Nie jestem zanadto religijna. Prawdę mówiąc wcale nie jestem religijna. Ale jestem zdeklarowaną tradycjonalistką, więc niezależnie od źródła, bardzo popieram tradycyjne świętowanie, mało tego – lubię je nad wyraz. A już Boże Narodzenie zwłaszcza.
I choć Kościół Katolicki za największe uważa święto Wielkiej Nocy, sama, jak pewnie większość z nas, przedkładam bożonarodzeniową Wigilię nad wszelkie inne, nawet te całkowicie osobiste czy rodzinne uroczystości.
Właśnie – kolacja wigilijna. To dla niej pucuje się dom, pięknie stół nakrywa, wyciąga najlepszą porcelanę, srebra, ozdoby. Zapalamy świece, stawiamy kwiaty, ubieramy pachnącą lasem choinkę i jeśli portfel pozwala układamy pod nią prezenty. Nasze w tym roku, co tu ukrywać, koty zjadają. Dostały właśnie dwa wory po 10 kilo Royal Canin. Dobra karma (eh, droga jest), to i smakuje naszym zwierzakom, a to one w końcu najważniejsze są w tym domu.
Natomiast na nadreńskie jedzenie zaczęły krzywo spoglądać. Niewdzięczne. Więc schowałam je i zaprosiłam koty do Whiskas’a. No, i proszę – to było właściwe posunięcie – dość szybko się przeprosiły i nie marudzą już nad miskami z pstrągiem czy z krabami, które na Boże Narodzenie Schatz im przysłała.
Nie wiem, czy na naszym wigilijnym stole tradycyjnych dwanaście potraw bywało, ale chyba jednak nie, dziś już apetyty nie te co ongiś. W każdym razie były śledziki, sałatki, karp w galarecie na przystawki, barszcz czerwony z uszkami jako zupa, ryba na danie główne, a potem słodkie wypieki, to znaczy makowce, torty, pierniki i pierniczki jako deser. I koniecznie kompot z suszu.
Kiedy padała komenda – można wstawać od stołu – wszyscy starali się znaleźć pod choinką prezent dla siebie. Nie do pomyślenia było, zwłaszcza dla nas, dzieci, aby kogoś pominięto, aby „od Aniołka”(nie „od Mikołaja”) choć najskromniejszego upominku ktoś nie dostał. Później dorośli szli na Pasterkę.
Tak było w domu mojej Matki, która małopolskie, krakowskie potrawy zawsze na Wigilię podawała. My, córki ten zwyczaj kulinarny przejęłyśmy, z tym, że ja go nieco modyfikuję. Po pierwsze nie przygotowuję takich ilości ani rozmaitości jedzenia; śledzie w jednej, najwyżej w dwóch wersjach, jedna sałatka jarzynowa, barszcz z uszkami, to jako oczywistość, i od lat nie podaję karpia, głównie z tego powodu, że nie ma go kto zabić. Okropieństwo. Od kiedy uśmierciłam tę rybę, jakieś 15 lat temu, nie biorąc jej oczywiście do ust przy kolacji, kupuję tylko filet z łososia i serwuję smażony, rzadziej pieczony.
Na deser jest tort makowy, a kompot nie z suszu owocowego tylko cytrusowy, bo taki najbardziej lubimy. Pewnie, że do jedzenia musi być białe wino, półwytrawne. No, i może do kawy, całkiem już późnym wieczorem, także nie od rzeczy będzie jakiś trunek. Plus czekoladka.
Kolęd słuchamy przez radio. Albo Presley’a ze starych taśm magnetofonowych. Nie jesteśmy muzykalni, słuchu pozbawieni, to i sami do śpiewania się nie palimy.
Z tradycyjnych zachowań wigilijnych przejęłam jeszcze ten, że od chwili złożenia sobie życzeń i zajęcia miejsc przy świątecznym stole, nikomu oprócz pani domu, nie wolno wstać aż do zakończenia kolacji. W przekazie miała ta norma służyć temu, aby rodzina, domownicy, krewni w przyszłym roku mogli się szczęśliwie spotkać w tym samym miejscu i w tym samym gronie.
Nie chcę dyskutować, czy to zwykły zbieg okoliczności, niemniej zdarzyło się tak, że jedna z osób wyłamała się z tego zakazu, nazywając go śmiesznym przesądem… i następnej Wigilii jej miejsce, niestety, puste było.
Od tej pory nikt z nas nie chciał już ryzykować. Wszyscy karnie czekali na pozwolenie wstania od stołu.
