Cóż, nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem dobrą panią domu bo prace domowe wszelkie nużą mnie i nudzą nad wyraz.
Nie lubię biegać ze ścierką bo tu kurz, a tu plamka. Nie cierpię mycia okien, prania, prasowania, a i żadnej przyjemności nie sprawia mi gotowanie ani nawet pieczenie.
Ponieważ służby żadnej nie mamy więc robię te rzeczy, powyżej wymienione, ale z przymusu kompletnego a nie z dobrej woli, nieprzymuszonej. Niestety.
Oczywiście lubię, nawet bardzo, mieć czyste okna i firanki, pomyte lustra i lampy, poprane dywany, poprasowaną bieliznę, odświeżone ściany, a nawet płot umyty na wiosnę. Bo biały jest i okropnie się brudzi. Ale strasznie przy tych robotach marudzę, humor mam niezbyt dobry, delikatnie mówiąc, a nawet przeklinam.
Lubię też, zdecydowanie, zjeść coś dobrego, a i kawałka (dużego) ciasta nie odmówię, ale najlepiej mi smakuje to, które zostało nie przeze mnie zrobione. Najlepiej przez osobę, którą znam i cenię. I najlepiej, żebym mogła śledzić przygotowanie potrawy. Jedzenie restauracyjne odpada, i nie tylko ze względu na koszty; głównie ze względu na to, że ‘obrzydliwa’ jestem; przy konsumpcji bez przerwy się zastanawiam, czy kucharz nie ma kataru siennego, długich paznokci albo czegoś równie paskudnego.
Więc wykręcam się jak mogę od tych powinności, ale z powodu wyrzutów sumienia jakie mnie gnębią szukam usprawiedliwienia na to nicnierobienie.
Ostatnio wykręcałam się potrzebą zrobienia kilku ozdóbek wielkanocnych.
Czerpiąc z cudzych projektów, m. in. Burdy (X’92) i tej strony, chętnie, bardzo chętnie nawet oddałam się takim ręcznym robótkom, które w formie drobnych upominków do przyjaciół już pojechały:
Nie lubię biegać ze ścierką bo tu kurz, a tu plamka. Nie cierpię mycia okien, prania, prasowania, a i żadnej przyjemności nie sprawia mi gotowanie ani nawet pieczenie.
Ponieważ służby żadnej nie mamy więc robię te rzeczy, powyżej wymienione, ale z przymusu kompletnego a nie z dobrej woli, nieprzymuszonej. Niestety.
Oczywiście lubię, nawet bardzo, mieć czyste okna i firanki, pomyte lustra i lampy, poprane dywany, poprasowaną bieliznę, odświeżone ściany, a nawet płot umyty na wiosnę. Bo biały jest i okropnie się brudzi. Ale strasznie przy tych robotach marudzę, humor mam niezbyt dobry, delikatnie mówiąc, a nawet przeklinam.
Lubię też, zdecydowanie, zjeść coś dobrego, a i kawałka (dużego) ciasta nie odmówię, ale najlepiej mi smakuje to, które zostało nie przeze mnie zrobione. Najlepiej przez osobę, którą znam i cenię. I najlepiej, żebym mogła śledzić przygotowanie potrawy. Jedzenie restauracyjne odpada, i nie tylko ze względu na koszty; głównie ze względu na to, że ‘obrzydliwa’ jestem; przy konsumpcji bez przerwy się zastanawiam, czy kucharz nie ma kataru siennego, długich paznokci albo czegoś równie paskudnego.
Więc wykręcam się jak mogę od tych powinności, ale z powodu wyrzutów sumienia jakie mnie gnębią szukam usprawiedliwienia na to nicnierobienie.
Ostatnio wykręcałam się potrzebą zrobienia kilku ozdóbek wielkanocnych.
Czerpiąc z cudzych projektów, m. in. Burdy (X’92) i tej strony, chętnie, bardzo chętnie nawet oddałam się takim ręcznym robótkom, które w formie drobnych upominków do przyjaciół już pojechały:
Super prezenty zrobiłaś i wysłałaś do przyjaciół.
OdpowiedzUsuńJa też mogę się podpisać pod wieloma punktami Twojej listy lubienia i nie lubienia.
Ale ja lubię myć okna. Chyba najbardziej z powodu świata widzianego ze szczebli drabiny. Jest dużo większy i ciekawszy niż ten widziany, gdy stoję na podłodze.
Lubię pranie, a właściwie zapach już wysuszonego na wiosennym wietrze prania, gdy je wnoszę do domu.
I leniuchować też lubię:)
Pozdrawiam:)
Ale się ubawiłam :)
OdpowiedzUsuńWprowadziłaś mnie Kochana w iście sielski nastrój :))
Czy Ty aby o mnie nie pisałaś???
Podpisuję się pod tymi oknami, i pod gotowaniem, o prasowaniu już nie wspomnę!
Jedynie przyznaję się do odruchowego biegania ze ścierką i niemal chronicznego zamiatania i mycia podłóg. Prać i wieszać UWIELBIAM, ale to "potem", to już NIENAWIDZĘ... :)
Widzę za to, że rękodzieło sprawia Ci nieskrywaną przyjemność, a przy tym jak cieszy obdarowanych, zwłaszcza, że powstało od serca.
Ściskam Cię serdecznie :*
Oj Terro, właśnie leniuchowanie; to jest to, jak twierdziła Agnieszka Osiecka. Ale to było chyba o Coca Coli.
OdpowiedzUsuńW każdym razie leniuchowanie, ale wcale nie w Twoim wydaniu, tylko takie błogie, prawdziwie 'leniwe lenistwo' jest fajne.
Dużo pozdrowień
Alexo, no wiesz! Całkiem mnie zgorszyłaś; bo ja zawsze sądziłam, że Ty domowe zajęcia uwielbiasz po prostu. A tu masz, prasować nie lubi, coś podobnego, coś podobnego!
OdpowiedzUsuńBuziaczki Ci przesyłam
Nie "prace domowe", tylko "prace DARMOWE", Gosiu- wszak wykonujemy je ZA DARMO, więc żadnej motywacji do nich nie mam- przynajmniej ja! No ale porządek też lubię, niestety...co innego prace ARTYSTYCZNE- Twoje są coraz piękniejsze!
OdpowiedzUsuńbuziaki od Agi i Zosi, miłych świąt!
Ago,ha,ha, masz rację; darmowe, darmowe i zazwyczaj niedoceniane wcale. A ile się przy nich namordować trzeba, ten tylko wie, kto sam je wykonuje.
OdpowiedzUsuńAle za dwa dni już święta i błogie lenistwo nas czeka. W kuchni... lenistwo?!
Jeszcze miłej Wielkanocy będę Wam życzyć.
Tymczasem pozdrawiam
Prezenty super!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt życzy Ci Donata
Zapraszam na mój bloog ''Donwinka i obiektyw''
Donato! Próbowałam na kilka sposobów umieścić na Twoim blogu w WP choćby krótki komentarz, ale bezskutecznie:(
OdpowiedzUsuńZdaje się, że inne portale blokują dostęp z Google? No masz; wszędzie ta konkurencja:)
Wiele ciepła, spokoju i pogody z okazji Świat Ci życzę!
Droga Ma.ol.su, życzę Ci radości, spokoju i ciepła...
OdpowiedzUsuńWESOŁYCH ŚWIĄT! :)