprawę, jak potężnie jest dziś za pomocą Internetu inwigilowany, to jednak godzi się z tym faktem, tym bardziej, że korzyści na pewno znacznie górują nad niedogodnościami. A zresztą państwo i tak nas śledzi, nawet bez Internetu. W dodatku zapowiada się, że będzie gorzej, to znaczy więcej kontrolowania, sprawdzania, podsłuchiwania.

Mimo tego nie wyobrażam sobie dzisiaj życia bez komputera, tak jak inni nie wyobrażają sobie życia bez telefonu (komórkowego). No, bo zwykły, analogowy to też jest potrzebny, bardzo.
Taki świat;)

W każdym razie namawiam osoby, które jeszcze nie przesiadły się na W.10 aby zrobiły to jak najszybciej. Bo fajny jest.




25 grudnia 2015

Dzisiaj Boże Narodzenie


Wszystko na tym świecie się zmienia, a im dłużej na nim jesteśmy tym większe przeobrażenia obserwujemy.

Ze świętami Bożego Narodzenia też tak jest, to znaczy z ich celebrowaniem. W czasach mojego dzieciństwa głównie chodziło o cel religijny: szopka, Święta Rodzina, pasterka, kolędy i modlitwa, wybaczanie sobie wzajemne przewin.

Dziś to już raczej okazja do rodzinno-towarzyskich spotkań, wystawnych przyjęć i kosztownych prezentów.  Choć jest i spora część osób  preferujących nawet całkowite oderwanie się od takich zgromadzeń i wybierających wyjazd na narty, albo na nurkowanie wśród koralowych raf.

Jasne, że do wigilii Bożego Narodzenia, która stała się WIGILIĄ, samoistnym jakby świętem i w dodatku w Polsce chyba najważniejszym, jesteśmy mocno przywiązani. Dbamy o zachowanie tradycji naszych domów rodzinnych, pilnujemy menu i choinki, pamiętamy o świątecznym podarku dla każdej osoby uczestniczącej w wigilijnej kolacji.
Ale, no właśnie, i zaskoczyć czymś gości i rodzinę lubimy; np. zamiast tortu makowego na deser niech będzie tort tiramisu. Ja tak zrobiłam.

Więc proszę się częstować i życzenia przyjąć:
 Zdrowia i powodzenia w te Święta,
i potem też!

Tort Tiramisu

5 grudnia 2015

Modrzew i jaja od szczęśliwych kur

Modrzew grudniowy

Modrzewie piękne są. O każdej porze roku. Te wiosenne, z młodziutkimi, mięciutkimi kitkami zielonych igiełek, i te ośnieżone zimowe. Nawet teraz, w grudniu, kiedy igły już spadły, ale nie do końca, a zachodzące słońce przedziera się przez gałęzie, lubię patrzeć na to drzewo, które towarzyszy mi w życiu od zawsze. Oczywiście to nie to samo drzewo. Ale w każdym z miejsc mojego stałego zamieszkiwania, pod domem rósł modrzew. I tak już zostanie.

Drzewo ma się dobrze, w przeciwieństwie do mnie, zagrypionej od trzech tygodni. Chyba wszystkie zarazki świata mnie dopadły jednocześnie, więc leżę sobie i rozmyślam. Trochę czytam i trochę robótkuję.
Nawet specjalnie nie zdenerwowałam się faktem, że 'siadła' zmywara, a drukarka po niemal dziesięciu latach, wcale nie intensywnego, raczej średniego użytkowania, uprzejmie zawiadomiła mnie, że jej 'wewnętrzne części się wyeksploatowały'.
I chociaż człowiek ma skłonność do personifikowania rzeczy, a przynajmniej ja mam, i to sporą ('no zapal autko, zapal; przecież rozumiesz, że muszę jechać') to łatwo godzi się, że wszystko odchodzi. W niebyt. Nawet jeśli to jest rzecz ulubiona, niezbędna i nie do zastąpienia. Jak to mówią - tak świat jest urządzony:)

Jasne, że siedzenie w łóżku ma też swoje dobre strony; można np. oddawać się bezstresowemu (bez obwiniania się o marnowanie czasu) buszowaniu w internecie, co przynosi zyski w postaci nabywania wiedzy, nierzadko bardzo przydatnej, a niekiedy wręcz zdumiewającej.

Na przykład, dowiedziałam się, że woda, nawet mineralna, i to nawet pita litrami, wcale nie zaspakaja pragnienia naszych komórek, bo one, jak twierdzi chemik i wynalazca  Stanisław Szczepaniak, i tak umierają z pragnienia. Dlaczego? Otóż woda, aby nas faktycznie nawadniała, musi być sześcioklastrowa (a nie wieloklastrowa). Jest prosty sposób, aby przywrócić jej odpowiednią strukturę: butelkę wkładamy do zamrażalnika, po zamrożeniu wyjmujemy, czekamy aż odmarznie, i już możemy wypić szklankę o właściwościach wody z lodowca. Zastosowałam się do tego sposobu zaraz po przeczytaniu:)

Według prof. Iwana Nieumywakina, autora pracy 'Woda utleniona na straży zdrowia' powinniśmy przez kilka miesięcy codziennie wypijać szklankę wody wzbogaconej kilkoma kroplami (a po paru dniach 30-40 kroplami) zwykłej, trzyprocentowej wody utlenionej. Dotlenianie organizmu to rzecz znana, ale woda utleniona raczej kojarzy się z zewnętrznym, a nie wewnętrznym stosowaniem, a tu - proszę!

Ale najbardziej ucieszyłam się ze znalezienia na stronie Marty Brzozy wywiadu z prof.  Tadeuszem Trziszką, który dowodzi jak cenne dla naszego zdrowia jest jedzenie jaj i to w ilościach dowolnych, Okazuje się, że straszenie nas ilością odkładającego się w naczyniach cholesterolu można między bajki włożyć. Jest akurat odwrotnie; to jedzenie jaj, nawet 30, tak trzydziestu, tygodniowo, ratuje nasz układ krążenia przed złym cholesterolem.

Momentalnie dałam artykuł do przeczytania temu panu, który naśmiewa się codziennie ze mnie, że tak lubię obżerać się jajkami, i to w każdej postaci, a najbardziej jako kogel-mogel:) I co? Widać, jaki mój organizm jest mądry. Co prawda zajęło mu to wiele lat, ale sam wpadł na to, że jajko to zdrowie!

I jak tu mieć pretensje do wirusów? Gdyby nie one dalej żyłabym w przeświadczeniu, że szalenie szkodzę sobie tymi jajami.
Oczywiście to muszą być jaja zniesione przez szczęśliwe kury!