13 sierpnia 2009

Goście znad Renu

Jezioro Otmuchowskie

Otmuchów


Bily Potok



Bily Potok

Kłodzko


Kłodzko


Dzierżoniów


Kiedy przyjaciele nasi odjechali dziś rano po krótkiej, tygodniowej zaledwie wizycie, w domu zrobiło się tak jakoś pusto i przykro.
W dodatku, a takie to już ich podróżne szczęście, deszcz zaczął padać dość rzęsiście, więc obawialiśmy się, że drogę będą mieli trudną. Ale po trzech kwadransach już telefonowali, że szczęśliwie z krajowej "ósemki" zjechali na autostradę A4.
No, to odetchnęliśmy, choć z ulgą to zrobimy, jak już wieczorem u siebie, nad Renem bezpiecznie wylądują.

Te parę dni to był szczęśliwy czas, bo przecież tak przyjemnie jest spotkać się, gadać aż do zmęczenia, wspominać dawne (pewnie, że wspaniałe) czasy, jeździć sobie wspólnie, podziwiając krajobrazy.
Od ostatniego naszego spotkania minęły cztery lata i choć rozstając się wówczas snuliśmy wspaniałe plany, jak to za rok, a najdalej za dwa znów się zobaczymy, gdzie pojedziemy, co będziemy robili, to jednak życie, jak zwykle, z tych planów sobie zażartowało.

Tym razem zwiedziliśmy Otmuchów, ładne miasteczko na Opolszczyźnie, a ponieważ pogoda była upalna posiedzieliśmy dłużej nad Jeziorem Otmuchowskm, pięknie położonym, w otoczeniu starodrzewiu, sztucznym zbiornikiem na Nysie Kłodzkiej, o powierzchni ponad 20 km2.
Wracając do domu nie omieszkaliśmy wpaść do braci Pepików.
Przed czterema laty tam właśnie, w Javorniku, zwiedzaliśmy zamek Jansky Vrch. I mimo, że we wspólnej już Europie, musieliśmy wówczas przed granicznym szlabanem się zatrzymać, aby straż mogła nas wylegitymować.
Teraz o wielką politykę się otarliśmy: brak zapór, funkcjonariuszy, a nawet ograniczenia prędkości przypomniał, że "po Schengen" swobodnie już możemy się w granicach Unii przemieszczać.

Piwko tylko, moim zdaniem najlepsze na świecie, załadowaliśmy, i zmęczeni ale wrażeń pełni wracaliśmy do domu, i do kotów.

A koty, jak zwykle podczas wizyt gości; w panice udawanej tylko, albo rzeczywistej (bo wiadomo, że kto jak kto, ale kot na dramaturgii świetnie się zna), na razie po kątach się kryły, oczywiście za wyjątkiem Szkaradzieja, ulubionego kota Schatz, który nie tylko kryć się nie zamierzał, ale przeciwnie, o swojej obecności nieustannie przypominał, najpierw trochę nieśmiało, ale poźniej to już całkiem nachalnie. Stale był obok gości, o nogi się ocierał, głodny, czy nie, dopominał się kąsków. I popisywał się trochę także.
Stopniowo i pozostałe koty przekonywały się, że przyjaciele, nie wrogowie do domu zjechali. Jasne, że z bagażnikiem wypchanym kocimi daniami.

Tylko Filipek, ten mały nicpoń, który dotąd na noce znikał, teraz i na całe dnie zaczął przepadać. Zresztą bez przerwy miałam wrażenie, że Filip po prostu bezczelnie wykorzystuje sytuację, aby z domu bezkarnie się urywać. Zarówno bliźniaki, jak i Felę, ich mamę, goście z opowiadań tylko znali. I właściwie, jeśli o Filipa chodzi, do ich odjazdu tak zostało. Mały włóczykij stale był nieobecny.

Zwiedzaliśmy także inne, nastrojowe miejsca w tych uroczych dolnośląskich miasteczkach, głównie starą, miejską zabudowę, jakże pieczołowicie ostatnimi czasy przywracaną do dawnej świetności. Patrzyłam na to z niejaką zazdrością, bo wydaje mi się, że miejski samorząd wszędzie w okolicy działa lepiej lub gorzej, ale jednak. Tylko ten u nas zwyczajnie sobie śpi.

Pogoda bez przerwy nam dopisywała, a i humory mieliśmy znakomite. Już nie pamiętam, kiedy tak dobrze się bawiłam.

A potem, niestety, trzeba się było żegnać. I kiedy się znów zobaczymy?

7 komentarzy:

  1. to hibiskus, który kwitnie na mojej działce
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. tym razem za rok ;-)
    a Filipek to właśnie Filipek
    prawdziwy kot!
    pozdro weekendowe

    OdpowiedzUsuń
  3. I pomyśleć,że nigdy tam nie byłam, a tam tak uroczo...może kiedyś?
    Pozdrawiam cieplutko:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, Donata! Żeby Twoje słowa się ziściły!

    A Filipek niedobrym kotem jest.
    Poza tym muszę Ci powiedzieć, że nasi przyjaciele zaśmiewali się z toaletowych przyzwyczajeń kota Maksia, które publicznie ujawniłaś!
    Ale nie mów Maksiowi o tym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie Jolu, jeździmy po różnych zagranicach, a swojej ziemi nie znamy za dobrze.
    Ja także w Świętokrzyskim chyba z raz, najwyżej dwa razy byłam. Zawsze sobie obiecywałam, że na przyszły rok...
    A na Dolny Śląsk zapraszamy serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. dobrze
    nie powiem Maksiowi;-)
    ........
    na działce mieszkają moje psiunie więc muszą mieć ładnie;-)
    a był ugór i samosiejki / chyba z 300/ które wykarczowałam
    ziemia chyba 10ej klasy
    działeczka powoli obrasta szlachetnymi roślinkami;-)
    buziaki nockowe

    OdpowiedzUsuń
  7. to już chyba ostatnie róże tego lata
    ale jeszcze je gdzieś spotykam;-)
    i się pochwalę
    na mojej działeczce też już zakwitła pierwsza;) tylko, że to jest mini różyczka
    buziaki nowotygodniowe;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)