23 kwietnia 2008

c. d. dekupażu










Więc myślę sobie: znów nie jestem na czasie. Postanowiłam to pilnie nadrobić. Jakieś serwetki w domu zawsze przecież są, lakier i farby także były, dokupiłam więc crackle, czyli lakier do spękań, i porwałam się na poręcze i słupki na schodach.
To był błąd, niestety. Na początek, zamiast wielu metrów powierzchni, należało wykonać jakąś małą rzecz, typu pudełko, kasetka, aby wyćwiczyć technikę i uczyć się na własnych błędach. Ponieważ jednak rozpoczęłam od poręczy na górze schodów, w dzień kiedy zniknął Filipek, to potem, gdy nie wracał, jak szalona malowałam, wycinałam motywy z serwetek, kleiłam i lakierowałam. Robiłam to tak zawzięcie, aby nie myśleć bez przerwy o tym biednym zwierzaku.
Na takie psychiczne udręki najlepsze są roboty ręczne. Zresztą do innych nawet nie można się zmusić.

Praca ta zbliża się już ku końcowi, ale wiadomo, ma mankamenty.
Przy okazji wyszło na jaw, dlaczego to głównie kobiety zajmują się dekupażem. Otóż serwetki się drą, motywy się rozłażą, wycinanie wymaga precyzji, a naklejanie dużej uwagi, cierpliwości i staranności. Jednym słowem panowie, z chlubnymi wyjątkami, w tego typu zajęciach raczej nie błyszczą.

Oczywiście dziś zrobiłabym te poręcze inaczej. Wiem już, gdzie są pułapki w tej technice, i na co szczególnie należy zwrócić uwagę. Ale i tak oceniam tę próbę jako raczej udaną. A że będziemy te kwiatki, na amen przylakierowane, oglądać przez czas jakiś, na przykład do chwili nowej mody, nowej techniki? Nie szkodzi.
Mamy naprawdę większe zmartwienia.








P. S. Jakoś przydługi wyszedł mi ten post, ale nie umiałam tekstu umieścić
w jednym, więc zrobiłam dalszy ciąg. Dyskwalifikacja?

3 komentarze:

  1. Żadna dyskwalifikacja! :)

    Remont. Mieszkamy już 4 lata w "nowym" domu. Tak, 4 lata temu, to on był nowy, ładny, czyściutki - wszystko cacy, mucha nie siada, a teraz? Jeszcze góra nie jest wykończona, a dół nadaje sie do remontu. Nie moge patrzć na ściany, szczególnie tę przy schodach, fugi na podłodze trzeba wyszorować jakąś bielinką do tego prac przeznaczoną, wymienić silikony w łazience itd. Na sama myśl robi mi się słabo. O "fachowcach" już nie wspomnę.
    Całe szczęście zbliża się sezon letni i wybędę razem z trzodą do domku na wsi. :) A tam... tam koty wstają właśnie bladym świtem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno dom urządza się całe życie.
    No to macie Państwo jeszcze sporo czasu na wykończenie góry. Zresztą zawsze tak jest, że w razie pilnej potrzeby, wszystko robi się "w cuglach".

    Ze ścianami w przedpokoju (na dole i na górze) poradziłam sobie łatwo: wzorem starych kamienic, zwłaszcza tych zachwycających, secesyjnych, które miały korytarze wyłożone kafelkami, swoje również wyłożyłam płytkami, i bardzo pilnowałam, aby zrobiono to poprawnie.

    Nie będę się wypowiadać na temat letniego sezonu i wyjazdu całą rodzinną paczką na wieś, bo znowu wyjdę na paskudną zazdrośnicę.

    Wiele serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się podobają te różane poręcze (w pierwszej chwili pomyślałam, że są to może nogi od stołu). :)

    Ja zazdroszczę nie tylko domu na wsi, ale też i w ogóle własnego jakiegokolwiek kąta.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)