Krótkie jest życie kota. Choć kot, a już nasz Rudolf zwłaszcza, życie kocha nad życie.
Rudolf zwany na co dzień zwyczajnie – Rudym, Rudzielcem, Rondelkiem, Rudym Dzikiem, a nawet Rudą Świnią czy Rondellim, ostatecznie dał za wygraną wczorajszym niedzielnym popołudniem.
Ale rano, o wpół do dziewiątej, jeszcze przed kostuchą chciał się schować; uciekł z domu i przez wiele godzin nie wiedzieliśmy, gdzie jest. Na rękach go przyniosłam z sąsiedniego ogrodu. Już kończył żywot.
Umierał tak, jak umiera człowiek.
To straszne doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze postąpiliśmy, nie usypiając zwierzęcia. Zresztą zawsze miałam silne wrażenie, że Rudy, zapytany w tej kwestii, zdecydowanie i kategorycznie by zabronił.
On, nasz domowy macho; nawet wykastrowany rządził niepodzielnie wszystkimi kotami, intruzów gonił, kotki chociaż poklepać lubił, kochał jedzenie, ciepełko kominka, a nade wszystko słoneczne promienie, których natura na koniec mu nie pożałowała.
Od śmierci swego przyjaciela, naszego Szkaradziejka kochanego, Rudolf podupadł bardzo, najpierw psychicznie (tu więcej); nie mógł pogodzić się z faktem, że sam został, a już około października ubiegłego roku zaczął niedomagać fizycznie. Zimą zorientowaliśmy się, że nieuchronny koniec nadchodzi.
I chociaż znaliśmy dobrze niesamowitą chęć życia Rudego, nie sądziliśmy, że doczeka pogodnego lata. A jednak, i nie pierwszy to raz, Rudolf pokazał wszystkim, bo przecież jedenaście lat temu weterynarz zawyrokował: to będzie cud, jeśli do jesieni dożyje (tutaj więcej).
Więc tak sobie siedzimy, Rudego wspominamy i myślimy, że chyba dostał tyle uczuć i starania ile trzeba, aby do końca swojej drogi ziemskiej dotrwać w przekonaniu, że ostatecznie nie było mu tak źle.
Ostatnie zdjęcia zrobiłam Rudzikowi w październiku ubiegłego roku. Nie chciałam dokumentować po paru miesiącach zwierzaka wychudzonego, ze wszystkimi możliwymi oznakami choroby. Przeciwnie, chciałam, aby w naszej pamięci został już na zawsze taki pogodny, piękny, silny, zawsze skory do zabawy, sprawny i szczęśliwy.
Rudelku! A postaraj się tam zająć i dla nas jakiś kącik zaciszny! To na razie malutki!
To bardzo smutny wpis.
OdpowiedzUsuńTakie jest życie i przeznaczenie każdego życia. Rudzik miał piękny późny etap swojego kociego żywota. Przeczytałam wspomnienie Rudego i Szkaradzieja.To naprawdę niezwykła opowieść.Koty są przecież samotnikami, a tu proszę...taka przyjaźń.
Trzymaj się!!!
Pozdrawiam bardzo cieplutko:))
Przykro, ze Wasz przyjaciel odszedl.
OdpowiedzUsuńsciskam
Basia
Jedno wiem na pewno. Był niesamowicie szcęśliwym kotem u Was. I to jest najważniejsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ola
Jestem z Tobą w Twoim smutku.
OdpowiedzUsuńoj, serce zabolało, jak przeczytałam Twój wpis...Jesteśmy z Tobą, Gosiu, buziaki
OdpowiedzUsuńAga ( i mała Zosia, która już śpi)
Jak sie tak ładnie i ciepło pisze o kocie,to znaczy,że był kochany i szanowany.Czyli wygrał los na kociej loterii-dzięki WAM.Wie,ze smutno i ,ze boli...Więcej nie gadam-przytulam CIĘ MOCNO.
OdpowiedzUsuńdwa lata temu,w zeszłym roku i 3miesiące temu straciłam kolejnego kota...barrdzo wam wspólczuję...ściskam mocno
OdpowiedzUsuńooo... płaczę, jak przeczytałam kocią historię... i już miałam zrzucić kota z kolan i iść zmywać, ale nie... niech siedzi jak najdłużej... mrumru.
OdpowiedzUsuńZa Twoje wielkie serce przyjmij ode mnie nagrodę. Serdecznie zapraszam po jej odbiór.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo cieplutko:))
Poryczałam się ... Też miesiąc temu nagle w zaciszu mojego ogrodu usnął nasz "Malutki". Nagle ... jak ją znalazłam (bo to koteczka była), to jakby piorun we mnie uderzył, tak byłam zaskoczona i zszokowana ... Nie mogę przebolec, że mnie wtedy przy niej nie było ... tym bardziej, że przy narodzinach byłam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA mój młody szaleje tak, że jest nie do opanowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:))
Smutne to bardzo. Ale taka jest niestety kolej rzeczy. Wyrazy współczucia:(Fotki bardzo piekne i kot również. U mnie na blogu w swiecie wyobraźni tez mam kota.
OdpowiedzUsuńOstatnio zrobiłem kilka obrazków z kotami. Pewnie pochwale sie nimi niedługo. Na razie pojawił się u mnie kolejny smok:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDrogie Panie, Miły Panie!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za ciepłe słowo, za zrozumienie, za współczucie.
Dalej na sercu bardzo ciężko, ale ból jakby mniejszy. Czas pogodzi nas z losem.
cześć :)
OdpowiedzUsuńZapraszam po odbiór wyróżnienia, bardzo podoba mi się Twój blog, i jestem wielką miłośniczką kotów :)
Zapraszam :) Ania
Jestem już w domku po operacji.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedna ręka mnie czeka - dobrze, że mam tylko dwie...
Pozdrawiam cieplutko:))
Zawsze gdy czytam wpis tego rodzaju, nie ważne, że kociaka nie znam - leci łezka, lub dwie. Choć przecież wiem, że tak będzie, nie potrafię przestać czytać. Może dlatego, że należy mu się by dotrwać do końca, może dlatego, że każdej ogoniastej duszyczce należy się pamięć, a mimo że dopiero teraz poznałam jego historię zostanie już ze mną na zawsze...
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do mojego nowego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:))
wpisy o smierci zwierzaków naszych małych braci bolą mnie zawsze :( i nie jest wazne, czy znałam zwierza czy nie :) kocham je wszystkie bardziej niz ludzi i boli mnie jak odchodza . zyją krócej od nas niestey lub moze stety bo możemy być z nimi do końca :) Wasz Przyjaciel z pewnościa harcuje sobie w najlepsze z cała kocia i psią bracia, która tez odeszla :)
OdpowiedzUsuń