10 października 2007

Mała stabilizacja



Każda, niewielka nawet zmiana warunków bytowania wprawia nasze koty w duże niezadowolenie. Przestawienie mebla, nie mówiąc już o przesunięciu kociego koszyka, jest powodem nerwów i frustracji.
Utarte ścieżki, te same przejścia i te same dziury w płocie są podstawą codziennych kocich wędrówek.

Zwierzaki nie lubią obcych w domu, każda osoba, poza domownikami, każdy dzwonek wywołuje u nich popłoch. Nasza nieodżałowana Malina reagowała paniką nawet na dźwięk telefonu i nic nie wyprowadzało jej tak z równowagi, jak prowadzenie rozmowy przez telefon; wieszała się na przewodzie, usiłowała wyrwać mi słuchawkę, wskakiwała i zeskakiwała z kolan przez czas trwania rozmowy.
Wyjątkiem pod tym względem jest Szkaradziej. Szkaradziejek, najstarszy z rezydentów, nie tylko nie ucieka, kiedy mamy gości, ale wręcz przypomina wszystkim o swojej obecności, plącze się pod nogami i obowiązkowo stawia się w domu podczas wszystkich posiłków, wymownie patrząc biesiadnikom w oczy.

Najbardziej zaś nielubianym przez nasze koty rodzajem gości są ci, którzy śpią w naszym domu, czytaj - w domu naszych kotów. Wtedy destabilizacja życia kociego jest kompletna. Nie tylko w dzień ich zwyczaje muszą być ograniczane czy nawet zmieniane, ale w nocy, w nocy także! A tego koty doprawdy nie znoszą: Rudolf nie może spać pod kominkiem, bo boi się wejść do salonu, Szkaradziej nie może okupować kanapy, bo na niej rozkładają się goście, a kocice po prostu wariują. Spotkanie z gościem na schodach czy w łazience traktują niczym spotkanie z Miśkiem, znienawidzonym psem z sąsiedztwa.
Malina wówczas zwykle lokowała się w sypialni na szafie, skąd schodziła tylko do kuwety. A jadała nocą, kiedy goście spali.
Nasza Dunia ma podczas obecności gości niezwykłą zdolność znikania z pola widzenia. Zaszywa się tak skutecznie po różnych zakamarkach, że nawet nie domyślamy się miejsc jej pobytu.
W zasadzie tylko kociakom jest obojętne, czy są obcy w domu, raczej się ich nie boją i myślę, że zależy im tylko na braku ograniczania ich szaleńczych zabaw.

Przyzwyczajenie do nowej sytacji następuje po paru dniach, ale wtedy goście zazwyczaj odjeżdżają. Ulga po ich wyjeździe jest manifestowana na różne sposoby, najczęściej rozwalaniem się na wszelkich możliwych sprzętach domowych, dłuższym niż zazwyczaj przesiadywaniem w domu, nie na dworze i nie tylko chętnym poddawaniem się, ale szukaniem pieszczot i bliskości człowieka, własnego oczywiście.

Kot nie lubi niespodzianek, a szczęśliwy jest wówczas, gdy wie czego się spodziewać, gdy co dzień i co noc trafia na te same miejsca i te same sytuacje.
A przecież koty są zarazem niesłychanie ciekawskimi stworzeniami. Błyskawicznie zjawiają się tam, gdzie dzieje się coś nowego, niespotykanego, lubią być zadziwiane. Jednak wydaje mi się, że lubią to tylko wówczas, gdy mogą wybrać dla siebie rolę obserwatora a nie bezpośredniego uczestnika danego wydarzenia.

Z tego uwielbienia dla jednostajności i rutyny kot wyłamuje się tylko w jednym przypadku, mianowicie wtedy, gdy chodzi o koci stół. Tu monotonia jest grubo nie na miejscu, a brak urozmaicenia je zniesmacza, i to dosłownie.
Obserwując, choć właściwsze będzie tu określenie - karmiąc koty od lat, nie domyślam się nawet skąd wielu autorów różnych porad i poradników wzięło przekonanie, że kot przyzwyczaja się do danego typu karmy i po pewnym czasie odmawia innych pokarmów. No, chyba, że tym pokarmem jest powiedzmy - filet z indyka - to wtedy zgoda. Kot przyzwyczaja się, i to szybko, rzeczywiście nie chce potem już nic innego.

Wszystkie żywione przeze mnie koty wykazywały zawsze nadzwyczajne smakowo-węchowe upodobania do mięsa i ryb. Z moich doświadczeń wynika, że nawet najdroższa gotowa karma po kilku dniach nudzi się kotu do tego stopnia, że woli siedzieć głodny, niż zajrzeć do miski z tą samą zawartością.
Dlatego też staram się o możliwie urozmaicony jadłospis. I o pamiętaniu, że Rudolf nie lubi ryb, ale chciałby mieć wybór między różnymi rodzajami suchej karmy. Lolita wymiotuje po Kitekacie, tak go nie cierpi, przepada natomiast za filetem z kurczaka. Dunia preferuje ryby w każdej postaci, a Fela jada wszystko, pod warunkiem, że na każdy posiłek jest co innego. Maluchy dzisiaj lubią parówki, masełko i serek wiejski, a jakie będą jutro ich upodobania, to się dopiero okaże.

Nie wiem także skąd wzięło się przekonanie, że kot nie rozróżnia między na przykład zwyczajną kiełbasą i szynką domową. Nigdy, żaden z naszych kotów nie wybrał tej pierwszej, i nie zdarzyło się, aby pogardził drugą.
Nasze koty nie mają także żadnego zupełnie uznania dla jarzyn, kasz, makaronów i innych klusek. Pod żadnym pozorem nie zjedzą ziemniaków, nawet polanych najlepszym mięsnym sosem. A że są zdrowe i pogodne, to najlepiej świadczy o tym, że same, intuicyjnie potrafią wybrać pokarm dla siebie najlepszy, o ile rzecz jasna, mają wybór. Staramy się zostawiać im ten wybór.
Wszak wiadomo: Przez żołądek do serca, również kociego.

Felę i dwoje jej dzieci - kocurka Filipka i kocurka Bazyla można oglądać w mojej galerii w Google, adres: http://picasaweb.google.pl/manetka07

Osobę gotową pokochać jedno z tych zwierzątek i zdecydowaną troszczyć się o nie, proszę o kontakt.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę;)