Lata bezgłośnie. Przynajmniej dla człowieka. I tak pięknie wygląda, kiedy rozkłada swoje wielokolorowe skrzydła, siada na środku kwiatu i zapuszcza trąbkę w słodycz nektaru.
To Rusałka pawik, ulubiony motyl, może motylka? skoro rusałka? naszej Duni. Dunia zrobi wszystko, dosłownie wszystko, aby zdobyć takie cudo. Dunia odpuści muchę, sikorkę, ba, mysz nawet. Ale motyla - nigdy. Prawdziwa z niej estetka!
Nie mam odpowiedniego sprzętu, aby sfilmować to urzekające uganianie się kotki za motylem, jego zwinne uniki, jej skoki, jego ucieczki, jej doganianie, i prawie, już, już, schwytanie. Motyl odlatuje, Dunia żałuje bardzo, ale jeszcze ma nadzieję, jeszcze czeka. I nierzadko doczeka się, oj, doczeka. Chwyta wtedy Rusałkę delikatnie, jak na kota, w pyszczek, i czmycha z nią, najchętniej do domu. Tu wypuszcza motyla, a on żywy jeszcze, znów zaczyna to podlatywanie, uciekanie, kołowanie. A kocica, wiedząc chyba dobrze, że to delikatne stworzenie może uszkodzić jednym pazurem, jednym kłapnięciem ząbka, zaczyna ostrożne,bardzo ostrożne podchody. Chce przecież jak najdłużej utrzymać Rusałkę przy życiu, bo wówczas takie polowanie zadowoli jej łowieckie instynkty.
Więc motyl wymyka się, i wymyka, ale po dłuższej chwili tak już jest zmęczony, że po prostu się poddaje. Chyba, że uda mu się usiąść gdzieś wysoko, pod sufitem, spod którego kot nie ma już możliwości go ściągnąć. I zastyga tam w bezruchu. Wtedy Dunia się zniechęca, zostawia motyla i biegnie na dwór; a nuż trafi się kolejny!
Takiego właśnie pawika chciałam wieczorem któregoś dnia uwolnić, ale skrył się w jakimś zakamarku i nie mogłam go znaleźć.
A nad ranem, kiedy dopiero szarzało, obudził mnie hałas; to motyl szarpał się między blaszkami żaluzji tak energicznie, jakby co najmniej sporym był wróblem, a Dunia z parapetu co jakiś czas sięgała po owada łapą. Wstałam, odsunęłam żaluzje, otworzyłam okno i pawik momentalnie odleciał.
A Dunia siedziała i patrzyła na mnie z taką miną, jakbym jej krzywdę jakąś niewyobrażalną zrobiła!
Tak Dunieczko, zawiniłam! Ale ta prześliczna Rusałka także do życia miała prawo. P.S. Obraz powyżej to nie Duni pawik, ale starodruk od Karen z Graphics Fairy (chyba też Rusałka?).
To Rusałka pawik, ulubiony motyl, może motylka? skoro rusałka? naszej Duni. Dunia zrobi wszystko, dosłownie wszystko, aby zdobyć takie cudo. Dunia odpuści muchę, sikorkę, ba, mysz nawet. Ale motyla - nigdy. Prawdziwa z niej estetka!
Nie mam odpowiedniego sprzętu, aby sfilmować to urzekające uganianie się kotki za motylem, jego zwinne uniki, jej skoki, jego ucieczki, jej doganianie, i prawie, już, już, schwytanie. Motyl odlatuje, Dunia żałuje bardzo, ale jeszcze ma nadzieję, jeszcze czeka. I nierzadko doczeka się, oj, doczeka. Chwyta wtedy Rusałkę delikatnie, jak na kota, w pyszczek, i czmycha z nią, najchętniej do domu. Tu wypuszcza motyla, a on żywy jeszcze, znów zaczyna to podlatywanie, uciekanie, kołowanie. A kocica, wiedząc chyba dobrze, że to delikatne stworzenie może uszkodzić jednym pazurem, jednym kłapnięciem ząbka, zaczyna ostrożne,bardzo ostrożne podchody. Chce przecież jak najdłużej utrzymać Rusałkę przy życiu, bo wówczas takie polowanie zadowoli jej łowieckie instynkty.
