21 maja 2008

Główka Dantego


Wiosenne porządki i drobne remonty w domu ujawniły pilną potrzebę nabycia kilku rzeczy, więc wybrałam się po zakupy na Bielany Wrocławskie.Pojechałam w miniony poniedziałek, bo to dzień, kiedy ruch jest najmniejszy,więc przynajmniej można doszukać się obsługi w sklepach.
Jest to podobno największe centrum handlowe w Polsce, a przy okazji gmina Kobierzyce, na której terenie ta wielka maszyna do robienia pieniędzy się znajduje, chełpi się statusem najbogatszej w kraju.
Hipermarkety wywołują u mnie zawsze mieszane uczucia: wielkość oferty powoduje, że jest w czym wybierać, ale równocześnie mnogość asortymentu oznacza ogromne powierzchnie, godziny błądzenia wśród półek, zwłaszcza
w działach, które nie są moimi mocnymi stronami (akurat potrzebowałam uchwytu mocującego do rozsuwanej drabiny).
Kiedy już doczekam się pomocy pracownika, z reguły, choć są wyjątki, wiedza młodego człowieka tu zatrudnionego nie wykracza poza opis na opakowaniu produktu. Nic dziwnego – ciężka, źle opłacana robota powoduje, że takie giganty nie są w stanie dopracować się stałej kadry wykwalifikowanych sprzedawców, będących doradcami klientów.

Wszędzie odwiedzałam tylko wybrane działy. W „Obi” to był dział z oświetleniem, skąd wyszłam z dwoma kinkietami łazienkowymi.
Zignorowałam „Tesco”, „Ikeę” i Euro-Net”. Nie zainteresowałam się też atrakcjami w „Castoramie” czy „Auchan”.
Miałam w planie stoisko z pościelą w „Jysk”, gdzie chciałam kupić tanie kołdry, aby poszyć z nich kołderki dla naszych kotów, ale okazało się, że zostały tylko wywieszki na pustych już półkach.

Następnie w Leroy-Merlin kupiłam 7,5 metra szyfonu w kratę oraz złoconą ramkę 10x15 cm i kilka innych drobiazgów.
Prawdę mówiąc do wielu prosperujących tu marketów nigdy nawet nie wchodziłam. W zasadzie nie wchodzę do sklepu, jeśli nie mam potrzeby kupna, albo takiego planu w bliższej perspektywie. Nie lubię „tylko oglądać”.

Tak więc, już po 6 godzinach od wyjazdu z domu, omdlewając z gorąca, ledwo powłócząc obolałymi nogami, głodna i spragniona, a głównie ze znacznie uszczuplonym stanem karty kredytowej, dowlokłam się do parkingu, na którym
n. b. długo nie mogłam odnaleźć auta, i postanowiłam niezwłocznie wracać, absolutnie nigdzie się nie zatrzymując.

Wieczór był upalny, a ja z każdym kilometrem drogi zbliżałam się do oka szalejącej w oddali burzy. Najpierw słychać było tylko złowieszcze pomruki,potem grzmoty i rozświetlającą noc jasność, aż wjechałam w strugi wody,błyskawice i ogłuszający huk piorunów.
U celu podróży zastałam egipskie ciemności; prąd wyłączono.
Kilka naszych kotów nawałnica zaskoczyła na dworze, kryły się więc po różnych dziurach i zakamarkach, w końcu wszystkie udało się sprowadzić do domu.
Długo jeszcze siedzieliśmy przy zapalonych świecach.

Po tej eskapadzie przez trzy dni ręcznie obrębiałam złotą nitką ten kawał szyfonu na firankę do salonu.
Nową ramkę dostała maleńka grafika, obrazująca głowę Dantego, którą dostałam kiedyś w miłym prezencie.Wisi sobie teraz Dante na kominku.
A „Boską” sprzedałam pewnej Emmie z Manchesteru, bo nasze koty chciały lepiej zjeść.

4 komentarze:

  1. Nie lubię supermarketów. Wogóle nienawidzę zakupów :/ Ale miałam mówić o marketach...
    Powiat w którym mieszkam ma około 30 000 mieszkańców, ale jak porówna się ilość sklepów wielkich sieci, można zaniemówić:
    dwie Biedronki, Lider Marche (chyba tak się pisze), Lidl, Twój Market i słynne Polo. A jeszcze w tym roku mają być dwa, a w następnym znowu dwa... Obłęd. Nie wiem z czego się utrzymują, przy tak małej ilości mieszkańców. Nie mówiąc już, że jest to stan tylko na miasto Środa, a przecież poza "miastowi" większość kupuje u siebie na wsi (w samej mojej miejscowości są dwa sklepy świetnie wyposażone). Ja tego nie rozumiem. Lepiej niech na tym miejscu zrobią "zagajnik" lib skwerek z fontanną, gdzie można pobyć latem.

    Świeczki. Oj pamiętam, jak używało się ich bardzo dużo - co silniejszy wiatr, to prądu nie było ^^ Ech, czasem myśle, że tamte czasy byłe lepsze...

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię zakupy. Oczywiście mój entuzjazm do nich jest większy im większy stan konta. ;)Wiadomo, jak kasy mało, to zakupy stają się udręką...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Rybko! Może i lepsze byłyby dla mieszkańców parki i skwerki na miejscu supermarketów, zwłaszcza jeśli ich za dużo. Ale od tego jest lokalny samorząd, który widać innego jest zdania niż Ty.
    Pozdrowienia dla Twojego domu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam Błękitne Oczko!
    Ogólnie się zgadzam, też lubiłabym robić sprawunki, gdyby to były renomowane butiki, na przykład w Mediolanie, albo w Monachium. A niechby i w W-wie. Ale na Bielanach? a fuj!

    Dużo pozdrowień.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)