Ogłoszenia nie dały rezultatu. Lolisia nie wróciła. Z każdym dniem i tygodniem od jej zniknięcia nasza tęsknota za nią zwiększa się i zwiększa.
Podobno nadzieja umiera ostatnia; i ja zawsze będę jej wyglądała i oczekiwała jej powrotu. Ale życiowego doświadczenia się trzymając trzeba brutalną prawdę sobie uzmysłowić, że szansa na taki cud jest znikoma.
Teraz przeżywamy etap ‘wypominania’ Lolicie ile to dla niej zrobiliśmy; jak pieściliśmy, hołubili, na wszystko pozwalali, byliśmy jej podnóżkami i służbą na każde skinienie. A ona, ta niewdzięcznica? Nie potrafiła docenić; z domu uciekała, fochy pokazywała, mamę swoją własną terroryzowała, specjalnego menu wymagała, bo inaczej karała nas ‘brakiem apetytu’ i w ogóle była małą, rozwydrzoną kociną, kochaną przez wszystkich po wariacku.
Dziesięć lat dostawała od nas sporą dawkę uczuć, może większą nawet niż pozostałe zwierzęta, a może po prostu inaczej kochaną była. I co?! Tyle, że świetne życie przez te lata wiodła. A może to tylko w naszej ocenie, jej opiekunów, szczęśliwą była? Nawet tego się nie dowiemy. Żal. Smutek. Łzy.
Podobno nadzieja umiera ostatnia; i ja zawsze będę jej wyglądała i oczekiwała jej powrotu. Ale życiowego doświadczenia się trzymając trzeba brutalną prawdę sobie uzmysłowić, że szansa na taki cud jest znikoma.
Teraz przeżywamy etap ‘wypominania’ Lolicie ile to dla niej zrobiliśmy; jak pieściliśmy, hołubili, na wszystko pozwalali, byliśmy jej podnóżkami i służbą na każde skinienie. A ona, ta niewdzięcznica? Nie potrafiła docenić; z domu uciekała, fochy pokazywała, mamę swoją własną terroryzowała, specjalnego menu wymagała, bo inaczej karała nas ‘brakiem apetytu’ i w ogóle była małą, rozwydrzoną kociną, kochaną przez wszystkich po wariacku.
Dziesięć lat dostawała od nas sporą dawkę uczuć, może większą nawet niż pozostałe zwierzęta, a może po prostu inaczej kochaną była. I co?! Tyle, że świetne życie przez te lata wiodła. A może to tylko w naszej ocenie, jej opiekunów, szczęśliwą była? Nawet tego się nie dowiemy. Żal. Smutek. Łzy.
Jestem tu pierwszy raz i wiem co oznacza jak kot sie zgubi.Ja mam 5 ancymonow i jeden ,norweski uwielbia znikac.I tak jak u Pani przychodzi potem zmietoszony smierdzacy -ale wraca.Moze jest jeszcze tycia nadzieja,ze pewnego dnia zmechacona wroci.Zycze tego z calego serca
OdpowiedzUsuńMiła Anonimo! Oby! Oby tak się stało!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tyle, że AŻ świetne życie wiodła.
OdpowiedzUsuńO nic więcej nie chodzi w życiu kota, niż szczęśliwe, pełne życie i kochający ludzie. Celowo nie odeszła, musiało się coś stać. Kiedy kot odchodzi z tego świata, wątpię by cierpiał. Cierpią ci, co zostają, z tęsknotą, z bólem. Ale najgorsza jest właśnie ta niepewność, brak wiedzy, co do sytuacji, czy nie jest w potrzebie. Wiem, że to oczywistości.
Przestałam podczytywać Twojego bloga w oczekiwaniu na powrót Loli.
Współczuję Ci strasznie, kolejny raz musisz przez to przechodzić. :(
Nie będę Cię pocieszać, bo na mnie nic nie działa, ale jeśli Ona odeszła, to spędziła tu 10 lat wspaniałego życia i to się liczy.
Byłoby cudownie, gdyby wróciła, ale wiadomo jak jest.
Mam nadzieję, że nie dokładam Ci bólu tym, co piszę.
