14 stycznia 2020

Koci cmentarz jest pod cisem








Nie, nie było żadnych świąt. Tylko bezbrzeżny smutek. Cały dzień wigilijny przeleżałyśmy z Dunią w moim łóżku.
Ona zmieniała zaledwie kilkanaście razy pozycję, bo na więcej już siły nie miała, a ja w dłoniach grzałam jej łapki. To znaczy chciałam ogrzać, jednak się nie dawało. To był stan agonalny.

Kiedy tak z nią leżałam obiecałam sobie, że jutro nie będę płakać, szlochać, krzyczeć, tylko się upiję, na umór będę piła.
Jutro nadeszło w Boże Narodzenie, o 5. rano.

Wiedziała, że umiera. Bała się śmierci. Krzyczała wielokrotnie i rozpaczliwie, choć była tak słaba, tak mizerna, i już nawet nie szukała naszej pomocy, naszej opieki.
Dostała całunik z najlepszego egipskiego ręcznika a opiekun pochował  ją pod cisem.
Położyłam różę na grobku. Miałam suche oczy. Miałam drewniane serce. Miałam  otępiały umysł.
I poszłam chlać.
Kiedy po trzech dniach wytrzeźwiałam zdałam sobie sprawę, że tak strasznie chciałam aby dożyła 20 lat, tak się starałam z chorób ją wyciągać. A ona odeszła w 19 roku swojego pobytu na tym najlepszym ze światów.

W zasadzie krótko zmagała się z przygotowaniami do odejścia. Ale od jakiegoś czasu były sygnały świadczące o zmęczeniu życiem; Duniaszka, taka czyściocha, przestawała dbać o swoją higienę, w wyniku czego zaczęła obrastać dredami. Więc kupiłam  jej przyrząd do strzyżenia kołtunów oraz furminator czyli specjalną, profesjonalną szczotkę do wyczesywania podszerstka i dawałyśmy radę.
Okresowo też traciła apetyt, ale była fanką dobrego jedzenia, więc obiadek ze świeżego łososia na przykład, był remedium na tę przypadłość.
Ale 20. grudnia przestała jeść, to znaczy kompletnie nie tknęła żadnego dania, żadnego pokarmu, nawet tych swoich najulubieńszych, piła tylko dużo wody. Jednak stopniowo i wody odmówiła. I to był dla mnie znak, że to już koniec się zbliża.

Po śmierci Bazyla, którego długo ratowałam wszelkimi możliwymi sposobami, solennie obiecałam sobie, że więcej nie będę ingerować w zrządzenia losu, że pozwolę drogim członkom swojej rodziny na  opuszczenie tego padołu, kiedy przyjdzie ich pora. Bo po co dodawać im niepotrzebnego cierpienia, przecież ratunek  w sumie jest podyktowany tylko naszym własnym egoizmem, naszą obawą przed własnym cierpieniem, tak dla nas niekomfortowym.

Na 10. urodziny Duni śpiewał  Il cardellino.
Myślałam, że na swoje 20. urodziny  także posłucha Vivaldiego. Nie doczekała.

Duniulka dobre miała życie. Wiedziała, że jest kochana, robiła, co chciała, jadła co lubiła, spała gdzie jej było najwygodniej, wychodziła się powłóczyć po okolicy, wprowadzając nas kilka razy w niebywałą trwogę.
Miała dwójkę dzieci i wnuka. Niestety, wszyscy odeszli przed nią.
Była królową a my, opiekunowie, jej dworem i uważała, że jej się to należy.
I słusznie Dunieczko, słusznie.
W naszej pamięci i w naszych sercach ty Duniu zostaniesz na zawsze.

9 komentarzy:

  1. Bardzo mi przykro, współczuję. Też kiedyś miałam takiego 19-to letniego kota Amona, o tej samej maści.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miko, dzięki za dobre słowo.
    Dunia, choć osiągnęła ładny wiek, jak na dachowca, to i tak zostawiła nas w wielkiej żałości, że dłużej z nami nie była.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mocno Ci współczuję. Tu słowa nie pomogą bo rozpacz po śmierci ukochanego zwierzaka jest zawsze tak ogromna, że w żadnym języku ani żadnymi słowami nie da się jej ukoić. Dunia pozostanie z Wami na zawsze, na zdjęciach, we wspomnieniach. 19 lat to jest bardzo piękny wiek. Będziecie mieli co i kogo wspominać. I choć serce będzie bolało jeszcze długo to wiem, że nie oddali byście za nic tych wspólnych 19 lat. Nasz Minio odszedł 23 listopada 2018 roku. Do dziś się nie pozbierałam. Nam udało się spędzić razem 14 lat. I zawsze będę pamiętać o Twoich radach i pomocy kiedy białasek ciężko zachorował. Dunia miała z Wami piękne kocie życie. Piękne 19 kocich latach... I myślę, że ten magiczny kawałek kociego serca zostanie na zawsze z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rację masz Ashko i pięknie mi to napisałaś. Rok 2019 był dla nas zły bardzo; w marcu umarła Felunia, a w grudniu Duniaszka. To tak okropne przeżycia, jak sama wiesz najlepiej, że ciężko się po nich podnieść.

    A Minia pamiętam od dnia, kiedy tak mnie zachwycił i wcale Ci się nie dziwię, że dalej przeżywasz jego odejście. Ja także boleję nad każdym kotem, z którym, z różnych względów, trzeba było się rozstać. Ale najboleśniejsza strata to ta sprzed 21 lat, także z grudnia, kiedy zabili nam Murkę; to była nasza miłość szczególna, i obustronna. No cóż - taki los.
    Serdecznie Was przytulam!













    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo serdecznie współczuję. Tak się składa, że wczoraj odszedł na zieloną łąkę kot mojej siostry.Zwierzaki towarzyszą nam jedynie kilka chwil, pozostawiają pustkę na całe zycie. Trzymaj się jakoś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja, Vintage. Tylko dlaczego to tak strasznie boli?!
    Serdeczności dla Twojej siostry. I dla Ciebie oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przykro mi Gosiu... wiem jak ją kochałaś...jednak 19 lat to i tak piękny wiek dla kici...
    zostały Ci jeszcze jakieś kotki na stanie ?
    pozdrawiam wiosennie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę;)