1 maja 2018

No to posadziliśmy grzyby leśne w ogródku

Filip z grzybem
grzyby są, ale niejadalne


To był najpiękniejszy kwiecień, jaki pamiętam, odkąd się tu sprowadziliśmy. A to już będzie lat przeszło 20.

Cudowna pogoda, ciepło jak w lecie, błękitne niebo, buchająca zieleń i koty na dworze przez 18-19 godzin.
Więc zostaliśmy przez przyrodę niejako zmuszeni, żeby jednak palcem kiwnąć na rzecz ogródka, w którym od lat wszystko sobie samo radziło, czyli naturalnie.

Z mojej strony to kiwnięcie polegało na uprzątnięciu pokładów suchych liści, ale tylko spod ścian domu. Doszłam do wniosku, że wszelkie żyjątka, które tam od lat zimowały, poradzą sobie przy tej sprzyjającej aurze doskonale.

Natomiast kiwnięcie opiekuna kotów sprowadziło się do sprawy grzybów. To znaczy do posadzenia pod brzozami, modrzewiem, jodłą i świerkami leśnych grzybów – koźlaków, prawdziwków, podgrzybków, maślaczków i kurek. Ale czy wyrosną? Ha, to jest pytanie! 
Według producenta grzybni jest duże prawdopodobieństwo, że tego roku pokażą się kurki. Natomiast reszta grzybów ma czas na ‘wzejście’ w przyszłym roku. Przekonamy się. Jak dożyjemy.
Oczywiście grzyby w ogródku są, od dawna. Tyle, że niejadalne.

Niestety, opiekun kotów nie wywiązał się z zadania należytego posadzenia rdestu Auberta.
Miałam kiedyś to pnącze, które imponująco, w ciągu jednego sezonu pokryło wejście do domu i z tego powodu polubiłam je bardzo. Ale w kolejnych latach łodygi drewniały, było ich znacznie więcej niż zielonych liści i trzeba było się rdestu pozbyć. Pewnie, że nie robiłam żadnych pielęgnacyjnych zabiegów, bo ani nie potrafię, ani tego nie lubię.

Ale zieleń uwielbiam. Tylko dlaczego ona jest taka niezdyscyplinowana i nie rośnie tak, jak sobie umyśliłam, kiedy ją sadziliśmy?