5 lipca 2014

Kiszenie buraczków

Buraczki kiszone

Człowiek coraz starszy się robi i zdrowiem coraz mniej szlachetnym zaczyna się przejmować. A, że  chciałoby się umrzeć w miarę zdrowo (nie, nie tak zaraz jeszcze), to pomyślałam sobie, że czas najwyższy, aby optymalnie zacząć się odżywiać.

Ale co to znaczy optymalnie? Jak zwykle trzeba dużo, albo nawet bardzo dużo przeczytać, aby wyrobić sobie opinię i dać się przekonać autorowi danej diety, czy
w ogóle określonego trybu życia, i oczywiście zacząć go stosować.

Niestety, proste to nie jest. Obok złych nawyków żywieniowych, u mnie to zdecydowanie za mało ruchu; żadnej gimnastyki, żadnych ćwiczeń, żadnych (prawie) spacerów, że
o wycieczkach jakiś dalszych, to już wcale nie wspomnę.
Więc zdecydowanie wprowadzam zmiany. Wybieram mianowicie dietę wegetariańską, i choć w zasadzie sporo elementów takiej diety od dawna stosuję, to jednak nie przestrzegam jej rygorystycznie. I to błąd, który zamierzam jak najprędzej eliminować.

 Mam już plan: od 1 sierpnia do 15 września tego roku wprowadzam sześciotygodniowe odtruwanie organizmu, w oparciu o dietę dr Ewy Dąbrowskiej, której argumentacja absolutnie mnie przekonuje.
Po tym okresie będę prowadziła, jak długo zdołam, kuchnię witariańską (prawie), czyli wszystko co się tylko da, zjadamy na surowo.

Czy się uda? Dużo zależy, sądzę, od tych 6 tygodni. Jeśli to odtruwanie się powiedzie
i faktycznie odczuwać będziemy zdecydowaną poprawę fizyczną (i psychiczną, na co także należy liczyć wg autorki diety), to oczywiście warto zrobić wysiłek, aby na stałe wyprowadzić ze swojego jadłospisu nabiał, mięso i przetwory (to raczej łatwe, bo już od dawna tylko okazjonalnie się u nas jada, i to bez entuzjazmu), no i głównie cukier, wroga nr 1  naszego żywienia. Z eliminacją cukru przewiduję największe problemy; mój mąż bowiem jest dżemojadem, ciastojadem i w ogóle słodycze uwielbia.

Teraz robię pierwsze przymiarki do tych zmian. Już się kiszą buraczki na zakwas, do codziennego wypijania po szklaneczce. Zaraz nastawię jabłka na ocet jabłkowy, zrobię kiszonki z ogórków, kapusty i innych warzyw.
Znalazłam certyfikowane gospodarstwo, produkujące ekologiczne warzywa, bo takie powinny być zjadane.
Wyrzucam całą tę chemię gospodarczą; do sprzątania tylko woda, ocet i soda oczyszczona. Do higieny zwierząt wyłącznie rozmaryn, woda i cytryna. I tak dalej.
W zasadzie problem mam tylko z tym, że nie posiadam wyciskarki do soków ani dehydratora. Niestety, ich ceny (+/- po 2 tys. PLN) są dziś dla mnie zaporoweL

Polecam świetną, moim zdaniem, witrynę Marleny Bhandari p.t. Akademia Witalności, na której cała ta idea jest doskonale wyłożona;)

I przepis na kiszone buraczki:

- buraki ( z uprawy ekologicznej) dokładnie szorujemy szczotką, obcinamy 'piętki' i szatkujemy na małe kawałki,- wrzucamy do słoja, kamionki, butli i zalewamy wodą niegazowaną, posoloną (dałam bardzo czubatą łyżę na każdy litr wody)- dodajemy kilka ząbków obranego i przekrojonego czosnku, pokrojoną cebulę, liście laurowe, ziele angielskie, ziarna pieprzu, nasiona kminku (pół łyżeczki), szczyptę chili, otartą skórkę z połówki cytryny, i z innych  przypraw co kto lubi,- zamykamy korkiem, zakręcamy zakrętkę, albo zawiązujemy bawełnianą serwetkę, aby ochronić naczynie przez nieproszonymi gośćmi, stawiamy w ciepłym, zacisznym miejscu i czekamy 4-5 dni, codziennie mieszając całość wyparzoną kopystką (ja nie mieszam, bo nastawiłam w dużej butli, którą po prostu codziennie poruszam).

Po ukiszeniu zlewamy sok do wyparzonych butelek, lekko zatykamy (aby w razie czego nie było wybuchu;) korkiem i odstawiamy do piwnicy. Barszcz na takim zakwasie tylko podgrzewamy, nie gotujemy, aby nie zmarnować witamin i drogocennych enzymów.