Nie wiem, czy jest to jakiś szerzej znany obyczaj regionalny, czy był tylko w moim rodzinnym domu pielęgnowany. Co by nie powiedzieć – świętujący byli obsługiwani przez całą kolację, a było to nadzwyczaj dla nich miłe. Gospodyni pewna była porządku i sprawnego przebiegu posiłku, nikt przecież bezładnie nie biegał, nie pytał co teraz wnosimy, nie usiłował pomagać, podczas gdy faktycznie potęgował tylko zamęt w kuchni – i o to przecież także chodziło.
A teraz proszę wszystkich, którzy tu zaglądają, bądź tylko zabłądzili, a zwłaszcza Panie Domu, aby zechcieli przyjąć życzenia udanych Świąt; olśniewającego stołu, wspaniałych potraw, trafionych prezentów.
I przede wszystkim dużo zdrowia. Oj, będzie potrzebne!
Chcę także wierzyć, że wszystkie zwierzaki będą się cieszyły pełnymi miskami i dobrymi uczuciami swoich opiekunów.
I ja życzę Waszej gromadce wesołych Świąt. Niech miną w gronie najbliższych, w milej atmosferze, spokojnie, bez wzdęć i rewolucji żołądkowych. :)
OdpowiedzUsuńCo do zwyczajów, to muszę przyznać, ze tego z wstawaniem nie znałam. Ciekawe. Tak sobie myślę czy u nas coś poza wolnym miejscem dla zbłąkanego wędrowcy coś jest, ale nic sobie nie przypominam.
Dziękuję Błękitna!
OdpowiedzUsuńNakrycie dla wędrowca, hm... jeszcze dziecięciem, udało mi się Matkę przekonać, że przecież, jeśli się pojawi (a kilka lat oczekiwaliśmy z napięciem na takie przybycie, daremnie zresztą), to przeciż "zdążymy" wyjąć z kredensu i podać.
Dziwne te meandry dziecięcej logiki, (wrażliwości? jej braku?).
no i u nas takiego miejsca nie ma ;-(
OdpowiedzUsuńmoże dlatego i nikt nie przychodzi
prezenciki już kupione, dla psiaków też ;-)
pozdrawiam milutko
żeby nie przechwalić
nareszie mój komp działa jak powinien
Świętego w kominie,
OdpowiedzUsuńprezentów po szyję,
zielonej choinki,
prezentów trzy skrzynki'
zimnego szampana i sylwka do rana.
Gwiazdki najjaśniejszej, choinki najpiękniejszej,
prezentów wymarzonych,
świąt mile spędzonych, karnawału szalonego,
roku bardzo udanego.
Donata - masz widzę, worek z wierszykami okolicznościowymi na Boże Narodzenie i Nowy Rok - sympatycznymi zresztą bardzo, więc dziękuję pięknie.
OdpowiedzUsuńI jeszcze raz wszystkiego dobrego!
P.S. Co do sprzętu, to pfuj! mój też z lekka fiksuje, a niektórych blogów w ogóle nie chce otworzyć, więc wchodzę na nie przez Chrome.
Bertha? podobna do tatulka
OdpowiedzUsuńwypisz wymaluj
a nasz Fredzio jest maltretowany przez córcię mojej siostrzenicy
ucieka gdzie pieprz rośnie
ona go wciąż łapie, a on tego nie lubi(Fredzio to kot moich rodziców)
nasze bezdomniaki mają budkę na zimę
pewnie nie zamarzną gdy zaśnieży
bo w tej chwili mamy wiosnę
buziaki poranno-świąteczne
u mnie były dwa razy szczenięta i było znośnie w domu dopóki go nie opuściły
OdpowiedzUsuńtym razem moje szczenięta urodziły się u kumpla w domu i przywiózł mi je 6 tygodniowe
a tak je wychował, że mi będzie wstyd je sprzedać, aby mnie ludzie nie przeklinali
rozpuszczone do granic możliwości
już je miesiąc przywołuję do porządku, ale teraz nie jestem pewna czy mi się to uda
i zamiast je sprzedać bo są z metryczkami to pewnie oddam z papierami i będę wdzięczna jak kto je weźmie
to teraz sobie wyobraź jakie mogą być
... i wcale się nie dziwię, że ktoś bierze takie szczenię i ma go po chwili dość
OdpowiedzUsuńmoje szczenięta z pierwszego miotu mają już po dwa lata i wszyscy jakoś je chwalą, nie mieli z nimi żadnych kłopotów
a jeśli jakieś się zaczynały to dzwonili, pytali a ja im podpowiadałam
znam trochę mowę psów ;-)
buzialki
To tak jak ja - znam trochę kocią mowę (to znaczy tak mi się wydaje). Ale co do szczeniąt, to wybacz, ale w ogóle Twego zdania nie podzielam: przecież wszyscy mali, obojętnie ludzie,psy, koty czy, no nie wiem, delfiny, muszą po prostu być dziećmi. Potem podrosną, ustatkują się, i będą grzeczniejsze.
