26 maja 2013

Na Dzień Matki




Tkwię tak nad kartką pustą przede mną i myślę, że wcale łatwo nie jest napisać do matki, albo o matce swojej opowiedzieć, żeby ckliwie nie było. Ani pretensjonalnie.
Ale, żeby jednak  uczucia dla matki wyrazić, przywiązanie okazać,  wdzięczność  podkreślić.
A także, aby  własnego słowa cierpkiego żałować, czy uwagi rzuconej w rozdrażnieniu.

Odeszła w Nieznane 16 lat temu. Każda z nas, jej córek, zupełnie inaczej to przeżywała i starała się uporać
z sytuacją.
Ja byłam zła. Na Nią. Nie tak miało przecież być. Miała z tego szpitala wrócić.
Miała ‘setki’ doczekać. Wiele jeszcze opowiedzieć, wspomnienia spisać.

Byłam zła na siebie. Że nie zdążyłam powiedzieć Jej jak wstydzę się tych okresów milczenia, które bywało i na tygodnie całe się przeciągały, kiedy to czasu nie było, aby wpaść choć na krótko i skupioną uwagę Jej  poświęcić, w matczyne życie się wsłuchać.

To nie była pierwsza w moim życiu strata, groby bliskich już miałam za sobą. Jednak Matka w jakiś szczególny sposób wywierała wpływ na moje życie; dość długo wszystko co robiłam było dla Niej. Albo przeciw Niej.
Oczywiście, że Ją kochałam. Ale równocześnie wzbudzała mój respekt. Podziwiałam Ją, ale dostrzegałam i skazy w Jej usposobieniu. Liczyłam się z Jej zdaniem, akceptowałam je albo gwałtowanie polemizowałam. Rzadko nasze relacje były letnie, tak zwane poprawne. Na ogół spontaniczne bywały, bardzo.

Przez całe moje długie  (nie chodziłam do żłobków czy przedszkoli) i szczęśliwe dzieciństwo, Matka była jedynym moim światem.
W okresie szkolnym, i w dalszych czasach, ten świat się trochę rozszerzył i lekko przyćmił matczyny blask.

Dopiero lata musiały minąć abym zrozumiała i w pełni doceniła, że to Matka właśnie nauczyła mnie paru dobrych rzeczy, pozwalających wśród ludzi funkcjonować.  Wszystkich złych nauczyłam się sama. 

Rację ma poeta*, kiedy twierdzi, że o matce pieśń ‘to pieśń bez słów’. Bo jakie słowa uczucia odwzorują? Wyrazić je może gest, spojrzenie, uścisk ramion.
I kwiat na grobie położony.
________________________________________
*Aleksander Woysym-Antoniewicz – ‘Pieśń o matce’




  

11 maja 2013

Ósemka? Nienawidzę;)



W niedzielę umarł mój stary laptop. Kwękał już od dłuższego czasu.
Przez cały poniedziałek rozpaczałam.
We wtorek mąż wyrzucił mnie z domu po nowy notebook. Choć Bóg mi świadkiem, że nie chciałam nowego, przywiązałam się do tego starego, który ostatnio już sznurkiem był przewiązany, bo wyłamały mu się zawiasy:)

Sznurek to nic takiego;), cieniutki był, ekranu nie zasłaniał, więc prędko się  przyzwyczaiłam  do takiego stanu. Poza tym, po zimie, która trwała 7 miesięcy ( to znaczy tyle hulał piec C.O.), naprawdę nie stać nas na nowe wydatki :(

Ale moja panika (co z przelewami, różnymi zobowiązaniami, pocztą, zdjęciami i wieloma innymi rzeczami bez płacenia dostępnymi?) większa się okazała od  trzeźwej oceny sytuacji finansowej i poleciałam do sklepu, a jakże:)

W zasadzie miałam tylko przejrzeć ofertę, ale nowo otwarty salon okazał się być całkiem, całkiem. Więc po półtoragodzinnym ‘maglowaniu’ sprzedawcy wyszłam z pudłem pod pachą.

A w środę? w środę to płakałam rzewnymi łzami po ukochanym moim systemie XP, który padł, a który tak był mi przyjazny przez ostatnie 7 lat.

Dlaczego? W nowym, zainstalowanym już w notebooku, Windowsie 8, nie ma na przykład menu Start, tylko jakieś głupie kafelki. No to jak się dostawać do programów i aplikacji? Jak go w ogóle używać, w dodatku bez literatury. Przecież się człowiek nie przygotowuje, choć powinien, na tego typu okoliczności.

W czwartek udało mi się zrobić recovery. I zainstalować Chrome, Picasę i antywirusy.

W piątek jakimś cudem dosłownie zmusiłam mój aparat fotograficzny, aby zaprzyjaźnił się z nowym komputerem. Nawet wymogłam na nim, aby zdjęcia do komputera wgrywał przez Picasę, moją ulubioną, z której korzystam od dawien dawna, i cenię.
Niestety, za nic nie mogę zainstalować Office 2007, a najchętniej Worda używałam jako edytora tekstu.
Co prawda okazało się, że najlepiej pisać ‘ w chmurze’ bo tylko te dokumenty mam zachowane. Reszta utracona, w tym wszystkie zdjęcia, oprócz paru z PicasaWeb, którą niepotrzebnie tak bardzo zaniedbałam:( No cóż, człowiek się uczy przez całe życie i....)

Dziś jest sobota; przeczytałam parę artykułów w Benchmarku.pl, zamówiłam literaturę w Helionie i ‘odkryłam’ kilka naprawdę fajnych rzeczy w Ósemce. Może nie będzie tak źle, z czasem rzecz jasna?

2 maja 2013

To już maj!


Jakoś ostatnio miesiące uciekają mi tak prędko jak dawniej tygodnie, a tygodnie w tempie dni; żeby nie powiedzieć, że z szybkością godzin. Przecież dopiero były święta, te Bożego Narodzenia :) a już zrobił się maj!

Te kilka poprzednich dni pogodnych w całości poświęciłam na porządki, a głównie na mycie płotu po zimie, chociaż  nie wiem po co, bo od dwóch dni znów leje, więc płot powoli robi się czarny :(


Nasze koty śmiertelnie się nudzą, bo w taki ziąb na dworze za długo nie wytrzymują, więc biegną do domu i  przysypiają gdzie popadnie, a ja namiętnie oddaję się robótkom ręcznym.
Prawdę mówiąc nie mam ich już gdzie przechowywać, bo ewentualnych klientów jakoś nie widać. Moja sypialnia powoli staje się pakamerą, z coraz większymi zapasami rękodzieła w osobistym wydaniu.

Z juty powstała torba-worek olbrzym i worki 'normalne', trochę mniejsze:



 Helenie uszyłam 2 poszewki i woreczek na drobiazgi:


Z filcu zrobiłam bransoletkę-mankiet i drugą, z kwiatem kanzashi. To moje pierwsze bransoletki:


W ogóle filc jest, jak dla mnie, przyjemnym surowcem do tworzenia ozdób, więc zrobiłam jeszcze parę broszek
i takie kwiatki:




Teraz czekam, aż nareszcie, nareszcie wiosna prawdziwa, słoneczna i ciepła nadejdzie. I będzie trwała jak najdłużej:)