2 listopada 2010

Za wszystkie moje Duszki

Stary cmentarz w Brzesku
fot: Tomasz, Picasa Web Albums
Dawniej, kiedy młodsza byłam, nie myślałam o śmierci wcale. To znaczy o własnej śmierci. Bo śmierć osób mi bliskich, z którą często, od dziecka właściwie  do czynienia miałam, przeżywałam intensywnie.
W miarę upływu lat temat odchodzenia naszego w zaświaty coraz więcej mojej uwagi skupia.
Jednak przyznać muszę,  rozważam go na razie teoretycznie jakby, czyli niby wiem, że życie śmiercią się kończy, ale... moje... przecież jeszcze nie teraz!

No, właśnie. To przeświadczenie, że własne odejście da się przeczuć, w jakiś sposób przewidzeć, wyśnić może, że los czas jakiś mi ofiaruje, aby swoje sprawy dokończyć, pozamykać, porządek po sobie pozostawić, jakże jest złudne.
Znałam tylko jedna osobę, która przewidziała własną rychłą śmierć. I  tak się stało, mimo, że nie popełniła samobójstwa. Po prostu nie miała woli życia. Za to niesamowicie silną osobowość. Zawsze będę o niej pamiętać. I ją podziwiać.

Odejście wszystkich innych, drogich moich Zmarłych, niezmiennie było wielkim zaskoczeniem, niespodziewanym wyrokiem losu albo boskim zrządzeniem, i to niezależnie czy dotyczyło człowieka starego lub osoby nieuleczalnie chorej, czy młodego, sprawnego, przed którym były tak zwane najlepsze życiowe perspektywy.

Kiedy umarli moje życie nie było już takie samo, i za każdym razem mówiłam i czułam: - Tego się nie spodziewałam! Kochałam wielu z nich. Teraz wspominam. I niektórych nadal kocham.



4 komentarze:

  1. LUBIĘ czytac to co piszesz bo tyle w tym spokoju i pokory...I zarazem są mi TWOJE refleksje bliskie w osobisty sposób.Dodałabym do tego co napisałas własną myśl,ze śmierc potrzebn jest tak na prawdę nam ,żyjącym.A mówiąc precyzyjnie-świadomośc jej nieuchronności.Nie chodzi o to aby zadręczac się bez końca tym,że gdzies tam nas czeka nieuchronny koniec ale aby przez pogłębioną refleksję na ten temat życ świadonmiej,lepiej,radośniej.Aby spokorniec trochę i nie uważac,że wszystko jest nam dane n zawsze, że to tak będzie trwało i trwało...Niby to wiemy ale jak przychodzi jakiś koniec-mowimy,że to za wcześnie,że nie jesteśmy gotowi...Czytam wiele blogów i czasem wyłączam komputer bo narzekanie na pogodę ,na zapracowanie,na dzieci,na brak czasu,na tyleinnych rzeczy przerasta mnie w moim ,może naiwnym i głupkowatym ale moim, "ulubieniu" życia samego w sobie,ze wszystkim co mi niesie.
    Pozdrawiam CIĘ bardzo serdecznie i koty też.

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgoniu, mogłabym podpisać się pod słowami Izy, bo ta Kobieta zawsze mądrze pisze, tak samo jak Ty Kochana.
    Twoje piękne słowa są jak lekarstwo na życie, na lepsze, spokojniejsze "jutro".
    Przyjmuję je z głęboką pokorą, i cieszę się, że możesz się dzielić z nami swoimi przemyśleniami i refleksjami.
    Ściskam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Izo, tak jesteś pogodna i tak bardzo zazdrości godna z tą swoją radością ze "zwykłego" życia!

    Pewnie, że nasze istnienie piękne jest, każde, jakie by nie było. Chodzi tylko o to, aby sobie z tego faktu sprawę zdawać, a wydaje się, że nie każdy to potrafi:(

    Serdeczności, Izo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Alexo, każdy jakąś tam własną prawdę o życiu ma. Ona na pewno zmienia się, rozwija, pod wpływem kolejnych naszych przeżyć. To jest życiowe doświadczenie.

    A jak go już nabędziemy w stopniu dla nas samych dostatecznym, to wtedy z tym światem się rozstajemy! Tak to już jest:)

    Wiele pozdrowień Alexo

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)