OdpowiedzUsuńNie znam się na hodowli psów, ale jako opiekun na pewno nie chciałabym mieć psiaka, który poddańczo patrzy mi w oczy i niewolniczo wykonuje wszystkie moje polecenia.
Dla mnie zwierzę MUSI mieć charakter(ek). Może dlatego kocham koty - one nie są tresowalne.
Więc nie martw się, że nie sprzedasz tych "niegrzecznych" szczeniaków. Pewnie wiele osób (chciałabym) podziela mój punkt widzenia!
Też buziulki
o to mi chodziło
OdpowiedzUsuń''dopiero kiedy wyjdą z wieku nie-mowlęcego, piszczą, krzyczą i wrzeszczą, ''
ale ja zawsze twierdzę, że sznaucer to nie pies
moje dorosłe są i tak przeze mnie rozpuszczone, ale na tyle, że można z nimi wytrzymać
a mały sznaucerek to tylko czeka, żeby go uczyć, dla nich tresura to zabawa
to ja szybciej się wykańczam i odechciewa mi się, im nie! one nie znają końca tresury, zabawy
a takie maluchy najlepiej uczyć bo pojmują w mig!
widzisz kociaczków nie trzeba uczyć gdzie mają się załatwiać, one same wiedzą
no niestety szczenięta trzeba tego nauczyć, aby nie sikały tam gdzie śpią
przypominam sobie małego łaciatka, którego mielimy chyba od najmłodszych dni i ten kocio wcale nie piszczał i nie wrzeszczał
tylko chodził po firankach i układał ię na moim futrzanym kołnierzu przy płaszczu...wchodził tam przez rękaw bo płaszcz wisiał w
przedpokoju,
nasz burasek też nie jęczał
nie pamiętam aby fredzio też jęczał, ale fredzo znów sika mamie w buty(ale tylko w nowe) pomimo, że jest czyścioszkiem i chodzi za potrzebą do WC ;-))
Szczęśliwego Nowego Roku
OdpowiedzUsuń_$$$$$____$$$_____$$$____$$$$$
$$$$$$___$$$$$___$$$$$__$$$_$$$
$$__$$__$$$_$$__$$$_$$__$$$_$$$
____$$__$$$_$$$_$$$_$$$_$$$_$$$
___$$___$$$_$$$_$$$_$$$_$$$$$$$
__$$_$$_$$$_$$$_$$$_$$$__$$$$$
_$$$$$$_$$$_$$$_$$$_$$$___$$$
$$$$$$$__$$$$$___$$$$$___$$$
_________$$$$_____$$$$__$$$
Dobrego, bardzo dobrego Roku 2009!
OdpowiedzUsuńDonata, Twój pomysł rozbawił mnie wielce. A życzenia - nie z całego wierszyka muszą się sprawdzać, nawet nie z całej linijki, wystarczy tylko pierwszy wyraz. Nasze koty i my nareszcie bylibyśmy urządzeni!
Nie mam pojęcia jak się odwzajemnić, chyba tylko w ten sposób:
~~€€€€€~~€€€~~~~€€€~~~~€€€€€
Najlepszego!
*.*´¨)
OdpowiedzUsuń¸.•´¸.•*´¨)
¸.•´¸.•*´¨).•*´¨)
(¸.•´ (¸.•` * ¸.•´¸.•*´¨)
___°::::::::o::::°:::o°:::O
__°:o::::::°::o::°:°:::o
____$$$$$$$$$$$$$$$$$
___$$___ :-) :-) :-) _____$$
__$_$$$$ :-) :-) :-) $$$$$_$$
_$_ :-) _ :-) :-) :-) _________$
$$ :-) _ :-) _ :-) :-) _________$$
$$____ :-) :-) :-) __________ $$
$$____ :-) :-) :-) _______ :-) $$
_$$__ :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) $$
__$$ :-) __ :-) :-) :-) :-) :-) $$
___$$ :-) :-) :-) :-) :-) :-) $$
_____$$ :-) :-) :-) :-) $$$
_______$$$$$$$$$$$
__________$$$$$
___________$$$
___________$$$
___________$$$
___________$$$
_________$$$$$$$
___$$$$$$$$$$$$$$$$$$