4 maja 2010
Rudolf smutny bardzo
Nasz Rudolf, zwany Rudym po prostu, jest osowiały taki. Nikogo nie zaczepia, aby troszkę, tak dla żartów, się posiłować, choć dotychczas z lubością to robił. Żadnej kociczki naszej nie poklepuje, a dotąd żadnej przecież nie przepuścił.
Samotny bardzo jest mimo obecności gromadki kotów. Bo Rudy w zasadzie tylko ze Szkaradziejem się kumplował. I trwała ta kocia przyjaźń od 10 lat, czyli od czasu, kiedy Rudolfowi, nieszczęśnikowi mieszkającemu w kompostowniku na sąsiadującej z naszym ogródkiem działce, wedrzeć się do naszego domu udało.
Zaczęło się oczywiście od wojny; Rudy bił Szkaradzieja, przeganiał kociczkę Małpiatkę, która wtedy właśnie do nas przystała, warował przed naszym gankiem, aby zagrodzić im dostęp do domu.
- Kot to kot, umyślił sobie biedak, - i doszedł do wniosku, że jeśli nie wpuści na ganek Szkaradzieja to ludzie zaproszą do domu jego, Rudego. A on rozpaczliwie domu potrzebował, taki zapchlony, zarobaczony, zakażony grzybicą, i na dobitkę z zaawansowaną astmą.
Kiedy już Rudy w domu się znalazł, ale jeszcze nie przekonany o pewności miejsca, momentalnie podporządkował sobie Szkaradziejka, który z obawy przed agresją tego silnego kocura, przyjął z filozoficznym spokojem rolę podwładnego i zaczepki z Rudym nigdy nie szukał.
Była to taktyka bardzo słuszna, bo jak się niebawem okazało, Rudy ze Szkaradziejem szybko stali się nierozłączni. I chociaż Rudolf lubił bardzo popisywać się swoją władzą, flegmatyczny i refleksyjnie do życia nastawiony Szkaradziej korzystał z ochrony, jaką Rudy zapewniał zawsze w obliczu niebezpieczeństw grożących ze strony obcych kocurów, których sporo się u nas pojawiało.
Oba koty razem wyprawiały się na bliższe i dalsze włóczęgi, oba w tym samym czasie były wysterylizowane, chociaż to Rudy jeszcze długo po kastracji wykazywał bardzo aktywne zainteresowanie kocimi pięknościami.
W miarę upływu lat przyjaźń Rudolfa i Szkaradzieja do tego stopnia okrzepła, że wszystko robili wspólnie, a jeden od drugiego „małpował” zachowania. Na przykład: Szkaradziej jadał dwa-trzy razy dziennie, ale ponieważ Rudy, który przeszedł w swoim życiu etap głodu i starsznie się bał, że jedzenia może zabraknąć, wpadał do kuchni co kilkanaście minut, zjadał trzy chrupki i wybiegał, Szkaradziej po pewnym czasie zaczął robić to samo. Teraz oba koty przez cały dzień, ustawicznie coś podgryzały, chrupały, próbowały.
Rudy, mimo że z czasem odzyskał gęste, puszyste futro, jest strasznym zmarzlakiem i bez ustanku szuka miejsca jak najcieplejszego. Jego tragiczne przeżycia z czasu gdy był kotem bezdomnym nauczyły go, że „lepiej dmuchać niż chuchać”, a więc garnie się do słońca, do kominka, do gorącego kaloryfera. Szkaradziej miał odwrotnie – lubił pasjami przesiadywać na dworze, nawet w siarczysty mróz czy niepogodę. Trudno go było sprowadzić do domu. I co się stało? Kiedy oba koty już tak naprawdę się skumplowały, to okazało się, że ten wyjątkowo ciepłolubny Rudy razem ze Szkaradziejem na progu, w paskudny ziąb przesiaduje i wołany do domu nie wejdzie, jeśli Szkaradziej pierwszy tego nie zrobi.
Szkaradziej przepadał za rybami, których Rudy nie tolerował. Po jakimś czasie okazało się, że Rudy także jest fanem ryb, choć początkowo po ich zjedzeniu wymiotował.
Przykładów tego dziwnego, ale jakże ładnego kociego przywiązania jest dużo, lecz o nich będziemy sobie z Rudolfem do uszka szeptać i wspomnienia piękne snuć; wszak Rudy, młodszy zapewne od Szkaradzia o dwa-trzy nawet lata, nie zamierza chyba jeszcze nas osierocać.
Więc czy dziwić się można, że Rudolf na progu samotny siedzi, i smutny taki? Stracił przecież przyjaciela, a to wielka trauma, wielka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tęsknicie Wy, tęskni koci przyjaciel za Szkaradziejem...przecież wiesz,jak ciężko koty znoszą wszelkie zmiany w swoim otoczeniu a tu zmiana zasadnicza.Głaskam Was wszystkich czule i z sympatia bo co tu mówic...
OdpowiedzUsuńIzo,rację masz; nawet najdrobniejsza zmiana w kocim życiu, w najwyższym stopniu potrafi je zirytować czy przerazić. Dlatego teraz znów martwię się o Rudolfa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie
No pewnie, że mu smutno, bo kumpla najlepszego stracił:( Mnie do dzisiaj smutno po Bipexie, a i Dyziek nie często się "uśmiecha" tak jak kiedyś (tylko nie wiem, czy on smutny po sdtraie kumpelki Bipusi, czy po stracie w związku z pzeprowadzką wszystkih kumpli z którymi latał po parku).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i Rudolfa bardzo cieplutko:) Uszy (i wąsy) do góry:) Buziaczki
deZeal, jak miło Cię w tak dobrym nastroju spotkać!
