31 lipca 2013

Cygańska natura

                                                                           Lolita
                 
                          W czerwcu, 25-go  Lolita skończyła 10 lat. A już 22 lipca znów wykręciła nam ten swój numer ze znikaniem z domu. Ponieważ to nie pierwszy raz, ani nie dziesiąty nawet, specjalnie się nie przejęliśmy. Zawsze po 2, 3, no maksymalnie po 5 dniach pojawiała się wygłodniała, brudna, nierzadko z pchłami albo innymi pasożytami, ale szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa.
Raz tylko była przez miesiąc poza domem, przetrzymywana przez jakiegoś dzieciaka.

Więc, jak mówię, specjalnie się nie denerwowaliśmy. Ale kiedy po 5 dniach od zniknięcia w dalszym ciągu się nie pojawiła, to już sygnał, że coś niedobrego kocicę spotkało. I zaczęły się nerwy, noce nie przespane i wszystkie te problemy, jakie dobrze znane są osobom, którym zwierzę zaginęło.

Aby zająć czymś innym niż Lolita myśli, znów zaczęłam po wariacku torby szyć. Starą swoją maszynę naprawiać. I szyć. Ozdabiać. Znów szyć. Sznurki zaplatać. Cekiny naszywać; niezliczoną ilość cekinów i koralików przerobiłam. Zrobiłam duży worek gypsy chic.

I czekamy, czekamy, wyglądamy, wyglądamy, nadsłuchujemy, nadsłuchujemy.
I modlimy się, choć nie jesteśmy religijni: Jezu Chryste, Hare Kryszna, niech ona wróci, proszę Cię, Panie Boże!

13 lipca 2013

Święte słowa!




Właśnie trafiłam na Baszki blog pod tytułem jak wyżej :).
A na nim zaintrygował mnie APEL, którego treść idealnie wpasowuje się w naszą ideę utworzenia Akademii Rękodzieła Artystycznego, to znaczy jednego z głównych celów, dla jakich miałaby zostać powołana.

Oto on:


APEL :-)

Zdecydujmy się na kupno prezentów od drobnych przedsiębiorców, ze sklepu
 z rękodziełem, od sąsiada, który robi wszystko, aby utrzymać swój sklepik, od przyjaciółki, która wytwarza niepowtarzalne rzeczy, od tego, który oparł się globalizacji w naszych okolicach...

Zróbmy tak, aby nasze pieniądze dotarły do zwykłych ludzi, którzy ich potrzebują, nie do firm międzynarodowych i wielkich przedsiębiorców, którzy płacą zbyt mało swoim pracownikom i przemieszczają firmy w inny koniec świata...

robiąc tak więcej osób będzie mogło przeżyć rok i utrzymać chociaż siebie, nie mówiąc o utrzymaniu rodziny.

Jeśli się zgadzasz, skopiuj to i wklej na swojej tablicy.


I co powiecie? Nic dodać, nic ująć
!


A jak  przemawia do tych, co to nie tylko siebie i swoje rodziny muszą utrzymać, ale
i swoje ... zwierzęta, które przecież do rodziny należą!




8 lipca 2013

Ustawy vs muślinowe robótki




Zmęczona jestem okrutnie przyswajaniem przepisów Prawa o stowarzyszeniach, i smutnymi konkluzjami, że nasz ustawodawca zawsze musi coś, za przeproszeniem, spieprzyć. I tak np. u nas aż 15 obywateli musi się skrzyknąć aby założyć towarzystwo tzn. rejestrowane (w sądzie), podczas gdy we Francji, Niemczech czy Holandii wystarczy już troje. 

Te osoby, (muszą być fizyczne), które w trójkę chcą się namówić i działać, owszem też mogą to zrobić, ale tylko w stowarzyszeniu zwykłym, które choć nie może prowadzić działalności gospodarczej, to jednak musi sprawozdawać organom skarbowym, mieć konto bankowe, i inne takie.
I po co? No, wiadomo, żeby góry papierów rosły a biurokracja miała podstawy do istnienia, i tworzenia następnych papierów. Zdaje się
3. Prawo Parkinsona?

No dobrze, więc żeby odpocząć postanowiłam znów w świat robótek wkroczyć i uszyć torbę, która kiedyś na Pinterest bardzo mi się spodobała.

