7 stycznia 2008

Gustaw



Źle zaczął się nowy rok. Nadeszła wiadomość, że tuż przed Bożym Narodzeniem Gucio odszedł na zawsze. Do Krainy Wiecznych Łowów.

Nie doczekał nawet swoich urodzin, czwartych zaledwie.

Trafił do nowego domu jako rozkoszny, 3-miesięczny kociak, cały puchaty i śliczny w tym swoim popielatym futerku.

Był już wtedy po przejściach: Miał 2 miesiące, kiedy wyjechał od nas do pewnych znajomych na wsi. Byłam przekonana, że będzie mu tam dobrze, że będzie miał dużo bezpiecznej przestrzeni życiowej, której koty przecież tak bardzo pożądają.
Niestety, okazało się co innego. Ilekroć zadzwoniłam, aby dowiedzieć się, jak Gucio adaptuje się do nowych warunków, tyle razy słyszałam, że kotek właśnie śpi. Zupełnie jakbym chciała, aby zawołali go do telefonu. Zaniepokoiło mnie to do tego stopnia, że rozpoczęłam śledztwo i ustaliłam, że zwierzątko bezmyślnie przekazywane jest z rąk do rąk. Natychmiast pojechałam i zabrałam Gucia stamtąd. Ale dla takiego malucha, to musiał być koszmarny tydzień - całe 7 dni poniewierki.

W piękny letni dzień, 23 czerwca 2004 r. Gucio zameldował się już na stałe w Jeleniej Górze. Zmęczony upałem i stukilometrową podróżą nie pozwolił sobie jednak na sen, ani nawet na drzemkę. Badał uważnie, czy przyjęty będzie jako wróg, czy jako przyjaciel psa i królika, mieszkańców tego domu. I został członkiem rodziny.

Kiedy ostatni raz widziałam Gucia miał 2 latka i od dawna nazywano go Gustawem.

Był szczęśliwym kotem, kochanym przez opiekunów. A pan domu po prostu go uwielbiał.
Tylko za krótko, za krótko to życie szczęśliwe trwało!
Maleńkie serduszko nie wytrzymało.

Lolitka nic nie wie, że jej jedyny synek już nie żyje.
Dunieczka nic nie wie, że jej jedyny wnuczek już nie żyje.
Ja im nie powiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę;)