OdpowiedzUsuńPewnie,że Dyzio za Bipex tęskni. Ja co prawda nigdy psa nie miałam, ale od Elżbiety wiem na 100% że jej pieska Nina oczy za Guciem wypłakiwała. I nocami nadsłuchiwała wszelkich w domu trzasków, mając nadzieję, że to jej towarzysz ze swoich nocnych eskapad wraca. Ale niestety, piękny i wyjątkowy kot Gustaw także odszedł na zawsze.
Wielki kamien z serca mi spadł. Tak długa przerwa że myślałam że coś się stało. Ostatnie tragiczne wydarzenia pokazały nam że wystarczy ułamek sekundy. Pozdrawiam was wszystkich,trzymajcie się zdrowo.Buzialki dla całej gromadki i przyjaciół. ITKA Ś-CA.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś kocią przyjaźń.
OdpowiedzUsuńZwierzęta potrafią żyć w przyjaźni, a ludzie powinni się tej "sztuki" od nich uczyć.
Przyjaźń zwierząt jest bezwarunkowa i dlatego taka prawdziwa.
Żal mi Rudaska :(
Biedaczek, tęskni i nie może pojąć, dlaczego przyjaciel go opuścił :(
A tak na marginesie, to już zaczynałam się martwić. Często ostatnio wchodząc na blogi, o Tobie właśnie myślałam. No bo kto to widział, żeby opuścić nas na tak długo!!!
Ale dobrze, że już jesteś :)
Przytulam :*
Itko, dzięki za dobrą pamięć o nas.
OdpowiedzUsuńNie ma Szkaradzieja, ale reszta jest przecież, i starania, opieki się domaga. No to trzymamy się tego życia, choć jak to się mówi: nie znasz dnia, ani godziny.
Wiele pozdrowień
Alexo, witaj. Szkaradziej był pierwszym przygarniętym kotem i oprócz swoich własnych, niepowtarzalnych walorów, którymi podbił nasze serca, korzystał też z tego sentymentalnego prawa pierwszeństwa. Po prostu od niego wszystko się zaczęło.
OdpowiedzUsuńBoleśnie jego śmierć przeżyliśmy.
Miło jest przeczytać, że o nas myślałaś.
Wiele uścisków
Biedak :( ciężko mu straszliwie, tak zresztą jak Wam, kochani ....
OdpowiedzUsuńcoś o tym wiem, niestety, ale jak dzisiaj się dowiedziałam na własnej skórze, KOTY chyba mają jednak więcej niż jedno życie :)
pozdrawiam serdecznie!
Asiu ze Starej Stajni, tak pięknej teraz!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że koty są żywym dowodem na reinkarnację. Wracają, ale nie wszystkie: tylko te najbardziej kochane!
Pozdrawiam serdecznie
SON COMO LEONES POKET.
OdpowiedzUsuńTE MANDO UN SALUDO DESDE ALGÚN FELINO LUGAR DE MÉXICO.
"LA VIDA ES UN GRAN CIRCO, PERO SIN ESPECTADORES"
Bienvenido a Arlequin!
OdpowiedzUsuńLes envio saludos cordiales polaco con.
Y mis gatos ronronean a usted.
Golden pensamiento, de maxima, que es muy preciso.
Ja też wierzę w kocią reinkarnację, jak patrzę na Demona...to widzę Vingę, robi to samo, patrzy tak samo, kładzie się w tych samych miejscach...tylko nie lubi się przytulać i spać obok mnie na poduszce:( Już sama nie wiem Vinga to czy nie?!
OdpowiedzUsuńPiękna ta przyjaźń Waszych kotków była, ja Ci powiem,że u swoich zwierząt nie zauważyłam specjalnej różnicy po odejściu Sagi i Vingi...może to głupie, ale aż zła na nie byłam,że tak łatwo przechodzą nad tym do porządku dziennego:(
Trzymam kciuki za Rudolfa, bo z pewnością serce Ci pęka jak patrzysz na tą jego rozpacz, a przecież i Tobie musi byc bardzo ciężko.
Przesyłam ogrom uścisków
Elisse, moja śliczna: Demon nie lubi się przytulać? A Twój Misiek lubi?
OdpowiedzUsuńNo, niestety, faceci tak mają. Co nie znaczy, że PanKot Cię nie kocha. Na pewno bardzo... jak Vinga.
Pewnie, że nie wszyscy po wszystkich rozpaczamy. Zwierzaki podobnie.
Wiele serdeczności Ci posyłamy
I kto by pomyślał, że tęsknią prawda? Wszak dla wielu to tylko kot, to tylko pies... Już nawet nie chcę myśleć, pisać, bo łzy same mi się cisną do oczu.
OdpowiedzUsuńU nas po powrocie z letniska kocie tęsknoty też się ujawniają. Moich rodziców kotka Jula, a siostra moich klocków Fidela i Marcela, specjalnie za nimi nie przepada, nie raz fuknie czy zdzieli łapą, ale gdy wracamy do domu ona ich szuka, nawołuje, jest smutna, osowiała, ciągle śpi. To niesamowite.
Błękitna, czyli znów dowód na to jak mało różnimy się od zwierząt, a raczej jak one podobne są do nas; uczucia i przeżycia mamy podobne.
OdpowiedzUsuńAle często myślę o tym, że one jednak górują nad nami. Przecież żaden pies czy kot nie utopi innego dla zabawy. Nie zabije z nienawiści, jedynie z głodu!