Okazało się, że szycia jest sporo, ale zaparłam się i długo nad tym pracowałam: worek letni, muślinowy, w kolorze ecru. Lepszy z różą, czy bez?


4 lipca 2013

Czas się stowarzyszyć Drogie Baby!

c.d. do "Ile nas jest?"

Działanie zawsze przynosi efekty. Aby działać musimy zebrać się w grupę. Grupa musi być zorganizowana. I duża.

Wykorzystajmy więc konstytucyjne prawo do zrzeszania się.

Stwórzmy silne towarzystwo, potrafiące bić się o swoje racje.
My," baby, zwykłe rękodzielniczki" pokażmy politykom, że muszą się z nami liczyć!

O co chodzi? Pierwsze konkrety tutaj, u Joanny

 

2 lipca 2013

Ile nas jest? Pół miliona? Więcej?




Słuchajcie Miłe Panie, Rękodzielniczki, i nie tylko:  Znęcona olbrzymimi plusami, jakie daje nam zajmowanie się szeroko pojętą wytwórczością ręczną, czyli możliwością wykreowania własnego świata, odległego o lata świetlne od polityki, o mile od problemów życiowych, o metry, co najmniej, od uciążliwości dnia powszedniego, także zajęłam się nią jakiś czas temu.

I żałuję, że tak późno: bo co bardziej uspakaja, wycisza, pozwala na kontakt z urodą rzeczy, inspiruje do samokształcenia, rozszerza  personalne kontakty, wreszcie  zaspakaja naszą ważną potrzebę samorealizacji?

Ale - no właśnie; że też zawsze musi być jakieś ale, zniechęcona, wręcz zniesmaczona jestem  tysięcznymi problemami, jakie na drodze rękodzielniczek stoją (czytaj: to Państwo, przyjazne rzekomo swojemu obywatelowi, niczym tor przeszkód na naszej drodze je buduje).  Wymienię  tu chociażby absurdalne przepisy nakazujące osobie, która wytworzyła w ramach swego hobby pewną ilość przedmiotów, z których jeden czy dwa sprzedała, zarejestrować działalność gospodarczą (!). Wiążą się z tym dalsze uciążliwości, typu  horrendalnie wysokiej składki na ubezpieczenie społeczne. I dalej, rozliczenia, księgowość, Pity, City, kasy fiskalne, i podobne.

Rozumiem, że z podatków wspólnota się utrzymuje, ich płacenie nie jest miłe, ale konieczne. Jednak powinny one zostawać w sensownej proporcji do wielkości tej naszej ‘produkcji’ oraz symbolicznych raczej przychodów, uzyskanych z ewentualnej sprzedaży. Tym bardziej, że przychody w lwiej części przeznaczamy na zakup surowców czy półfabrykatów potrzebnych do dalszego tworzenia.

A gdyby tak rzecz całą uprościć, gdyby zastanowić się nad zmianą tych przepisów nieżyciowych i pozwolić dziewczynom, kobietom (facetom także) wychowującym w domu małe dzieci, albo tym, co na emeryturze, smętnie listonosza ze świadczeniem zusowskim wyglądają, aby legalnie mogły sprzedać tę chustę wydzierganą z miłości do nitek kolorowych, do wzoru, do pasji tworzenia?

Kto ma się tym zająć, kto ma to zmienić? Politycy? Wolne żarty. Wychodzi więc na to, że sami zainteresowani zmianami. W jaki sposób, w pojedynkę, w dziesięć, czy dwadzieścia osób? Nierealne. Ale w setki ( i tysiące) osób to jest absolutnie możliwe!

Jak oceniacie, ile osób w Polsce zajmuje się rękodziełem? Szacuję, że lekko, między pół a milionem ludzi.

I tu namówiłyśmy się z Joasią z MarAsiowej Ostoi, i mamy plan. Jeśli my, osoby zajmujące się rękodziełem, zdołamy się zorganizować, to czy nie będziemy siłą społeczną, jak nie przymierzając górnicy albo p.Dudy związkowcy?
Dobrym miejscem do utworzenia takiego zalążka stowarzyszenia są nasze blogi; przez nie łatwo się porozumieć, wymienić poglądy, wiadomo, internauci już nie takie rzeczy potrafili załatwić.
Co Wy to tym sądzicie, Bloggerki? Piszcie tu, albo u Joanny, każdy rodzaj komunikacji będzie dobry. W grupie siła, w dużej grupie duża siła;)