20 marca 2012

I przyszła. Ta, ta...wiosna jedna!




Ze snu zimowego się obudziłam. Patrzę, a tu niebo błękitem jaśnieje, a w ogródku krokusy, śnieżyczki i żonkile łebki swoje przecudne do świata ufnie wychylają.
Koty na progu się wylegują, na słońce futerka wystawiają. Oczy mrużą, a przymuszone aby je otworzyć, patrzą zdziwione kreseczkami źrenic.

Oprócz tych kwiatków wdzięcznych, co jak na ugorze, nie wiadomo skąd się wzięły, ziemia wszędzie jeszcze brunatna, bez koloru. A tak by się chciało nareszcie zielenią się zachwycić. Twarz w liściach zanurzyć, wąchać, upajać się  świeżością barw, kształtów i światła wyjątkową jasnością.

Wypić z kimś kieliszek wina, może dziś czerwonego, kilka wierszy przeczytać,  jakiś nawet
z pamięci powiedzieć, i czekać niecierpliwie na morelę w białych kwiatach całą, na jabłoniowe gałęzie jasnoróżowe, na owady, i na ptaki, niechby i na pająki nawet.

No, dobrze  już, dobrze. Dosyć tych nut sentymentalnych, nastroików pensjonarskich, atmosfery podniosłej, tonów melancholijnych.  Najwyższy czas za okna się zabrać. W całym domu:)


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Krokusy

Krokusy wyskakują z ziemi
jak wiolinowe nuty,
a panny się chylą nad niemi
i z nut układają bukiety.