No więc, choć głupio się przyznać, że po zrobieniu ponad 11 tysięcy fotografii, w dalszym ciągu ta technika jako magia czarna mi się jawi, to jednak pstrykam i pstrykam, aby dla pamięci, już nie tej co drzewiej, obrazki sobie pozostawiać.
Choć siebie od dawna nie zdejmuję (bo po co stresować się dodatkowo – mało to w życiu zmartwień?), to chętnie przecież uwieczniam chwile, głównie te z naszymi zwierzętami w roli głównej.
Cyfrowy aparacik, taki zwykły kompakt, dla niewtajemniczonych, co to wszystko sam zrobi, jak go w pozycji 'auto'
Uprzednio mieliśmy, lat kilkadziesiąt pewnie, aparat Zorki 4. Nie, nie na kartę pamięci. Na filmy, takie na rolce. Wywoływało się je samodzielnie, w zaimprowizowanej ciemni, albo w zakładzie fotograficznym, gdzie również można było zamówić odbitki. Tej metody kompletnie nie potrafiłam opanować.
Oczywiście porządku za wielkiego to ja w swoim fotograficznym zbiorze nie mam, w dodatku zdjęcia są w Microsoft Office, Picasie i PhotoScape, ale ich obróbka absolutnie nie jest moją mocną stroną.
Grzebanie w tych archiwach okazało się jednak być wcale przyjemne. I tak znalazłam dwa zdjęcia numer dziesięć.
Oto fragment wejścia do naszej chałupiny, do której wprowadziliśmy się latem 1997 . Mieszkając w niej przeżyliśmy kapitalny remont, trwający naprawdę długo. Ten tylko wie co to znaczy, kto na własnej doświadczył skórze.
Mieliśmy w planach, aby zostać tu rok, no, może dwa. Jak widać jednak, właśnie mija tych lat trzynaście. Jak to mówią – człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.
Ale marzenia nadal mamy: takie o wsi spokojnej, wsi wesołej, sielskiej i anielskiej.
I drugie zdjęcie. Z tego blogu, numer dziesiąty. Przedstawia naszą kochaną kociczkę Lolisię, świeżo wówczas odzyskaną po miesięcznej prawie nieobecności w domu, kiedy to już zaczęliśmy godzić się powoli z myślą, że ją utraciliśmy. Ta historia jest tutaj opisana.
Mimo, że fotografowanie nie jest moją pasją, to jednak bardzo lubię oglądać zdjęcia tak pięknie robione przez naprawdę wiele, wiele osób. Zachwycam się ujęciami, tematami, myślami przewodnimi, aranżacjami i wszelkimi innymi elementami, składającymi się na zdjęcie doskonałe.
Zapraszam do zabawy i namawiam do pokazania na swoich blogach dziesiątego zdjęcia z Waszego komputera i/lub blogu:
- Błękitną- Polę Karską z Między Warszawy a Nieba
- Donatę z Donaty Świata
- Jolantę z Fotografii z Bliska i z Daleka
- Alexę z Home is my Life
- Asię i Wojtka z Siedliska pod Lipami
- Asię ze Starej Stajni
Demonstrujcie fotografie, będziemy podziwiać. I komentować.
Ale co Ty chcesz moja kochana od swoich zdjęć? :)
OdpowiedzUsuń"Entrance" do Twojej chałupki bardzo mi się podoba (może byś tak więcej zdjęć tejże chałupki czasem pokazała?, bo ja strasznie chałpki oglądać lubię:):))
A kicia śliczna - zaraz się zabieram za czytanko o jej historii:) I nie mogę się doczekać kota w Moorland Home... ale póki co, jakoś Bipuś w innym futerku nie chce do nas przyjść. No cóż - czekamy cierpliwie:)
Pozdrawiam i buziaczki ślę:)
A ja Twoje zdjęcia uwielbiam i zawsze z wielką radością je oglądam. Kociczka śliczna :) Już sobie wyobrażam jaka to radość musiała być, a historję czytałam, pamiętam :)
OdpowiedzUsuńKochana, dziękuję za zaproszenie do zabawy w "10 zdjęcie", ale...ja już brałam w niej udział :) Opis jest w przedostatnim poście na końcu :) (wyjazd do opery)
Pomimo, że nadal marzysz o domku na wsi, to ja i tak zazdroszczę Ci tego, bo sama nie mam żadnego :(
A jak to mówią lepszy rydz, jak nic :)
Myślę, że jeszcze kiedyś osiągniecie swój wymarzony skrawek nieba... Czego Wam szczerze życzę :)
Buziaki, uściski :*
Gapa ze mnie, zapomniałam o czymś...
OdpowiedzUsuńProszę, podaj na blogasku przy okazji ten przepisik o którym wspomniałaś w komentarzach u mnie na mleczyk ze skwareczkami.
To może być pyszna sprawa ;)
Przyciągnęło mnie tutaj Twoje zdjęcie z urokliwym daszkiem nad wejściem a okazuje się, że u Ciebie w ogóle jest uroczo :)
OdpowiedzUsuńMiłego i słonecznego weekenda życzę :)
deZeal, ja wiem, że zgodnie z psychologicznymi trendami, na blogach tylko chwalimy, i chwalimy. Nigdy nie ganimy; najwyżej nic nie mówimy.
OdpowiedzUsuńAle i tak Ci dzięki, za to podnoszenie na duchu!
Oczywiście kot w Moorlandzie musi być, i niekoniecznie brytyjski niebieski (śliczne są!), ale zwykły, polski dachowiec też byłby przecież wspaniały. I jak Dyziek by się cieszył.
Pozdrawiam serdecznie
Alexo, jasne, że widziałam Twojego autorstwa zdjęcie Opery wrocławskiej. Bardzo świetne.
OdpowiedzUsuńAle jakoś mi uszło uwagi, że to "zabawowe" - dziesiąte.
Chociaż nie wiem, w czym problem: Ty, z milionem zdjęć możesz chyba wybrać inne dziesiąte, z innego katalogu?
Wszyscy przecież lubią Twoje historie i historyjki! To nie odmawiaj!
A do sprawy jedzenia chwastów postaram się szybko wrócić, tym bardziej, że tylko młode roślinki się do przepisów nadają.
Wiele pozdrowień
lambi, witam Cię i za życzenie dziękuję, ale chyba będzie jednak znowu lało. I temperatura się nie podniesie.
OdpowiedzUsuńDla Ciebie, ogrodniczki zawołanej, to pewnie nie przeszkoda w tej harówie przydomowej?
Ja się na tym zupełnie nie znam, a w dodatku, tak, jak uwielbiam zieleń i naturę, tak nie cierpię kopania, plewienia, przesadzania, itp.
Więc podziwiam Cię, że z takim zapamiętaniem swój ogród urządzasz!
To sił Ci trzeba będzie wiele, których szczerze Ci życzę.
Cudnie! Ten daszek macie prześliczny. A Lolisia, zresztą jak każdy kot, jest urocza. :)
OdpowiedzUsuńO zabawie w dziesiąte zdjęcie jeszcze nic nie wiem, ale zaraz doczytam. I baaardzo dziękuje za zaproszenie.
Błękitna, daszek to specjalnie dla kotów został kiedyś kupiony, aby przed deszczem mogły się chronić, kiedy na progu wysiadują, w czym celował zresztą nasz Szkaradziej nieodżałowany, ze swoim kumplem Rudolfem.
OdpowiedzUsuńZabawa polega na pokazaniu zdjęcia nr 10 na swoim blogu i opisaniu jego historii i/albo tego co przedstawia. A my, oglądacze, będziemy komentować.
Pozdrawiam