4 lipca 2012

Pięć lat minęło


                                           Bazyl: Chciałbym mieć futro rozpinane!

                                          Filip: Przestań 'kiciać', daj mi spokojnie zjeść!

Kos: nie podchodź bliżej z tym aparatem, bo odlecę!


Przyznać trzeba, że ostatnio trochę się opuściłam w pisaniu, na co różne życiowe problemy się złożyły.
Parę razy nawet się zabierałam do klawiatury, ale tematy wydały mi się tak miałkie, że sobie odpuszczałam. Nie znaczy to, rzecz jasna, że akurat w tej chwili jakieś wiekopomne słowa pod palce mi się cisną, jednak nasze bliźniaki parę dni temu świętowały swoje piąte urodziny. I ten moment uświadomił mi, że to właśnie pięć lat mija odkąd te zapiski, głównie kotom poświęcone, prowadzę.

Bo przecież właśnie fakt, że Fela, wyrzucona przez ‘dobrego człowieka’ z dotychczasowego domu, na naszym progu przed pięciu laty powiła swoje sześcioraczki był pretekstem, a precyzyjniej się wyrażając pilną potrzebą powiadomienia świata o tym wydarzeniu; maluchy potrzebowały bowiem domów.

Tak więc rozpoczęłam długą i mozolną pracę polegającą na znalezieniu tym kocim dzieciom rodzin zastępczych. Sukces był połowiczny. Dwójka z tej szóstki, to znaczy Filip z Bazylem, ostatecznie została u nas.

Chowają się zdrowo. Są szczęśliwe. Chyba. A zresztą na pewno są szczęśliwe. Mamy przecież skalę porównawczą; przez nasz ogród przewijają się koty w znacznych ilościach.
Z reguły to zwierzęta wychudzone, czyhające na jakieś kąski przez nasze koty niedojedzone. Można je spotkać o każdej porze doby i o każdej porze roku, nawet
w siarczyste mrozy czy ulewne deszcze i przejmujące zimno, kiedy to nasze zwierzaki przy kominku się wylegują.
Te biedaki, nierzadko mające domy, ale takie, w których ludzie są przeświadczeni, że ‘kot się sam wyżywi’ i że nie jest im zimno ‘bo przecież mają futro’,  łaknące pożywienia i ciepłego kąta, imają się różnych sposobów, aby zakraść się w łaski tego człowieka, który jest im życzliwy.
Przerabialiśmy to na przykładzie Rudolfa, kochanego  kocura, który, już rok będzie, jak ten padół, ku naszemu wielkiemu żalowi, opuścił.

A miejsce kolejno wykruszających się kotów, będących u nas stołownikami tylko, teraz, po Łaciaku zajął jakieś dwa miesiące temu także łaciak, ale taki popielaty bardziej. No to już został z imieniem Szarak.
Oczywiście potulny i wystraszony na początku, już hardy się zrobił, już nie wszystko zje, już humorki pokazuje, już na moim aucie się wyleguje, co to miejsce zawarowane dla Lolisi stanowi.

Chociaż nie tylko; kosy z misek na dachu stawianych podjadają  kocie jedzonko,
i potrafią się głośno o nie dopominać. Pewnie, że  dostają. Zwłaszcza w okresach, kiedy swoje młode wychowują.
I rzecz bardzo, bardzo dziwną zaobserwowaliśmy, mianowicie koty, które
z polowania na ptactwo wszelakie zrobiły sobie jakiś wyższy, ‘szlachetniejszy’ rodzaj sportu, absolutnie nie ruszają kosów, które mieszkają na terenie naszego ogrodu. To znaczy tu dom swój mają. Jasne, że postraszą je, pogonią, ale nigdy nie widzieliśmy kosiego trupka, tak jak to, z przykrością przyznaję, ciągle ma miejsce
z wróblami, sikorkami, gołębiami i innymi pierzastymi.

Niestety, nie zaobserwowaliśmy, aby podobna reguła dotyczyła myszy w naszym ogródku mieszkających.

A do piątych urodzin bliźniaków wracając, to niezbyt hucznie obchodzone były; tort, i owszem, tuńczykowy, ale dalej bez fajerwerków. Koci opiekun się rehabilituje, od domu dosyć daleko, a opiekunka z trudnością utrzymuje cały dom na jednej głowie:)





6 komentarzy:

  1. NO TAKI NASZ LOS KOCICH MAM,CIOTEK,OPIEKUNEK....MOJE OSTAtnio tez cosik wybrzydzają....a wiesz ,ze ja też kosów martwych nie widziałam...a ionne to jakze:{

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to Małgosiu opisałaś.
    Dobrze, że wróciłaś, mam nadzieję, że będziesz opisywać nam życie ze szczęśliwymi kociakami.
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło Cię znowu Moja Kochana zobaczyć, tzn. przeczytać :)
    Stęskniłam się juz za "kocimi opowieściami" :)
    "100 lat" Bazylku i Filipku!!!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wpadłam dosłownie sekundę na bloga < mokra, padnieta od upałów i braku deszczu - podlewałam pomidory w folii - temperatura chyba z 50 stopni > i co widzę ... jesteś - jak bardzo się cieszę !
    nie ważne, że przyklejam się do biurka i pot cieknie nie napiszę po czym ...
    Małgoś ... zostaje mi życzyć Twoim bliźniakom jak najmniej bezstresowego życia ....
    u mnie też pojawiają się różne kociaki ... oczywiście wszystkie niesterylizowane < sąsiedzi mimo anten satelitarnych na dachu uważają, że kot sterylizowany nie łowi mysz > pomijając , że wiem , że dalej te brzydsze są topione ... tak ... smutna prawda ...
    ostatnio dokarmiałam ale okazało się, że są to koty sąsiadów ... wcale nie biednych; jadły a potem atakowały moje własne ... i niestety przestałam dawać jeść ...
    proszę pojawiaj się częściej !!!
    pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  5. Nooo nareszcie się doczekałam nowego wpisu. Ja już zdażyłam zaliczyć złamanie,gips i rehabilitację-co u nas na NFZ nie jest sprawą szybką.Pozdrowienia dla małych solenizantów,pozostałej gromadki i ich opiekunów. Kibicuję wam wytrwał le od początku. ITKA ze swoim insulinowym słodziakiem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miłe Panie!

    Dziękuję w bliźniaków imieniu za dobre życzenia:)

    Itko, wiem, wiem; przeżyłam to (na własnej ręce:(), dobrego samopoczucia Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)