26 listopada 2008

Urodziny ciotki Lusi


W niedzielę znowu urządziłyśmy sobie z Hanką wideorozmowę. Tak, przez Skype’a. Hanka ma nowego laptopa, więc go testujemy.
Było już dobrze po godzinie 3. a ja jeszcze łazikowałam po domu w piżamie i ogrodowym ( tzn. bardzo ciepłym) swetrze Schatz, bo w domu chłodno jest. Mimo kilkustopniowego mrozu pieca c.o. jednak nie włączamy, wychodząc z założenia, że na pewno zimniej jeszcze będzie, i to pewnie niedługo. Więc teraz trochę oszczędzimy. Zresztą nie za wiele, bo kominek hula na całego.

Trzeba przyznać, że nie tylko ta wełna tak mnie podgrzewała. Otóż postanowiliśmy urządzić sobie święto Beaujolais Nouveau , czyli degustować młode wino, może nie całkiem z winogron szczepu Gamay, jak u tych wielbicieli naszych żabek zielonych, bo z takiej bezimiennej raczej winorośli, z naszego ogródka, ale też młode (bardzo) i nieźle do głowy idące.

Co prawda było to świętowanie w stosunku do francuskiego lekko spóźnione, ale naprawdę szczere, co moja rozmówczyni może zaświadczyć z ręką na sercu. Kiedy zaczęła mi opowiadać jak to dobrze bawiła się na spektaklu Teatru Rampa, w którym udział brała m.in. Krystyna Sienkiewicz, z miejsca przypomniałam sobie dykteryjkę opowiadaną przez tę aktorkę, znaną wielbicielkę czterech łap, o różnych charakterach kota i psa, wyrażających się odmiennym stosunkiem tych zwierzaków do człowieka - swego opiekuna, no właśnie, swego pana, czy swojego sługi(?).

Niestety, ani moja wersja skrócona, ani tym bardziej rozszerzona historii, którą koniecznie chciałam powtórzyć, jakoś tematu nie trzymała, co Hanka litościwie starała się zatuszować przytaczając kawał o kocie i zaczarowanej rybce. Śmieszny całkiem: jedna pani chciała rybę, na obiad przewidzianą, życia pozbawić. Ryba prosi: - nie zabijaj mnie, jeśli darujesz mi życie, spełnię twoje życzenie. Pani, trochę rozgniewana: - Nie zawracaj mi głowy, ja nie mam żadnych życzeń. W tym momencie w kuchni pojawia się kot, zwabiony możliwością uczty. Jego widok podsunął pani sformułowanie następującego życzenia: - Zgodzę się, o ile zamienisz mojego kota w pięknego i młodego pana. Po chwili ryba spełnia życzenie, a przystojniak w kuchni odzywa się w te słowa: - Widzisz, i trzeba mnie było kastrować?!

Po tym niedzielnym świętowaniu zapasy naszej piwniczki bardzo raptownie się skurczyły, ale to chyba dobrze, wino młode jest, stać nie może długo – skwaśnieje i… dopiero będzie strata. A ja, już poniedziałkowym popołudniem, późnym co prawda, skojarzyłam sobie dokładnie o co chodziło w tej dykteryjce pani Sienkiewicz.
Tak to bywa, gdy człowiek ma więcej lat niż powinien.

A propos wieku – nasza jedyna, ukochana ciotka Lusia, mieszkająca w Charkowie, obchodzi dzisiaj 85. rocznicę urodzin. Wie dobrze, że musi żyć długo, nie zostawi przecież Lindy, swojej suczki ulubionej, bo któż by się nią zaopiekował. Lusia trudne miała życie, oj trudne.
Jej życiorys to kawał niełatwej historii polsko-rosyjsko-ukraińskiej. Właśnie składaliśmy jej gratulacje i serdeczne życzenia długiego życia w najlepszym zdrowiu. Przez Skype’a naturalnie.

5 komentarzy:

  1. Dowcip pierwsza klasa, przekażę dalej.
    A wino trzeba pić, podobno jest bardzo zdrowe, wręcz wskazane... ale oczywiście z umiarem. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Galileusz podobno twierdził, że wino "to światło słońca w wodzie uwięzione", a Plutarch (także podobno), że "jest najpotężniejsze wśród napojów, najsmaczniejsze wśród lekarstw i najprzyjemniejsze wśród potraw".

    Ale to, że wedle słów B. Prusa "robi człowieka przeźroczystym" - to już całkiem inna kwestia przecież!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hanka puszyć się zamierza, bo jej dowcip wszystkim się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. dzięki za komencik
    pozdrawiam cieplutko choć na dworze zimniutko

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)