2 listopada 2014

Kto o śmierci rozważa


"Wyobrażenia Śmierci"  cykl drzeworytów - Hans Holbein (1497-1543)



No właśnie, czy tylko ludzie chorzy, albo starcy, albo poeci, albo malarze snują o śmierci rozważania?
W czasach kultu młodości, zdrowia, urody, które to walory do rangi dominujących wartości w naszym życiu podniesione zostały, kto, no kto, zajmuje się sprawą tak przecież nierozerwalnie z życiem związaną?

Śmierć? To coś ostatecznego, brzydkiego, niezdrowego, w ogóle fatalnego. Może filozof tylko zastanawia się nad tą tajemnicą, której nawet religie wystarczająco opisać nie potrafią.
Przeczytałam właśnie w Newsweeku świetny tekst Zbigniewa Mikołejki, profesora w PAN, którego sam wspaniały, choć przerysowany portret jest jakby wyrazem jednostkowego przemijania, zbliżania się do nieuniknionego.
Profesor sięga po cytaty, od starożytności, po dzień dzisiejszy; przywołuje słowa Wisławy Szymorskiej:

 Nic dwa razy się nie zdarza 
i nie zdarzy. Z tej przyczyny 
zrodziliśmy się bez wprawy 
i pomrzemy bez rutyny. 

Choćbyśmy uczniami byli 
najtępszymi w szkole świata, 
nie będziemy repetować 
żadnej zimy ani lata.
 

Co prawda wiersz ten zwykło się uważać za 'miłosny' ale...

Byłam na miejskim cmentarzu; odwiedzałam 'nasze' groby. Przyglądałam się
i przysłuchiwałam tłumowi. Moje wrażenie jakieś chyba durne jest: 
Cały cmentarz to nagrobki: Lastriko, granit, marmur, rzadko, bardzo rzadko grób ziemny. A na każdym tysiąc donic z chryzantemami i dwa tysiące zniczy; najchętniej wielgachnych. Wiele sztucznych kwiatów i wieńców.

Całe rodziny, w najlepszch, 'niedzielnych" ciuchach, salwy śmiechu, nawoływania z daleka znajomych, radość ze spotkania dawno nie widzianych, rozmowy o dniu dzisiejszym, planach, cenach, itp. 
Nie słyszałam ani razu najlżejszego wspomnienia o tych, dla których (rzekomo) tu się przybyło.
I zastanawiałam się przez całą drogę powrotną do domu: Źle to? Czy dobrze?



10 komentarzy:

  1. no cóż... taki jest człowiek... przewrotny i raczej materialista... a może to wszystko robimy na pokaz ? no bo co za różnica zmarłemu czy znicz duży czy mały... ważne jest... że płonie ogień... a dusza właśnie tego potrzebuje...energii ognia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Joasiu, no właśnie: Zmarłemu to żadna różnica. Dla sąsiadów, znajomych i nieznajomych to robimy. Nie dla zmarłych pamięci przecież:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Megi, dla większości z nas to chyba niewykonalne;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam po raz pierwszy.Pierwszy to z resztą podglądany tak refleksyjny blog.Ja jakoś się nie wywnętrzam w sieci.Nawet mój blog to raczej, nie obrażając kotów,kociament" starych prac - nic aktualnego.Jako rodzina z panem domu,który ledwie rok temu skończył chemioterapię ,cały czas żyjemy od kolejnych badań kontrolnych do następnych ...Oswoiłam się.Umieranie jest po prostu kolejnym etapem i chcę wierzyć,że dusze poza śmiertelnym ciałem są ciągiem dalszym.,,Moi " zmarli żyją w mojej pamięci ,jakby zatrzymani w czasie.Więcej nie wyduszę.Pozdrawiam ,jak zwykle melancholijnie Wioletta

    OdpowiedzUsuń
  5. Najważniejsze by na co dzień pamiętać o bliskich którzy odeszli. Tak myślę...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wioletto, znam ten stan; dość dobrze i z niezbyt daleka. Ładnie piszesz - 'Oswoiłam się'.
    Swoich zmarłych też staram się traktować tak, jakby w podróży długiej tylko byli.
    Melancholia dobra jest, ale nie jako permanentna, więc staraj się:)
    Duzo, dużo zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  7. Ashko, pewnie, że tak, pewnie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozważam-często i gęsto ,tak samo jak o życiu.
    Najdalsza jestem od ocen kto i po co i jak na cmentarze chodzi i jak sie tam zachowuje.Bardziej usprawiedliwiam,ze widocznie tak a nie inaczej "oswaja"temat własnej śmierci nieuniknionej.
    Myślę,że w zależności od tego w co głeboko wierzymy to w tym duchu zmagamy się z odejsciem naszych bliskich i naszym także.
    Towarzyszyłam mojej Mamie w odchodzeniu...Nie liczę już na żadne z Nią spotkanie,wiem,że już nigdzie Jej nie ma -ani fizycznie ani metafizycznie.Ale kiedy przyjełam ten fakt w pełni do wiadomości,kiedy przestałam sie buntować poczułam ulgę.
    Nie ma recept na "oswajanie"-może po prostu trzeba afirmować zycie we wszystkich jego wymiarach i z pełną swiadomością,że będzie miałao koniec.
    A na oswojenie mysli nielekkich bardzo polecam Rozważania Marka Aureliusza.
    Sciskam Cie ,Małgosiu-dzięki,ze mogłam ciut poważniej niż o sweterkach dla królika.iza

    OdpowiedzUsuń
  9. Izo, pięknie powiedziałaś.
    A Markowi Aureliuszowi łatwiej było: rozum miał, cesarstwo na ziemi i Boga w niebie:)

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)