Współczuję z całego serca. Przeżywałam to samo kilka lat temu. Mieszkałam w innym miejscu i koty sobie chodziły gdzie chciały. I zawsze wracały. Ale jeden pewnego razu nie wrócił. Chyba ze trzy miesiące zostawiałam dla niego osobną porcję. Trudno było się pogodzić z tym, że nie wróci. I to fakt, nadzieja umiera ostatnia. Choć po cichu, mam nadzieję, że jednak Lolita wróci.
OdpowiedzUsuńMałgosiu-codziennie zagladałam w nadziei na dobre wieści...tak by się chciało coś mądrego powiedzieć ale co?Bardzo mocno Cię przytulam .Jak się ma zwierzaki to w tę nasza miłość do nich nieuchronnie są wpisane rozstania i nasz ból z tym związany.Kochana-nie będę pisać Ci nic na pocieszenie rozumiem co czujesz ale nie potrafie pomóc,sama dobrze wiesz...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze zguba jednak się znajdzie:) Może znów ktoś ją przygarnął i trzyma? Ponieważ też mam kota i też choć nie zawsze wdzięczny jest kochany i rozpieszczany wiem co czujesz, dlatego trzymam kciuki za szczęśliwy powrót:) Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam cieplutko. Ania
OdpowiedzUsuńBethany, tak bym chciała, żeby ona celowo odeszła; tam, gdzie jej lepiej, gdzie bardziej kochający dom znalazła! Ale czy to realne? Chcę wierzyć, że tak! Że żyje i jest jej dobrze.
OdpowiedzUsuńDzięki Ci za wsparcie.
Ashko, i na pewno do dziś starasz się myśleć, że Twój zwierzaczek gdzieś jest, gdzieś żyje, i że ktoś o niego dba. Bo tak trudno godzić się na kocie nieszczęście, zwłaszcza naszego własnego kota:(
OdpowiedzUsuńIzo, dzięki; słowa współczujące jednak pomagają trochę, bo dobrze jest wiedzieć, że jest na tym świecie okropnym choć kilka dusz bratnich, które zwierzaki kochają jak my, a może i więcej?!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Aniu, dziękuję Ci za słowa otuchy; zawsze człowiekowi ich potrzeba, zwłaszcza w chwilach tak paskudnych, gdy nic nie można zrobić aby pomóc swojemu zwierzakowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię
Cały czas mam nadzieję, że jednak wróci. Pamiętasz jak moja Tośka się prawie miesiąc gdzieś włóczyła? A ja już oczyma wyobraźni widziałam jej szczątki pod gniazdem bielika... Trzymam nadal kciuki. To nie zaszkodzi, a a nuż pomoże...i szepnę słówko do św Franciszka.
OdpowiedzUsuńAsia
Asiu, tak, koniecznie szepnij słówko za naszą Lolisią św. Franciszkowi. Może jeszcze wróci do nas, najmilsza maleńka kocinka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was wszystkich serdecznie
a ja.. myślałam, że Lolitka już w domciu...
OdpowiedzUsuńwspółczuję bardzo...
u mnie w tym miesiącu minie rok od zaginięcia Kidy i.. nadal cierpię...
buziaki
Joasiu, Boże, to już rok jak nie ma Kidy?! Ile to nieszczęść nas i nasze zwierzęta spotyka na tym świecie:(
OdpowiedzUsuńnajlepszym? ze światów:(
Pozdrawiam Cię serdecznie
Ojej, tak mi przykro... Ale ciągle mam nadzieję, że Lolisia wróci.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się.
Pozdrawiam cieplutko
Jeśli odeszła z tego świata, nie jest nieszczęśliwa. Wg moich wierzeń (chyba), jest szczęśliwa. Jeśli nie odeszła... miejmy nadzieję, że jest jej dobrze, a przynajmniej, że nie cierpi i że wróci...
OdpowiedzUsuńojej bardo ci współczuje...ja kiedyś miała taka kotkę uciekinierkę...ile to łez po niej wylałam...dwukrotnie się znalazła...ale a trzecim razem juz nie....a był to także rozpieszczony kochany wredotek:)))
OdpowiedzUsuńMałgoniu...
OdpowiedzUsuńNadzieja umiera ostatnia...
Może jeszcze wróci...
Trzymajcie się dzielnie.
Ja mam nadzieję, że wróci.....
OdpowiedzUsuńPuk, puk. Ciekawe czy w Wigilię nasze zwierza się odezwą...Jak tam Twoje stadko? Moje strasznie rozrabia.
OdpowiedzUsuń