16 listopada 2009

Chlebek na jutro




Pieczenie
chleba nie jest już takim jak dawniej,  trudnym zadaniem. Po pierwsze nie trzeba mieć pieca chlebowego. Po wtóre przepisów w Sieci można znaleźć tysiące. Po trzecie wreszcie smaczny chlebek wcale nie musi być na zakwasie pieczony, choć wiem, że wszystkie poważne 'piekarki' na wszelkich piekarniczych blogach niemal wyłącznie zakwas, jako podstawę wypieku dopuszczają.

Zamiast przeszukiwać Google'a  postanowiłam skorzystać  z przepisu Błękitnej tu  podanego, który oczywiście trochę, jak to ja zwykle, zmodyfikowałam, dostosowując go do własnych warunków: rozrobiłam 4 dag świeżch drożdży, dodałam szklankę więcej mąki (w dodatku nie chlebowej, tylko tortowej, bo tylko taką miałam) i sporą garstkę kminku.  Nadto naczynie do pieczenia wysmarowałam obficie olejem rzepakowym.
No, właśnie, to naczynie największe moje obawy wywoływało. Bo Błękitna piekła w garnku rzymskim, jakiego nie ma w wyposażeniu mojej kuchni. Ale po krótkiej analizie doszłam do wniosku, że chodzi w tym przypadku po prostu o naczynie z pokrywą, na wysoką temperaturę odporne, czyli szkło żaroodporne powinno być w sam raz.


- Co będziesz piekła? zapytał wczoraj wieczorem mój mąż, fanatyczny wielbiciel wypieków wszelakich.
- Chlebek na jutro - odpowiedziałam.
- Eee, dopiero na jutro? zawiódł się trochę.
















Resztę zaleceń z przepisu potraktowałam bardzo dosłownie, i proszę; dziś mamy chleb pyszny, świeżutki (że niezdrowo?), pięknie wyglądający, a co najważniejsze - wiemy, co ma w środku.


Produktem niejako ubocznym jest, utrzymujący się już od kilku godzin, przepełniający cały dom, zapach  pieczonego chleba.
Żaden Dior, żadna Chanel, czy inna Ricci, ani nawet sam Armani nie są w stanie z tym zapachem konkurować!



19 komentarzy:

  1. Witam cię serdecznie twój chleb jest przepiękny i napewno bardzo smaczny ja też piekę sama chleb i wszyscy domownicy i znajomi wolą jeść chleb własnego wyrobu i nie ma to znaczenia na drożdzach czy na zakwasie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chleb na zdjęciu jest tak cudny, że chciałoby się wgryźć w ekran! Do tej pory "gryzłam" ekran tylko u Kass - mistrzyni nad mistrzynie - ale widzę, że i u Ciebie talent piękny!Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ piękny Ci "wyszedł". Rany, jakiego smaka mam na taki świeżo upieczony chlebuś :) Wiem, taki świeży jest niezdrowy, ale jaki smaczny :)) Do tego jedynie masełko i chłodne mleczko...
    O, rany, jak ja się katuję tym rozmyślaniem...
    Ściskam mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorotko, witam Cię także serdecznie.

    Osobiście wolę upiec chleb na drożdżach, no bo tak długo czekać nie trzeba (na ten zakwas).

    Trzeba przyznać, że wyszedł mi ten chlebek, nawet sama zdziwiona byłam, jako, że żadnej praktyki w tej mierze nie posiadam.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ori, talentów to ja takich akturat nie posiadam.

    A skusiłam się na pieczenie, bo Błękitna, od której przepis ściągnęłam, nazwała go naprostszym chlebem świata, czy coś w tym stylu, więc uznałam, że dam radę.

    Zdrówka dużo!

    OdpowiedzUsuń
  6. Alexo, nie katuj się, tylko upiecz, naprawdę łatwo, zaręczam.
    Właściwie to samo wszystko wyszło.

    Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
  7. z wyglądu widać, że pycha!
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Donata, Ciebie także namawiam na upieczenie takiego bocheneczka. Ja do tego stopnia uprościłam oryginalny przepis, że ani w prostokąty nie składałam, ani w ściereczki nie zawijałam. Po prostu wyrośniete ciasto pięścią potraktowałam, dosypadam szklankę mąki, znów zagniotłam i na 2 godziny do wyrośnięcia zostawiłam. A potem do pieca.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zachęciłaś mnie, wygląda tak smakowicie i jeszcze z kminkiem,mmmm! Taki chlebek masłem posmarowany to raj dla podniebienia:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja to już nie mam co pisać na temat tego chlebka. Zgadzam się ze wszystkimi. Zapach po moim blogu się nawet rozchodzi.Będę musiała się zebrać do upieczenia takiego chlebka.
    Przepisów jest rzeczywiście sporo.
    Pozdrawiam cieplutko:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Jolu, zachęcam (jak mnie zachęcano) aby choć od czasu do czasu własny chleb na śniadanko podawać. Coś pysznego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale piękny wyszedł! Cieszę się, że jednak się skusiłaś i że wszystko się udało (link też :)). I przetestowałaś naczynie żaroodporne. Ja się bałam, bo mam takie z informacją, że do maksymalnie 230st. wytrzymuje...

    Nie zgodzę się, że tylko chleb na zakwasie jest "prawdziwy". Niektóre drożdżowe, są powalające. Mam taki jeden na oku, chyba będzie następny w kolejce...

    Pozdrawiam i życzę smacznego (chociaż pewnie już nawet okruszka nie ma ;)).

    OdpowiedzUsuń
  13. Małgosiu, haftować nie potrafię, nie dziergam, nie wyszywam, to choć w kuchni od czasu do czasu się 'zrealizuję'.

    A chleb zachodu nie wymaga żadnego (prawie) więc warto go upiec.

    Serdecznie Cię tu witam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Błękitna, ten (przepis), który na oku (swoim błękitnym) masz, to ja także sobie rezerwuję. Oczywiście o ile nie jakiś skomplikowany i pracochłonny jest!

    Pozdrowień dużo

    OdpowiedzUsuń
  15. O rety jaki puszysty ten chlebuś! mniam, mniamm...ja też mam ochotę spróbować upiec swój własny chlebuś ale pamiętam jak kiedyś moja mama wyrabiała ciasto chlebowe i odechciewa mi się takiego wysiłku ...ech,ile to jest tego ubijania ręką ciasta...
    Pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Agnieszko, tak na powitanie: właśnie o to chodzi, że przy pieczeniu tego chlebka wcale narobić się nie trzeba, a ciasto to po prostu "byle jak" się zagniata.
    I co najważniejsze - wychodzi!

    Więc spróbuj, a na pewno fanką tego przepisu się staniesz, jak ja.

    Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj, to ja zaraz wezmę się do roboty...a póki co podkradłam przepis na Twoje bułeczki stąd (http://szkaradziej.blogspot.com/2007/11/cisza-nocna.html) i właśnie wyciągnęłam z pieca....cudownie pachną, a jak wyrosły! więc chyba mantra Hare Kryszna działa...a chlebek wieczorkiem zmajstruję będzie w sam raz na rano...pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Agnieszko, cieszę się, że je upiekłaś, bo te bułeczki staropolskie, w różnych wersjach zresztą, często na nasz stół z piekarnika wjeżdżają.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)