Więc motyl wymyka się, i wymyka, ale po dłuższej chwili tak już jest zmęczony, że po prostu się poddaje. Chyba, że uda mu się usiąść gdzieś wysoko, pod sufitem, spod którego kot nie ma już możliwości go ściągnąć. I zastyga tam w bezruchu. Wtedy Dunia się zniechęca, zostawia motyla i biegnie na dwór; a nuż trafi się kolejny!
Takiego właśnie pawika chciałam wieczorem któregoś dnia uwolnić, ale skrył się w jakimś zakamarku i nie mogłam go znaleźć.
A nad ranem, kiedy dopiero szarzało, obudził mnie hałas; to motyl szarpał się między blaszkami żaluzji tak energicznie, jakby co najmniej sporym był wróblem, a Dunia z parapetu co jakiś czas sięgała po owada łapą. Wstałam, odsunęłam żaluzje, otworzyłam okno i pawik momentalnie odleciał.
A Dunia siedziała i patrzyła na mnie z taką miną, jakbym jej krzywdę jakąś niewyobrażalną zrobiła!
Tak Dunieczko, zawiniłam! Ale ta prześliczna Rusałka także do życia miała prawo. P.S. Obraz powyżej to nie Duni pawik, ale starodruk od Karen z Graphics Fairy (chyba też Rusałka?).
ostatnio i u mnie mnóstwo fruwa motyli... niezliczona ilość i jak nigdy są bardzo ufne siadając nawet mi na ramiona...
OdpowiedzUsuńkociaki też mają co robić biegając za motylami...bo na nic już raczej innego nie mogą liczyć w ogrodzie...
... Dunia chyba nie zrozumie dlaczego wypuściłaś motylka na wolność... hihi
buziaki
u mnie dwa w piwnicy..śpia źimowym snem:))
OdpowiedzUsuńMotyle, to też arcydzieła, tylko inaczej.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś te łowy.
Zawsze żal ofiar, ale niepodważalnie natura kocia.
A ten wzrok, to ja doskonale pamiętam, kiedy pozbawiałam mojego Bastusia (bo on był strasznym łowcą, który zadowalał się wręcz zającami) swojej zdobyczy, potencjalnej lub już zdobytej.
Joanno, dobremu człowiekowi to pewnie, że motyle na ramionach siadają;)
OdpowiedzUsuńOj Qro, to około przyszłego lipca możesz się spodziewać całej motylej armii w swoim ogrodzie;)
OdpowiedzUsuńBethany, jakby to pięknie było kiedy na tym świecie nie byłoby tropionych i tropiących, łowców i ofiar a wszyscy by się tym nektarem kwiatowym żywili (i ewentualnie jakimś słonecznym promykiem), no nie?!
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś. Uwielbiam motyle. U mnie w domku poluje na nie nie tylko kot, ale i pies i mi też często zdarza się je ratować. Szkoda, że już tak zimno i trzeba będzie czekać na motyle do następnego roku.
OdpowiedzUsuńO tak... To byłby chyba raj.
OdpowiedzUsuńMoje też takie niedobre są:) Chociaż teraz jest u nas sezon na myszki. Ile ja się na wynoszę tych bidulek poza ogrodzenie. Ostatnio jedna siedziała u nas na schodach. Nic jej potwory nie zrobiły ale chyba ją strach sparaliżował. Dopiero jak ją wzięłam na ręce to się ożywiła.
OdpowiedzUsuńLolisi nie ma do dziś?
OdpowiedzUsuńNie ma Urszulko, nie ma, niestety!
OdpowiedzUsuń