25 maja 2009

Zupa? A pfuj!


...ławeczka, ogródeczek...





Powoli sezon urlopowy się rozpoczyna. Wszyscy, no prawie wszyscy, planują swoje wyjazdy. Niektórzy, jak Hanka z Włodkiem, to już nawet z wakacji wrócili; dla nich najlepszy wypoczynek to szusowanie gdzieś po wielkich, alpejskich lodowcach. Brr, zimno, biało i niebezpiecznie.
Ale oczywiście, co kto woli. My nie mamy takiego sportowo-turystycznego zacięcia. Dla nas wypoczynek to błękitne morze, żółty piach, cudownie grzejące słońce, pusta plaża, a w oddali, na horyzoncie, żagle. Niekoniecznie do pływania, raczej do obserwowania. Na brzegu jednak pewniej się czujemy.

Takich wielbicieli morza znacznie więcej jest: Schatz ze swoim skarbem (jasne, oboje to skarby) także preferują ten rodzaj wypoczynku. Właśnie brzeg Renu zamienili na brzeg morski i przez parę tygodni rozkoszować się będą lekką bryzą. I żarem z nieba. I sztormem. Bo przecież nadmorska pogoda tak zmienna jest i frapująca.

Czytuję chętnie w Sieci reportaże z podróży dalekich i egzotycznych, ale i wakacje na działce mogą być przecież bardzo, bardzo przyjemne. My, jako że działki nie mamy, jak co roku od lat, w przydomowym ogródku będziemy urlopować, i wypatrywać, kto tu z miłych gości do nas zawita.

Nasze zwierzaki, które bardzo lubią kiedy my na dworze przebywamy, obsiądą nas wszystkie, przymilać się będą, na drobny poczęstunek oczekiwać. Oczywiście nie obejdzie się bez popisów i pokazywania nam i sobie wzajemnie, swojej sprawności, skoczności, szybkości. Kto najzręczniej i najwyżej na morelę wbiegnie? Kto na najcieńszej wiśniowej gałązce zawiśnie, w dodatku z głową w dół? Komu uda się przez świerkowe igiełki przedrzeć, aby łapek zbytnio nie pokłuć? No i kto nie spadnie z daszku komórki, na który tak trudno się wdrapać? Podchody, szukanie, uciekanie, polowanie - a wszystko to na niby tylko.
Obserwować taką kocią zabawę można godzinami. I zwierzęta bawią się tak samo dobrze, jak wówczas, gdy miały po 6 tygodni. Przy ładnej pogodzie, zmęczone tym szaleństwem, po kwadransie, najdalej po pół godziny, odpocząć muszą. Wtedy układają się gdzie popadnie, nierzadko na betonowej płycie chodnikowej (wygodnie?), i przysypiają. Po takiej drzemce znów gotowe są do aktywności. Potrafią tak na zmianę cały dzień i pół nocy wariować.

Koty szybko się męczą, ale i regenerują siły także bardzo szybko. Cały dzień także coś sobie podjadają, coś próbują. A to Rudy wpadnie do kuchni, zje cztery chrupki, a to Filipek wynajdzie coś w miseczce, Dunia obliże się po zjedzeniu kęska. Prawdziwy głód dopada je dopiero wieczorem, najczęściej późnym. Wówczas mają wilczy apetyt i pochłaniają spore ilości. Na szczęście dla nich, przed swoim wyjazdem Schatz zaopatrzyła kociska w znaczne ilości jedzonka. Nasze własne możliwości tak się w tym roku skurczyły, że gdyby zwierzaki musiały liczyć tylko na ten stół, nie mogłyby absolutnie tak przebierać w pokarmach i wybrzydzać. A czego nie zjedzą, co zostanie, wpadnie do miski Leona. On grymasić nie ma zamiaru. I dobrze. W ten sposób absolutnie nic się nie marnuje. Leon zje nawet zupę grochową. Byleby w niej choć kawałek kiełbaski pływał!

Ach, gdyby nasze koty polubiły taką kuchnię, gdyby chociaż ją tolerowały! Ale one, niestety, nie chcą słyszeć o jedzeniu "ludzkiej" zupy. Ani makaronu. Że nie wspomnę już o kaszach czy ziemniakach. Jednak do kogo pretensje? Jak nauczyłam, tak mam. Wszyscy mi to w koło powtarzają. Ale przecież, na Boga! W naturze żaden kot zupy nie jada!

5 komentarzy:

  1. też nie znam kota aby lubił zupę jakąkolwiek;-)
    buziorki
    ja też mogę patrzeć godzinami na szaleństwa zwierząt

    OdpowiedzUsuń
  2. Donata, teraz to dopiero Twoje zwierzaki swobodę mają. Ciekawe, czy cała działka dla nich, czy też mają odcinki "zakazane"?

    OdpowiedzUsuń
  3. mają do biegania 2,5 ara
    a za płotem dopiero jest moje;-)
    buziorki
    a budy mają już dwie i dość duże;-)
    nawet w budach mogą pobiegać;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja znam takiego kota co jada różne rzeczy. Zupę też. Cebulę ze śledzi, biszkopty, makaron... No ale waży już pewnie ze 12kg. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A to ciekawe, Błękitna. Czy ten kot, wielbiciel śledzika, ma może Marcelek na imię? Bo chyba nie Fid?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)